Hipokrates ojcem medycyny?

Hipokratesa nazywa się ojcem medycyny, ale dlaczego, tego już się nie wyjaśnia. Zapewne dlatego, że dzisiejsza medycyna jest totalnym odwróceniem kierunku medycyny wytyczonej przez Hipokratesa. Pewnie dlatego wobec Hipokratesa często używane są argumenty ad personam, że co on tam mógł wiedzieć, skoro nie miał mikroskopu i nie wiedział, że choroby wywołują zarazki. Obecnie każdy lekarz jest lepszym specjalistą od chorób niż ten starożytny Hipokrates. Jaki z niego ojciec medycyny? Jest w tym sporo racji, że Hipokratesa nie należy nazywać ojcem  medycyny, bynajmniej obecnej, skupionej tylko i wyłącznie na zwiększaniu zysków, co jest absolutnym zaprzeczeniem idei medycyny Hipokratesowej, przejętej następnie przez Pitagorejczyków. Z punktu widzenia medycyny, Hipokratesa należałoby nazwać jej zakałą. On to bowiem jako pierwszy ujawnił wiele tajemnic, na których opierała się sztuka tajemna, jaką była w owym czasie medycyna, i jaką pozostała.

Jeśli już mielibyśmy nazwać Hipokratesa ojcem czegokolwiek, to z pewnością nie medycyny, lecz ojcem profilaktyki zdrowotnej – dziedziny wiedzy będącej przeciwieństwem medycyny, bowiem odbierającej jej zyski ze sprzedaży leków i usług medycznych.

Jako ojciec profilaktyki zdrowotnej Hipokrates pozostawił nam wiele wskazówek, jak nie wpaść w łapy farmaceutyczno-medycznego biznesu (wszak poznał go od kuchni). Spośród licznych niemedycznych zaleceń Hipokratesa najważniejszych jest pięć:


Podstawowym zaleceniem jest, rzecz jasna, zdefiniowany przez Hipokratesa cel profilaktyki zdrowotnej:

Profilaktyka zdrowotna to zapobieganie chorobom poprzez utrwalenie prawidłowych wzorców zdrowego stylu życia.


Niezwykle ważnym nielekarskim zaleceniem Hipokratesa jest rada, by samemu zadbać o własne zdrowie, zamiast oddawać je w czyjeś ręce (w domyśle: lekarzy):

Mądry człowiek powinien wiedzieć, że zdrowie jest jego najcenniejszą własnością i powinien uczyć się, jak sam może leczyć swoje choroby.


Fundamentalną wręcz wskazówką dotyczącą zachowania zdrowia jest jednoznaczne wskazanie jednej (sic!) przyczyny wszystkich chorób. Takie postawienie sprawy stawia Hipokratesa jako wręcz przeciwnika medycyny, zainteresowanej mnożeniem chorób i ich przyczyn.  

Choroby są procesem pozbywania się toksyn z organizmu. Objawy są naturalną ochroną organizmu. Nazywamy je chorobami, lecz w rzeczywistości leczą one choroby. Wszystkie choroby mają jedną przyczynę, choć objawiają się w różny sposób, w zależności od miejsca, w którym występują.


Kolejne zalecenie Hipokratesa wskazuje na prozdrowotną rolę chorób infekcyjnych:

Daj mi gorączkę, a wyleczę twojego pacjenta.

Tutaj akurat Hipokrates daje radę lekarzom (po dziś dzień tego nie są w stanie pojąć), by nie walczyli z objawami chorobowymi, gdyż bez nich choroba staje się przewlekła, a wyzdrowienie niemożliwe.


Najbardziej znane zalecenie Hipokratesa brzmi:

Primum non nocere!

Po polsku znaczy ono: – Po pierwsze nie szkodzić! Ale co to znaczy – nie szkodzić? Dlaczego to takie ważne, że Hipokrates zalecenie to stawia na pierwszym miejscu, jako najważniejsze?

