Grzybica tchawicy

Obecnie większość ludzi dotknięta jest mniej lub bardziej zaawansowaną grzybicą tchawicy, objawiającą się uczuciem zamostkowego ciężaru, który nie jest objawem dusznicy bolesnej, ponieważ, po pierwsze występuje nie tylko po wysiłku, po wtóre, nie towarzyszy mu zamostkowy ból. Specyficznym objawem grzybicy tchawicy jest „granie” w piersiach, które mija po wykasłaniu mniejszego albo większego fragmentu białawej błony. Choremu często przytrafiają się „niespodzianki” w postaci zapiania głosu na początku wypowiedzi, dlatego chorzy, nauczeni przykrym doświadczeniem, zanim coś powiedzą, zwykli przedtem odchrząkiwać.

Okresowo pojawia się uporczywe pokasływanie i odchrząkiwanie, zwłaszcza rano. Objawy zazwyczaj są stosunkowo łagodne, toteż, niestety, łatwo można się do nich przyzwyczaić, zwłaszcza że lekarze bagatelizują sprawę, przekonując chorego, że taka już jego uroda, więc radzą nauczyć się z tym żyć. Czasami skierują na jakieś badania, z których wynika, że chory jest zdrowy. Wtedy rozkładają ręce i kierują delikwenta do psychiatry. A przecież przerośnięcie ściany tchawicy przez grzyba (zazwyczajCandida albicans) nie jest jakąś błahostką, lecz poważnym rozszczelnieniem błony śluzowej.

W przypadku skóry, każde rozszczelnienie pokrywane jest strupem. Podobnie jest z błoną śluzową, tyle że strupa zastępuje tzw. błona rzekoma. Jest to białoszara cienka warstwa, utworzona z wysięku włóknikowego i martwych komórek nabłonka.

Ściana tchawicy pokryta jest nabłonkiem migawkowym, którego zadaniem jest transport śluzu wymieszanego z kurzem wychwyconym w dolnych drogach oddechowych. Owa mieszanina jest transportowana w stronę gardła, gdzie zostanie połknięta w bezwarunkowym odruchu połykania śliny. Jeśli na jej drodze stanie przeszkoda, to tworzy się zator, który w górę dróg oddechowych może przepchnąć jedynie silny strumień powietrza. Stąd to ciągłe odchrząkiwanie i pokasływanie, które podrażnia struny głosowe, przez co głos chorego robi się chrypiący.

Bezustannie muszę przypominać, że kandydoza, bo o niej mowa, nie jest chorobą jako taką, a jedynie świadectwem ogólnej kondycji organizmu, co tu gadać – kiepskiej. Mniej więcej u połowy chorych stan ten jest permanentny, więc w zasadzie nic istotnego się nie dzieje – nie chorują na choroby infekcyjne, do swoich dolegliwości zaś się przyzwyczajają, więc są święcie przekonani, że tak w ogóle to są zdrowi, bo inni mają gorzej, za co dziękują Bogu. Tymczasem zamostkowy przewlekły stan zapalny nie jest obojętny dla usytuowanych w tym rejonie organów, szczególnie dla serca, grasicy, a czasami także tarczycy. Wiele przesłanek wskazuje na to, że poddawanie gruczołu grasicy długotrwałemu oddziaływaniu stanu zapalnego może spowodować nadmierną produkcję limfocytów T i wywołać miastenię*, natomiast długotrwale utrzymujący się stan zapalny w rejonie tarczycy może być przyczyną jej niedoczynności, spowodowanej zmianami martwiczymi fragmentów tkanki, albo wręcz całego gruczołu.

Zamostkowy stan zapalny często daje się we znaki prawemu przedsionkowi serca, gdzie znajduje się węzeł zatokowo-przedsionkowy. Tworzą go wyspecjalizowane komórki mające zdolność spontanicznych wyładowań elektrycznych, wyzwalających impulsy stymulujące skurcze serca. Po odpowiednim wzmocnieniu, są one rejestrowane w zapisie EKG. Nie trzeba być specjalistą, żeby się domyślić, że stan zapalny musi mieć wpływ na węzeł zatokowo-przedsionkowy. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że ów wpływ jest iście negatywny. Najczęściej jest to nieregularny rytm pracy serca, przypominający kołatanie starego budzika.

