Kleszczowe zapalenie mózgu i borelioza

Kleszcze (pajęczaki z rzędu roztoczy) są pasożytami zewnętrznymi żywiącymi się krwią kręgowców. Posiadają przystosowany do ssania krwi ryjkowaty narząd gębowy, uzbrojony w liczne ząbki pomocne w utrzymywaniu się w skórze żywiciela.

Kleszcze mogą zarazić się chorobami swoich ofiar, same jednak nie chorują, lecz stają się nosicielami. Co więcej, zarazki są przenoszone z jednego stadium rozwojowego kleszcza na kolejne, jak również z samicy na jajo. Dwie z nich: borelioza i kleszczowe zapalenie mózgu, mogą jako choroby odzwierzęce zostać przeniesione na ludzi.

Kleszcze

Cykl życiowy kleszczy trwa 2 lata i składa się z trzech faz rozwojowych: larwy, nimfy i imago.

Larwa

Wiosną samica składa do ziemi około 3 000 jaj, z których późnym latem wylęgają się larwy. Są wielkości kropki i mają 4 pary odnóży, za pomocą których przemieszczają się wśród traw w poszukiwaniu żywiciela, którym zwykle jest mały gryzoń, ptak albo gad. Gdy odnajdą odpowiednią ofiarę, wgryzają się w skórę i przez kilka dni piją jej krew. Po nassaniu krwi stają się kilkadziesiąt razy większe, osiągając rozmiar ciała 3-4 mm.

Najedzone larwy kleszczy spadają na ziemię i przepoczwarzają się w nimfy, które zagrzebują się głęboko pod ściółką leśną, gdzie temperatura w zimie nie spada poniżej 0 °C, i tam pozostają nieaktywne do wiosny.

Nimfa

Wczesną wiosną, gdy temperatura ściółki leśnej wzrośnie powyżej 5 °C, wychodzą z ziemi nimfy. Są wielkości 2-3 mm i mają 4 pary odnóży, z czego jedna para to odnóża skoczne, za pomocą których potrafią wykonać skok na odległość 1,5 m.

Nimfy nie wędrują w poszukiwaniu żywiciela, lecz wspinają się na wysokie źdźbła traw, skąd, niczym pchły, przeskakują na przechodzące w pobliżu ofiary, najczęściej duże ssaki. Po dopadnięciu ofiary, nimfa kleszcza wgryza się w jej skórę i przez kilka dni pije krew. Po nassaniu krwi, nimfa zwiększa swoje rozmiary do około 1 cm. Wtedy spada na ziemię, gdzie przepoczwarza się w osobnika dorosłego – imago.

Dorosłe kleszcze, samce i samice, są wielkości 4-5 mm i posiadają cztery pary odnóży, za pomocą których wspinają się na wyższe krzaki, gdzie przez całe lato aż do późnej jesieni oczekują na żywiciela, na którego spadają, wgryzają się w jego skórę i przez kilka dni piją krew. Po nassaniu krwi zwiększają swoje rozmiary do około 1,5 cm. Wtedy spadają na ziemię, odnajdują partnerów, z którymi kopulują. Przed zimą samce giną, natomiast samice zagrzebują się głęboko pod ściółką leśną, gdzie przeczekują do wiosny i znoszą jaja, wznawiając niekończący się cykl życiowy kleszczy.

 

Najmniejsze ryzyko ukąszenia istnieje ze strony larw kleszczy, które preferują śpiące w norach gryzonie, pełzające w trawie gady oraz gniazdujące na ziemi ptaki.

Jeśli chodzi o ryzyko ukąszenia człowieka, to najbardziej agresywnym stadium rozwojowym kleszczy jest nimfa, ze względu na umiejętność wykonywania długich skoków, dlatego najwięcej przypadków ukąszeń przez kleszcze notuje się w okresie żerowania nimf, tj. od maja do sierpnia.

Nimfy najczęściej polują na swoje ofiary tam, gdzie my często przechodzimy, przebywając na łonie natury. Są to porośnięte wysokimi trawami obszary przejściowe między dwoma różnymi typami roślinności, takie jak skraj lasu, brzeg rzeki, stawu lub jeziora.

Stosunkowo rzadko ludzie kąsani są przez osobniki dorosłe, które na swe ofiary spadają z gałęzi wysokich krzewów, najczęściej leszczyny i czarnego bzu.

