Oczyszczająca rola bakterii i wirusów

Chyba każdy z nas miał kiedyś wbitą drzazgę, albo był świadkiem takiego zdarzenia. Najgorszą rzeczą wtedy jest, gdy drzazga złamie się i jej kawałek utkwi w ciele na dobre. Sytuacja wydaje się być beznadziejna i wychodzi na to, że z tą drzazgą trzeba będzie już żyć albo usunąć ją operacyjnie. Ale nie! Organizm w niedługim czasie rozpoczyna proces wydalania drzazgi, wykorzystując do tego celu... bakterie. Na początku pozornie nic się nie dzieje, tylko boli. W rzeczywistości w otoczeniu drzazgi trwa proces inkubacji bakterii, które dostały się tam wraz z ową drzazgą, albo wniknęły przez uszkodzenie skóry w miejscu wbicia drzazgi. Organizm rzecz jasna mógłby bardzo łatwo i szybko zlikwidować tę niewielką ilość bakterii w miejscu zakażenia i nie dopuścić do ich rozmnożenia się, ale tego nie robi, bowiem są mu one potrzebne do posprzątania po awarii, jaką było wbicie drzazgi.

Po rozmnożeniu się, bakterie pożerają uszkodzone fragmenty tkanki, a gdy zabraknie pożywki, zabierają się za zdrowe komórki. Dopiero wówczas następuje reakcja organizmu. Najpierw w okolicach rany daje się zauważyć stan zapalny, czyli zaczerwienienie, obrzęk, ból oraz ocieplenie jako efekt rozszerzenia się naczyń krwionośnych, którymi z krwią dociera zwiększona ilość białych krwinek wyspecjalizowanych w pożeraniu bakterii, a miejscowy wzrost temperatury ciała jest objawem fagocytozy, czyli niszczenia bakterii. Ten etap wydalania z organizmu szkodliwych substancji (toksyn) potocznie nazywamy obieraniem, a jego efektem jest ropa – białożółty lub żółtozielony, gęsty płyn składający się z martwych białych krwinek, bakterii, częściowo uszkodzonych tkanek i osocza. Płynna ropa powoduje rozluźnienie tkanek wokół drzazgi i umożliwia jej usunięcie.

W ostatnim etapie mechanizmy samonaprawcze organizmu uruchamiają proces gojenia rany i pewnego dnia ze zdziwieniem zauważamy, że po drzazdze pozostał jedynie niewielki ślad, który z czasem ulegnie całkowitemu zabliźnieniu.

Teraz zastanówmy się: mieliśmy zakażenie, zapalenie, czyli zaczerwienienie, obrzęk i ból, miejscowy wzrost temperatury, a wreszcie ropienie – symptomy chorobowe. Ale w którym miejscu mieliśmy do czynienia z chorobą? Czy objawy to choroba? Oczywiście, że nie, gdyż, jak uczy nas Hipokrates: „Symptomy są naturalną ochroną organizmu. Nazywamy je chorobami, lecz w rzeczywistości leczą choroby.” W rzeczy samej: objawy są jedynie świadectwem, że organizm pozbywa się choroby, same zaś chorobą nie są. Co w takim razie jest chorobą? Odpowiedź już znamy: chorobą (w tym przypadku) była obecność w organizmie substancji, które dla nas są toksyczne, a dla bakterii stanowią pożywkę.

Podobną pożywką dla bakterii, jak fragmenty uszkodzonej tkanki, są także resztki niestrawionego pożywienia przenikające z nieszczelnego przewodu pokarmowego, które organizm – nie potrafiąc wydalić – poodkładał w różnych miejscach ciała w formie złogów. Można nawet powiedzieć, że tkwią tam niczym powbijane drzazgi. Nie może zatem dziwić, że organizm będzie starał się zrobić z nimi to, co z drzazgą – pozbyć się z pomocą bakterii.

Jak wiadomo, toksyczne złogi mają negatywny wpływ na funkcjonowanie organizmu jako całości, co już samo w sobie jest chorobą. Jednym z objawów choroby, czyli wpływu toksyn na układ odpornościowy, jest spadek jego wydolności i w konsekwencji spadek odporności organizmu na zakażenia. Obecność pożywki oraz brak odporności to zbyt duża pokusa dla bakterii, by miały z tej okazji nie skorzystać. Skąd się biorą? Często po prostu są w organizmie w postaci ukrytych form przetrwalnikowych z poprzedniego, nieprawidłowo leczonego procesu chorobowego, który przerwaliśmy stosując leki blokujące jego objawy – przeciwgorączkowe, przeciwzapalne, bakteriobójcze (antybiotyki). Wówczas wystarczy jakiś impuls – przeciąg, przemoczone skarpety, zmiana pogody, a nawet wypicie zimnego płynu, by bakterie uaktywniły się i zaczęły żerować na pożywce, wywołując objawy chorobowe.

Jeśli w naszym organizmie nie ma bakterii, to zarażamy się nimi od kogoś, w czyim organizmie aktualnie przebiega proces chorobowy. Często do zarażenia dochodzi w wyniku sezonowego występowania zakażeń bakteryjnych.