Zazwyczaj rozregulowaniu rytmu zatokowego serca towarzyszą zmiany tętna, które najczęściej jest przyśpieszone i waha się między 80 a 90 uderzeń na minutę, przy czym istnieje tendencja do tak zwanej tachykardii, tj. rytmu skurczów serca przekraczającego 100 uderzeń na minutę. Rzadziej, zwłaszcza u osób w podeszłym wieku, notuje się spadek tętna poniżej 50 uderzeń na minutę, co prowadzi do zagrażającej życiu zapaści krążeniowej, tj. niewydolności układu krążenia, której główną przyczyną jest spadek objętości wyrzutowej i minutowej serca. W tym wypadku wszczepia się delikwentowi rozrusznik serca, i po sprawie.

Stanowisko medycyny oficjalnej jest wiadomo jakie – nie ma żadnego grzyba. Chociaż ostatnio coraz częściej pojedynczy lekarze (prywatnie wprawdzie, ale jednak) przyznają, że jest. Skutkuje to tylko tym, że do rutynowych leków dodają przeciwgrzybicze.

Jest rzeczą oczywistą, a przynajmniej powinno być, że każda choroba ma długą historię przedkliniczną, co należy rozumieć, że chorzy byliśmy na długo przed tym, zanim zorientowaliśmy się, że jesteśmy chorzy. Od faktycznego zaawansowania choroby, czyli wliczając w to także okres przedkliniczny, zależy nie tylko okres zdrowienia, ale także zastosowanie metod wspomagających organizm w owym procesie. Jeśli okres ten nie jest zbyt długi, to często wystarczy profilaktyka prozdrowotna (mikstura oczyszczająca + dieta prozdrowotna), by pozbyć się grzybicy tchawicy w kilka miesięcy, natomiast w przypadkach bardziej zaawansowanych trzeba dodatkowo wdrożyć roczną kurację naparem ziołowym na drogi oddechowe.

Jest rzeczą zrozumiałą, że każdy chciałby wyzdrowieć w te pędy, mimo że na swoją chorobę pracował latami, toteż kilka miesięcy, a co dopiero rok, wydaje mu się za długo. No ale cóż – czas i tak mija, więc wystarczy tylko uzbroić się w cierpliwość. Szczególnie jest to potrzebne w mocno zaawansowanej grzybicy tchawicy, gdy żadne metody wspomagające organizm nie są skuteczne, poza jedną – wirusową chorobą infekcyjną, najlepiej grypą. Trzeba jednak wiedzieć, że na tę specyficzną metodę wspomagającą zdrowienie nie może sobie pozwolić organizm słaby.

Pisałem o tym wielokrotnie, tym niemniej w tym miejscu nie od rzeczy będzie przypomnieć, że na ów gruntowny remont, jakim jest infekcyjna choroba wirusowa, organizm decyduje się tylko wówczas, gdy pozwala mu na to dobra kondycja ogólna. Osoby z osłabioną ogólną kondycją organizmu nie chorują na tego typu choroby, które są swoistym zaworem bezpieczeństwa, ale jak już zachorują, to jest to rak, zawał albo wylew.

Organizm, w którym rozwinęła się mocno zaawansowana grzybica czegokolwiek, wymaga wsparcia wirusów, ale na to musi pozwolić jego ogólna kondycja. Z drugiej strony, jeśli organizm pozwolił na rozwinięcie się mocno zaawansowanej grzybicy, to jego ogólna kondycja nie może być najlepsza. W takich wypadkach zawsze wpadamy w zaklęty krąg, z którego można wyjść, ale nie jest to wyjście dla niecierpliwych, którzy oczekują szybkich efektów, więc biorą się za niszczenie grzyba najrozmaitszymi metodami – antybiotykami, suplementami, ziołami, homeopatią, a nawet prądem galwanicznym. Na początku są zachwyceni, ale na krótko, bo grzyb powraca niczym bumerang, w najlepszym wypadku. Gorzej jest, gdy nie powraca, zaś jego miejsce zajmuje groźniejszy patogen, zwykle gronkowiec złocisty. Przysłowie o takim wyjściu mówi: że jest jak z deszczu pod rynnę. Jedyną możliwością wyjścia z tego zamkniętego kręgu jest wzmocnienie ogólnej kondycji organizmu, ale nie dzięki jakimś cudownym specyfikom rzekomo wzmacniającym ogólną kondycję organizmu, bo to pic na wodę, tylko dzięki usunięciu zeń toksyn, w tym zdefektowanych komórek, które stanowią pożywkę dla pasożytów, w tym grzybów, toteż organizm wypełniony ową pożywką przyciąga je, niczym brudny talerz muchy. Najsensowniejsze, co w tym przypadku należy zrobić, to nic nie robić ponad typową profilaktykę zdrowotną i czekać, czasami nawet kilka lat, zanim organizm zdecyduje się wykorzystać wirusy do gruntownego remontu, mającego na celu usunięcie mocno zaawansowanych grzybic. Jeśli będzie to grzybica tchawicy, to nietrudno ją poznać po niezwykle uporczywym kaszlu, który wydaje się nie mieć końca. Mogą towarzyszyć mu objawy grypowe, ale nie muszą.