Przypadkowymi ofiarami kleszczy bywają ludzie. Typowymi miejscami ukłucia człowieka przez kleszcze są okolice głowy, uszu, zgięcia dużych stawów, ręce i stopy.

Momentu nakłucia skóry ani wżynania się ryjkowatego narządu gębowego w głąb ciała z reguły nie czujemy, ponieważ kleszcz wpuszcza do rany ślinę zawierającą specjalne substancje znieczulające. Dlatego wykrycie kleszcza wgryzionego w skórę następuje stosunkowo późno, bo dopiero po znacznym zwiększeniu jego wymiarów w następstwie opicia się krwi.

Gdy znajdziemy na skórze kleszcza, nie wpadajmy w panikę, gdyż w panice możemy narobić więcej szkód niż pożytku. Kilka czy kilkanaście minut trwania kleszcza w skórze nie robi istotnej różnicy.

Kleszcza nie wolno wyciągać palcami, przyciskać, zgniatać, wykręcać, polewać olejem, alkoholem, jodyną, wodą utlenioną czy innymi środkami dezynfekującymi ani przypalać go lub razić prądem, bowiem poddany tym zabiegom kleszcz dojdzie do wniosku, że zbyt słabo znieczulił ranę, więc będzie wpuszczał do niej coraz więcej śliny, a wraz z nią zarazki, których jest nosicielem.

Do usuwania kleszcza zawsze należy użyć jakiegoś narzędzia. Najczęściej używa się do tego pęsety. Nie wolno chwytać nią tułowia kleszcza, lecz należy podłożyć ją pod jego tułów tak, żeby szczęki pęsety objęły jedynie główkę kleszcza.

Usuwanie kleszcza

 

 

 

 

 

 

Kleszcza należy wyjmować jednym zdecydowanym ruchem, ale nie gwałtownie, żeby nie oderwać tułowia od główki. Jeśli poczujemy zdecydowany opór, to nie zwiększamy siły naciągu, ale też jej nie zmniejszamy. Czekamy chwilę, aż ząbki narządu gębowego kleszcza zaczną się odhaczać i kleszcz będzie powoli wychodzić. Wówczas znów zwiększamy siłę naciągu, aż do całkowitego usunięcia kleszcza ze skóry i – co istotne – w całości, czyli razem z główką, bo o to w gruncie rzeczy w prawidłowym usuwaniu kleszcza chodzi.

Karta do usuwania kleszczyW aptekach dostępne są karty do usuwania kleszczy. Są one wielkości kart kredytowych, więc można je zawsze mieć przy sobie. Na dwóch rogach mają one specjalne wcięcia umożliwiające usunięcie kleszczy każdej wielkości.

Karta do usuwania kleszczy jest o wiele wygodniejsza do stosowania, dzięki czemu bardzo rzadko zdarza się oderwanie główki kleszcza i pozostawienie jej w skórze.

Po usunięciu kleszcza rankę należy odkazić spirytusem salicylowym bądź wodą utlenioną.

Jeśli mimo wszystko dojdzie do oderwania tułowia kleszcza od główki i pozostanie ona w skórze, należy udać się do ambulatorium, w celu jej usunięcia.

Kleszcze nie mają rozwiniętego zmysłu wzroku, a jedynie prymitywne przyoczka, więc nie oceniają ofiary po wyglądzie. Za to posiadają inne, nie do końca poznane zmysły, pozwalające im precyzyjne wybranie odpowiedniego żywiciela. Bo że żywiciel musi być „odpowiedni”, to nie ulega wątpliwości.

Żeby najeść się do syta, kleszcz musi ssać krew ofiary przez kilka dni. A co się stanie, gdy żywiciel zrzuci kleszcza przed zakończeniem uczty? Z jednej strony – niedożywiony nie będzie w stanie przepoczwarzyć się w kolejne stadium, z drugiej strony – obciążony krwią wyssaną dotychczas będzie nieruchawy, a więc niezdolny do zaatakowania kolejnej ofiary. Innymi słowy: kleszcz ma tylko jedną w życiu szansę wybrania odpowiedniego żywiciela. Jeśli źle trafi, niechybnie ginie. Dlatego imperatyw przetrwania gatunku każe kleszczom wybierać ofiary właśnie odpowiednie, a więc osłabione, niedbające o higienę, w tym o usuwanie ze skóry pasożytów.