Żeby to zrozumieć, trzeba poznać prawa natury. Jednym z podstawowych jej praw jest dążenie do homeostazy, czyli równowagi między wpływem czynników szkodliwych a możliwością usunięcia skutków tego wpływu. Sytuację tę obrazuje jeden z dwóch wariantów:

  1. Zdolność organizmu do zniwelowania wpływu czynników szkodliwych oznacza zachowanie homeostazy, odzwierciedleniem czego jest stan organizmu zwany zdrowiem.
  2. Przekroczenie zdolności niwelowania wpływu czynników szkodliwych oznacza zachwianie homeostazy, odzwierciedleniem czego są specyficzne  objawy, zwane objawami chorobowymi.

Na wystąpienie wariantu drugiego nie wpływa niedobór czegoś, jakichś hipotetycznych czynników pozytywnych; niedobór antidotum. Wystąpienie objawów chorobowych świadczy o nadmiarze czegoś, konkretnie nadmiarze czynników szkodliwych, zaś objawy same w sobie świadczą o determinacji organizmu w dążeniu do przywrócenia homeostazy, co jest równoznaczne z przywróceniem zdrowia. Czy godzi się blokować ten proces? Hipokrates mówi: nie! – przede wszystkim nie szkodzić! 

Trudno wymienić wszystko, czego nie należy robić, by nie szkodzić, ale warto wymienić kilka najpopularniejszych pomysłów przeszkadzania organizmowi w jego atawistycznym dążeniu do przywrócenia homeostazy:

  • zbijanie gorączki,
  • likwidowanie stanów zapalnych,
  • „leczenie” kaszlu i kataru,
  • zmuszanie chorego do jedzenia, mimo iż organizm brakiem apetytu wyraźnie daje do zrozumienia, że teraz najważniejszy jest proces wydalenia czynników szkodliwych, 
  • wydziwianie z urozmaiceniem ilości składników pokarmowych.

Takie jest właśnie przesłanie Hipokratesa zawarte w zaleceniu: – Primum non nocere, czyli nie przeszkadzać organizmowi w jego naturalnych funkcjach, ale kto się doń stosuje? Rzadko kto. Ludzie, nawet gdy rozumieją prozdrowotną rolę chorób infekcyjnych (albo im się wydaje, że rozumieją), co robią w razie, gdy zachorują, albo zachorują ich bliscy, szczególnie dzieci? Czy zdają sobie sprawę, że nic tak choremu nie może zaszkodzić, jak leczenie go? Wprost przeciwnie – zastanawiają się, co by tu jeszcze zrobić, co jeszcze podać? Taka jest rzeczywistość, niestety. Tym większy szacunek należy się tym, którzy widząc chore dziecko, a więc siłą rzeczy cierpiące – nie robią nic – nie przeszkadzają, bo nad doraźne uspokojenie własnego sumienia przedkładają zdrowie dziecka.

Kto dzisiaj zdaje sobie sprawę, że wiek dziecięcy jest etapem przystosowawczym do życia dorosłego, a więc jest to czas, w którym organizm dziecka, dzięki kontaktowi z zarazkami, nabywa naturalną odporność przeciwko nim na resztę życia? Kto dzisiaj posiada wiedzę o zdrowiu i skąd? Społeczeństwo jest zbałamucone propagandą farmaceutyczno-medyczną, ta zaś każe zwalczać wszelkie przejawy prawidłowych reakcji systemu odpornościowego i traktować organizm ludzki jako niespotykany we wszechświecie bubel, niezdolny do samodzielnego funkcjonowania bez "wsparcia" leków i usług medycznych. Jeśli rodzice, dając wiarę propagandzie, zwalczają wszelkie przejawy aktywności systemu odpornościowego organizmu dziecka, to na cóż innego je skazują, jeśli nie na los delikwenta medycyny, czyli dozgonnego nabywcę leków? Mogą zatem spać spokojnie, bowiem produkcja i sieć sprzedaży "zbawiennych" leków rozwija się prężnie, jak nigdy dotąd.

Trzeba jasno powiedzieć, że są to heroiczne czyny, by zamiast pójść do lekarza po antybiotyki, wziąć zdrowie dziecka w swoje ręce. Do tego trzeba głębokiej wiedzy o zdrowiu i wielkiej odwagi, najprościej bowiem jest zrobić to, co każdy głupi zrobić potrafi – bać się (najlepiej panicznie!) i szkodzić.  


Autor: Józef Słonecki