W każdym organizmie, nawet najzdrowszym, powstają komórki z rozmaitymi defektami. W normalnych warunkach mechanizmy samonaprawcze organizmu systematycznie usuwają owe defekty, a gdy jest to niemożliwe – likwidują niepełnowartościowe komórki. Ale w sytuacji zatrucia organizmu, mechanizmy te ulegają upośledzeniu (dysfunkcji) i w konsekwencji pewna liczba wadliwych komórek pozostaje w tkankach.

Twory powstałe w wyniku podziału niepełnowartościowych komórek w istotny sposób różnią się od struktury tkanki, w skład której wchodzą, w związku z czym stanowią słaby element tej tkanki – coś w rodzaju plomby zajmującej tylko miejsce, nic ponadto.

Jest to szczególnie niekorzystne w okresie wzrostu organizmu, gdy komórki ulegają szybkiemu podziałowi. Jest zatem rzeczą oczywistą, że tkanki naszpikowane owymi plombami będą ulegały awariom, takim jak: próchnica zębów, łamliwość kości czy zmiany zwyrodnieniowe stawów, a także różnego rodzaju deformacjom, z których najbardziej widoczne są skrzywienia kręgosłupa, coraz częściej występujące wśród dorastającej młodzieży.

Nie lepiej rzecz ma się w organizmach dorosłych, gdzie zbitki zdefektowanych komórek tworzą różnego rodzaju niejednorodności w strukturach tkanek, które należy traktować jako stany przedrakowe albo nowotwory łagodne. Należą do nich takie zmiany, jak: przebarwienia skóry, nadżerki szyjki macicy, a także rozmaite guzki, guzy i narośle – brodawki, włókniaki, tłuszczaki, mięśniaki, oponiaki, gruczolaki, naczyniaki, nerwiaki, a także polipy, cysty i torbiele.

Ponadto, nawet jeśli nie tworzą nowotworów łagodnych czy zmian przedrakowych, osłabione komórki są łatwym łupem rozmaitych pasożytów, głównie bakterii i grzybów Candida albicans. Tak czy inaczej – istnienie osłabionych komórek jest dla organizmu sytuacją ze wszech miar niekorzystną.

Żeby nie dopuścić do dalszego podziału komórek nieprawidłowo ukształtowanych, organizm co jakiś czas robi selekcję mającą na celu wyeliminowanie ich i pozostawienie tylko komórek pełnowartościowych. Do tego celu wykorzystuje wirusy, których specyficzną cechą jest to, że znajdują się na pograniczu materii nieożywionej i organizmów żywych, w związku z czym nie posiadają własnego metabolizmu i do namnażania (bo tak się nazywa rozmnażanie wirusów) są im niezbędne żywe komórki organizmu gospodarza.

Zdrowe, w pełni wykształcone komórki, dysponujące odpowiednią ilością interferonu, nie poddają się atakom wirusów, natomiast komórki osłabione wykazują dużą podatność na infekcje wirusowe. Stąd wniosek, że intensywność rozwoju infekcji wirusowej świadczy o ilości zdefektowanych komórek w zakażonej tkance, natomiast w przypadku braku komórek podatnych na infekcje wirusowe – do infekcji wirusowych w ogóle nie dochodzi.

Po zainfekowaniu (oznaczeniu) przez wirusy wszystkich osłabionych komórek, organizmowi pozostaje tylko wyeliminować je, zaś proces ten wywołuje objawy chorobowe, których nie należy blokować stosując przeciwko nim leki, do czego przekonuje Hipokrates, twierdząc: Wiele objawów chorób jest dowodem na to, że organizm ma własny system obronny, który należy wspomagać.

W wyniku zniszczenia osłabionych komórek przez wirusy powstaje spora ilość fragmentów ścian komórkowych. Organizm jest w stanie wydalić ich część z pomocą monocytów, ale przy masywnym zakażeniu wirusowym często do tego celu wykorzystuje bakterie. Medycyna nazywa to nadkażeniem bakteryjnym albo - żeby jeszcze bardziej przestraszyć i tak już wystraszonego pacjenta - superinfekcją i traktuje jako osobną jednostkę chorobową, którą należy leczyć, oczywiście antybiotykami. W rzeczywistości to nie żadne nadkażenie ani superinfekcja tylko powszechny w naturze synergizm drobnoustrojów świadczący o przebiegającym w organizmie naturalnym procesie usuwania ropy, która często wydalana jest w postaci wydalin - kaszlu i/lub kataru.

Gdy już zrobią swoje, tj. usuną z organizmu toksyczne złogi oraz zdefektowane komórki, zarazki (bakterie i wirusy) muszą być wyeliminowane, gdyż dalsza ich aktywność mogłaby zagrozić komórkom zdrowym. W tym celu układ odpornościowy wytwarza przeciwciała neutralizujące zarazki, a także wyspecjalizowane komórki żerne, których zadaniem jest pożarcie bakterii oraz komórek zainfekowanych przez wirusy i wydalenie ich z organizmu.

Ale zarazki też chcą żyć i robią wszystko, by ukryć się przed atakiem układu odpornościowego organizmu, najczęściej w postaci chwilowo nieaktywnych form przetrwalnikowych w miejscach niedostępnych dla przeciwciał i komórek żernych, głównie tam, gdzie występuje przewlekły stan zapalny. Z tego właśnie względu aktywność przeciwciał skierowanych przeciwko danemu zarazkowi działa w sposób nieustający i w ten sposób organizm nabywa trwałej odporności na ponowny kontakt z zarazkami.

Autor: Józef Słonecki