Zapewne wielu z was widziało, jeśli nie w naturze to przynajmniej na filmach, zwierzęta chore, na których żeruje kilkanaście, a nawet więcej kleszczy. Na pierwszy rzut oka można wyciągnąć mylny wniosek, że to stadny atak kleszczy tak osłabił ofiarę. Tymczasem jest akurat odwrotnie – kleszcze wybrały tę właśnie ofiarę nie dlatego, żeby ją osłabić, lecz dlatego, że była słaba.

Wiele przesłanek pozwala sądzić, iż kleszcze, mimo że praktycznie ślepe, nie atakują na oślep. Prawdopodobnie na podstawie powonienia potrafią one wytypować osobniki chore, a więc z ich punktu widzenia spełniające warunki odpowiedniego żywiciela. Nie powinno zatem dziwić, że najczęściej kąsane przez kleszcze są osoby borykające się z jakimiś chorobami. Wniosek stąd, że najskuteczniejszą ochroną przed kleszczami jest po prostu zdrowie.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ukąszenie przez kleszcza nie jest chorobą, nawet jeśli jest on nosicielem choroby, na którą może zachorować także człowiek. Dane statystyczne wskazują, że aby zarazić człowieka którąś z chorób, których jest nosicielem, kleszcz musi wprowadzać do rany ślinę zawierającą zarazki co najmniej przez 38 godzin.

Nie możemy zapominać także o naszym systemie odpornościowym, który jest w stanie zniszczyć chorobę zakaźną już u zarania, pod warunkiem wszak, że jego posiadacz jest zdrowy, co obecnie zdarza się coraz rzadziej. I to jest główną przyczyna epidemicznego wzrostu chorób odkleszczowych – epidemiczny spadek odporności społeczeństwa, będący następstwem kilku czynników, z których najistotniejszą rolę odgrywają dwa: oparte na lansowanej przez WHO propagandzie nieprawidłowe odżywianie, zwane dietą śródziemnomorską, oraz lansowane przez propagandę medyczną blokowanie objawów chorobowych. Kleszcz pełni tutaj rolę najwyżej trzeciorzędną. Na dowód tego można przytoczyć fakt, że dawniej, kiedy ludzie odżywiali się po ludzku, choroby infekcyjne odchorowywali w domu, pocąc się, i mieli o wiele większy kontakt z naturą niż obecnie, nie chorowali na choroby odkleszczowe, mimo że o wiele częściej niż my byli kąsani przez kleszcze. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikt nie słyszał o kleszczowym zapaleniu opon mózgowych, nie mówiąc już o boreliozie, którego to słowa nikt nawet nie znał.

Kleszczowe zapalenie mózgu, w skrócie KMZ, to wirusowa choroba mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych, wywołana przez wirusa Flavivirus. Rezerwuarem tego wirusa są małe gryzonie, przenosicielem zaś kleszcze. Do zakażenia może także dojść drogą pokarmową, po spożyciu surowego mleka lub wyrobów z mleka krowy, kozy bądź owcy zakażonej Flavivirusem.

Choroba ma przebieg dwufazowy. W pierwszej fazie objawy są niespecyficzne przypominające infekcję grypową lub grypopodobną, takie jak:

  • temperatura do 38 °C 
  • złe samopoczucie z narastającym osłabieniem 
  • bóle głowy i karku 
  • bóle mięśni kończyn 
  • bóle gałek ocznych 

Pierwsza faza kleszczowego zapalenia mózgu trwa zwykle od czterech dni do dwóch tygodni i ustępuje samoistnie.

Nie ma leków zdolnych zwalczyć Flavivirusa, toteż nie można lekceważyć jakichkolwiek objawów grypowych czy grypopodobnych, szczególnie gorączki. Tutaj zalecenie jest nader oczywiste: gorączka – do łóżka i wypocić się. Każde inne postępowanie grozi poważnymi powikłaniami.