Z reguły kaszel związany z usuwaniem grzybicy tchawicy przy współudziale wirusów jest napadowy i suchy, utrudniający funkcjonowanie w ciągu dnia, w nocy zaś niedający zasnąć. W takim wypadku szybką ulgę przynosi syrop cebulowy. Ponadto nic nie można zrobić, a nade wszystko nie trzeba, tylko czekać. Kaszel może trwać długo – tygodnie, miesiące. Nawet jeśli nie jest suchy, to i tak chory nie odkasłuje flegmy, jak ma to miejsce w przypadku zapalenia dolnych dróg oddechowych. Korci nas, żeby coś „wziąć”, rodzina i znajomi nie dają nam spokoju, ale musimy zdać sobie sprawę, że jeśli na tym etapie przerwiemy ów proces, to możemy zaprzepaścić być może ostatnią okazję pozbycia się mocno zaawansowanej grzybicy tchawicy, bo organizmowi może się już nie zechcieć podejmować kolejnej próby.

Kto cierpliwie doczeka finału, tego czeka nagroda. Pojawia się niespodzianie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Po niezliczonej ilości ataków kaszlu, w którymś momencie uderza, dosłownie uderza w gardło coś dużego, czego nigdy byśmy się nie spodziewali, a co tkwiło dotychczas w naszej tchawicy. To coś, co przypomina krążek plastikowej folii, to właśnie jest błona rzekoma. Bywa zadziwiająco duża, bowiem może osiągnąć nawet 3 centymetry średnicy. Kiedy coś tak dużego pojawi się nagle w ustach, i to gdzieś jakby z płuc, może wywołać szokujące wrażenie.

Najdziwniejsze jest jednak to, co dzieje się potem. Na początku wprawdzie pojawia się piekący ból zamostkowy, ale on szybko mija i pozostaje przemiłe uczucie lekkości oddechu, w konsekwencji czego dobrze dotleniony mózg także lepiej funkcjonuje, co przekłada się na jasność myślenia. Poprawia się też barwa głosu i wyrazistość wypowiedzi, przez co nabieramy pewności siebie. Jednym słowem, w zdrowym ciele zdrowy duch.

Pozostają jeszcze zamostkowe stany zapalne – czy ustąpią samoistnie? Trudno powiedzieć, albowiem wiedzę praktyczną, którą tutaj prezentuję, zebrałem prowadząc praktykę jako bioenergoterapeuta, z całą pewnością zatem mogę zaświadczyć, że po usunięciu blokad energetycznych pacjenci szybko z tego wychodzą. Czy bez tego jest to możliwe? Moim zdaniem nie, ale wykluczyć nie mogę.

* Miastenia kwalifikowana jest jako choroba z autoagresji, czyli agresji systemu odpornościowego skierowanej przeciwko komórkom własnego organizmu, ale nie do końca jest to zgodne z prawdą, bowiem agresja sensu stricto nie ma w tym przypadku miejsca. Przyczyną choroby jest nadmierna liczba przeciwciał produkowanych przez limfocyty T, które powstają w grasicy. Przeciwciała te blokują receptory włókien mięśniowych, uniemożliwiając dotarcie do nich neuroprzekaźnika acetylocholiny. Pierwsze objawy nie wskazują w ogóle na jakąś chorobę, bowiem jest to nadmierna męczliwość wysiłkowa mięśni, które po odpoczynku na powrót stają się sprawne. Stan ten może trwać latami, by w końcu ustąpić samoistnie albo rozwinąć się w zaawansowaną chorobę, wymagającą usunięcia grasicy.

Autor: Józef Słonecki