U chorych z osłabioną odpornością, a także tych, którzy „przechodzili” gorączkę, bądź zastosowali leki przeciwgorączkowe albo zwalczyli objawy grypowe lekami (nieważne czy syntetycznymi, czy naturalnymi, np. czosnkiem), po upływie kilku dni do trzech tygodni od ustąpienia objawów pierwszej fazy pojawiają się objawy drugiej fazy choroby. Typowymi objawami drugiej fazy kleszczowego zapalenia mózgu są:

  • gorączka przekraczająca 39 °C 
  • bóle głowy 
  • nudności 
  • wymioty 
  • utrata przytomności 
  • zespół objawów neurologicznych – bolesność uciskowa gałek ocznych, światłowstręt, nadwrażliwość na bodźce słuchowe

Mimo że po wystąpieniu drugiej fazy kleszczowego zapalenia mózgu choroba w większości przypadków ustępuje samoistnie, to jednak u około 30% chorych pozostawia po sobie powikłania, takie jak:

niedowład kończyn 
przytępienie słuchu 
zaburzenia psychiczne 

Powikłania te wymagają długotrwałej rehabilitacji, a w skrajnych przypadkach pozostają jako trwałe. Z tego względu druga faza kleszczowego zapalenia mózgu wymaga hospitalizacji.

Borelioza jest chorobą bardzo trudną do zdiagnozowania, ponieważ jej objawy mogą dotyczyć wszystkich rodzajów tkanek i wszystkich organów ludzkiego ciała. Nierzadko bywa, że boreliozę diagnozuje się błędnie jako fibromialgię (uogólniony ból w układzie ruchu), zespół chronicznego zmęczenia, depresję, stwardnienie rozsiane (SM), stwardnienie zanikowe boczne (ALS) czy inne choroby o nieznanym pochodzeniu. Przyczyną takiego stanu rzeczy są specyficzne cechy bakterii wywołującej tę chorobę – krętka Borrelia burgdorferi.

Krętek boreliozy

Krętek boreliozy, Borrelia burgdorferi, nie przypomina żadnych innych dotychczas zbadanych bakterii. Jest bardzo duży, jak na bakterię. Jego długość (50 mikronów) odpowiada grubości ludzkiego włosa. Jest też bardzo ruchliwy. Wyjątkowo dobrze porusza się zarówno we krwi, jak i w tkankach. Jego napęd stanowi zespół wewnętrznych wici, biegnących przez całą długość bakterii. Kolejną zadziwiającą cechą odróżniającą Borrelia burgdorferi od innych bakterii jest żelatynowa osłonka, która działa niczym zbroja chroniąca i skrywająca bakterię przed układem odpornościowym.

W porównaniu do innych patogenów, podział Borrelia burgdorferi jest bardzo powolny. Na przykład gronkowce i paciorkowce do podwojenia się potrzebują zaledwie 20 minut, natomiast Borrelia burgdorferipotrzebuje na to aż 12-24 godzin. Antybiotyki nie zabijają bakterii przez kontakt, toteż kiedy bakteria znajduje się między podziałami, żaden antybiotyk na nią nie zadziała. Jedynie podczas podziału, tworząc nową błonę komórkową, bakteria odsłania się na chwilę, co starszym antybiotykom umożliwia zniszczenie jej błony komórkowej, zaś nowszym pozwala na przeniknięcie do komórki bakterii i zablokowanie jej metabolizmu.

Skoro antybiotyki mogą zabijać bakterie tylko w szczególnie wrażliwym momencie podziału, to powolny podział chroni je przed antybiotykiem. O ile większość bakterii udaje się zniszczyć podczas kuracji trwającej 10-14 dni, to chcąc uzyskać analogiczny efekt w przypadku krętka boreliozy, antybiotyk musi być obecny codziennie na okrągło przez półtora roku! Niektórzy lekarze wyciągnęli z tej matematyki „praktyczny” wniosek, podając chorym antybiotyki przez... półtora roku.

Testy na boreliozę

Totalnym nieporozumieniem są testy na boreliozę. Nieważne, na ile są one dokładne, a więc wiarygodne. Szkopuł w tym, co one wykrywają, a wykrywają we krwi badanego obecność przeciwciał skierowanych przeciwko krętkom boreliozy. Jeśli test jest pozytywny – badany jest seropozytywny, czyli że jest chory na boreliozę. W takim wypadku pacjent otrzymuje przez kilka tygodni antybiotyki, po których czuje się trochę lepiej, ale nie na długo. Gdy stan zdrowia ulegnie ponownemu pogorszeniu, chory wraca do lekarza, a ten zleca mu kolejny test, który tym razem wychodzi negatywny, co dla lekarza jest dowodem, że pacjent... został wyleczony z boreliozy. W rzeczywistości antybiotyki oczyściły jedynie krew z bakterii, ale nie tknęły tych, które zdążyły zagnieździć się w stawach, ścięgnach i mózgu. No, ale dla lekarza sprawa jest oczywista: wynik testu negatywny – pacjent zdrowy albo symulant. Wówczas rozpoczyna się odsyłanie pacjenta do specjalistów – alergologa, angiologa, neuropatologa, endokrynologa, hematologa, reumatologa, dermatologa, wreszcie do psychiatry.

Prawda jest taka, że bakteria Borrelia burgdorferi potrafi przez wiele lat pozostawać w stanie uśpienia, w którym ani nie dzieli się, ani nie przejawia jakiejkolwiek aktywności metabolicznej. W tym stanie bardzo przydaje jej się żelatynowa osłonka, która niczym czapka niewidka ukrywa bakterię przed systemem odpornościowym.

W stanie uśpienia krętek boreliozy nie czyni żadnych szkód w organizmie człowieka – jest bo jest. Szkopuł w tym, że on jest, bo nawet jeden krętek boreliozy w sprzyjających warunkach może rozmnożyć się i gromadnie wywołać objawy przewlekłej boreliozy, takie jak:

  • niedowład 
  • porażenie nerwów obwodowych 
  • zaburzenia czucia 
  • zaburzenia psychiczne 
  • zaburzenia pamięci 
  • zanikowe zapalenie skóry 
  • bóle mięśniowo-stawowe

Pytanie brzmi: jakie są te sprzyjające warunki, po spełnieniu których Borrelia burgdorferi może pokazać, co potrafi? W zasadzie wystarczy jeden warunek: osłabienie systemu odpornościowego.

Czy boreliozę da się wyleczyć

Tego nie powie wam żaden lekarz, nie przeczytacie też w oficjalnych publikacjach medycznych, bo im zależy tylko na tym, żeby was badać, potem leczyć, potem podesłać kolejnemu specjaliście, w celu dalszego badania i leczenia. Tak to działa, niestety.

Prawda jest taka, że nie ma i raczej nigdy nie będzie metody pozwalającej usunąć wszystkie krętki boreliozy z organizmu. Choćbyśmy nie wiem co rozbili, to na sekcji zwłok i tak w naszych tkankach krętki boreliozy zostaną wykryte, jeśli wcześniej zostaliśmy nimi zarażeni, nawet jeśli nigdy w życiu nie mieliśmy jakichkolwiek objawów boreliozy. Co to znaczy?

Rumień wędrującyKlasyczne rozpoznanie boreliozy to rumień wędrujący. Jest on bardzo charakterystyczny, więc trudno go nie zauważyć. Najpierw w miejscu ukąszenia przez kleszcza pojawia się niewielkie, owalne zaczerwienienie. Najczęściej jest ono spowodowane uczuleniem na ślinę kleszcza. Niekiedy zaczerwienienie zaczyna się powiększać; jego krawędź „wędruje”. Krawędź rumienia jest niczym linia frontu walki systemu odpornościowego z krętkami boreliozy. Przyjmuje się, iż rumień przekraczający średnicę 5 centymetrów świadczy, że intruz pokonał obrońców, i że od tego czasu jesteśmy chorzy na boreliozę. Jednakże wystąpienie rumienia wędrującego nie jest koniecznym warunkiem nabawienia się boreliozy. Badania przesiewowe wykazują, że około 30%, u których wykryto boreliozę, nigdy nie miała rumienia ani innych objawów tej choroby. Jak to jest możliwe?

Bakteria Borrelia burgdorferi, potężna dla innych bakterii, dla ludzkiego systemu odpornościowego to mały pikuś. Jedyne, co może zrobić, to ukryć się, a to potrafi doskonale. Dopóki system odpornościowy należycie pełni swoje funkcje, dopóty trzyma uśpione krętki w ryzach, nie pozwalając im się uaktywnić. A zatem, wystarczy tylko dbać o zdrowie i nie przejmować się boreliozą ani żadną inną chorobą, gdyż jedynym lekarstwem na choroby jest właśnie zdrowie.

Autor: Józef Słonecki


 

Ważnych informacji o boreliozie można dowiedzieć się z artykułu Zawiłości boreliozy