Praca z wahadełkiem na odległość jest w pewnym sensie wyższym stopniem wtajemniczenia w arkana bioenergoterapii, toteż może być stosowana wyłącznie przez bioenergoterapeutów praktykujących, którzy opanowali metody bezpośredniego oddziaływania bioenergetycznego. Dla nich jest to dodatkowa możliwość oddziaływania na pacjentów w szczególnych przypadkach, gdy nie ma możliwości oddziaływania bezpośredniego.
Istotą pracy z wahadełkiem na odległość jest nie tylko przekazywanie energii, ale także diagnozowanie. Z tego względu należy używać do tego zabiegu wahadełek obojętnych, a więc tych, które nie emitują własnej energii, co zakłócałoby postawienie prawidłowej diagnozy. Ponadto wahadełko do pracy na odległość powinno być zakończone ostrym czubkiem, co ułatwia odczytywanie wskazań na planszy. Wszystkie te warunki spełnia wahadełko z kryształu górskiego.
Praktyka wykazuje, że czułość wahadełka z kryształu górskiego zależy od tego, na czym jest ono zawieszone. Najlepiej sprawują się wahadełka zawieszone na rzemiennym troczku lub srebrnym łańcuszku. Ja używam cienkiego srebrnego łańcuszka kulkowego.
Mój łańcuszek jest długości 20 cm, ale zazwyczaj pewna jego część pozostaje w dłoni, tak że wahadełko pracuje na łańcuszku długości 12-15 cm, czasami dłuższym.
Należy zwrócić uwagę, żeby drugi koniec łańcuszka nie zwisał, lecz spoczywał w dłoni, przytrzymywany trzema palcami (poza wskazującym i kciukiem).
Kluczową rolę w pracy z wahadełkiem na odległość odgrywa plansza. Ja używam jednej z dwóch plansz – jedną dla pacjentek, drugą dla pacjentów.
Osobiście preferuję werbalny kontakt z pacjentem przez telefon, ewentualnie inny komunikator. Najlepiej, gdy pacjent podczas zabiegu leży, natomiast w przypadku dziecka to najlepiej, gdy ono śpi, zaś ja mam kontakt telefoniczny z którymś z rodziców przebywających w sypialni dziecka.
Przed rozpoczęciem seansu dostrajam wahadełko. Polega to na tym, że na początku wysuwam około połowę łańcuszka i wahadełko umieszczam nad centrum dużego koła planszy. Wahadełko zrazu waha się, co ma robić, ale koncentryczne ułożenie kół wymusza na nim ruchy okrężne. U jednych bioenergoterapeutów będą one zgodne z ruchem wskazówek zegara, u innych przeciwne. Warto na to zwrócić uwagę, bowiem ta informacja będzie miała istotne znaczenie w trakcie seansu. Gdy wahadełko ustabilizuje się na którymś kole (obojętnie którym), powoli, poruszając palcem wskazującym i kciukiem, wydłużam łańcuszek dotąd, dokąd wahadełko robi się coraz cięższe. Takie przynajmniej sprawia wrażenie. Po osiągnięciu największego ciężaru, wahadełko zaczyna robić się coraz lżejsze. Wówczas skracam nieco długość łańcuszka, w ten sposób dostroiłem wahadełko do pacjenta. Jeśli z tym pacjentem mam zamiar pracować dłużej, a tak najczęściej jest, zaznaczam długość łańcuszka, zawiązując na nim nitkę. Jeśli w tym samym czasie mam kilku pacjentów, czego raczej staram się unikać, używam nitek w różnych kolorach.
Plansza podzielona jest na dwie części – tułów i głowę. Z mojej praktyki wynika, że nie powinno się podczas jednego seansu oddziaływać na obydwie części ciała, a to dlatego, że przekazana energia zostanie niejako rozmyta, w rezultacie czego nie uzyskamy spodziewanych efektów, albo będą one mizerne. Dlatego najsensowniej jest oddziaływać na tułów i głowę osobno.
Wahadełko ustawiam nad centrum jednego z kół (tułowia albo głowy). Zrazu wahadełko waha się, czyli wykonuje ruchy pionowe, poziome, albo na skos. Po pewnym czasie ruch wahadełka zmienia się na kolisty, Na początku zatacza niewielkie koła, ale szybko stają się one coraz większe, jakby przeskakiwały po kołach planszy, niczym po orbitach. W końcu wahadełko osiąga największy krąg planszy i na nim przez pewien czas pozostaje. W tym momencie rozpoczyna się „ładowanie” pacjenta, czyli przekazywanie mu bioenergii. Z czasu ładowania możemy wywnioskować, jaki był jego poziom energetyczny. Z tym bywa różnie. Czasami jest to kwestią kilkudziesięciu sekund, ale rzadko. Trzeba bowiem pamiętać, że mamy do czynienia z osobą wymagającą pomocy energetycznej, a więc niejako obligatoryjnie energetycznie wyczerpanej. Tak więc najczęściej ładowanie pacjenta trwa stosunkowo długo, z reguły 3-5 minut, a nawet dłużej.
Warto sobie czasy ładowania zapisywać, by móc porównywać je w kolejnych seansach. W typowych przypadkach bowiem czasy te są coraz krótsze, co świadczy o prawidłowym procesie zdrowienia. Jeśli tak nie jest, bo pacjent za każdym razem wymaga solidnego ładowania, to znaczy, że istnieje jakaś przeszkoda uniemożliwiająca rozpoczęcie procesu zdrowienia, a więc dalsze przekazywanie energii na odległość temu pacjentowi nie ma sensu.
Główną przyczyną braku postępu w procesie zdrowienia jest trwonienie energii na sprawy niezwiązane ze zdrowiem. Nierzadko są to te same sprawy, które doprowadziły do choroby. Mogą to być poważne problemy życiowe, na które chory nie ma wpływu, więc emocjonalne zaangażowanie nic tutaj nie wnosi. Mimo to wielu nie potrafi przyjąć zasady, że skoro nie mamy na coś wpływu, to nie ma sensu się tym zamartwiać, czy w ogóle przejmować. Niczego i tak nie wskóramy, na dodatek stracimy zdrowie, a jeżeli mimo to nie wyciągniemy wniosku z tej jakże życiowej nauczki, to sami siebie pozbawimy możliwości wyzdrowienia.
Pierwsza zasada uzdrawiania pranicznego brzmi: Wybacz sobie i innym. Zauważmy, że w owym procesie wybaczania musimy zacząć od siebie. I nie chodzi bynajmniej o to, iż żywienie do siebie pretensji to grzech. Chodzi o coś bardziej praktycznego – trwonienie niezbędnej dla zdrowia energii na nic.
Jeśli już uporamy się z sobą, to w następnej kolejności musimy wybaczyć także innym. I znów nie dlatego, że tak wypada, że to grzech, ale po prostu dla siebie. Trzeba bowiem sobie zdać sprawę, że osoba, do której żywimy negatywne uczucia, nic z tego sobie nie robi, my zaś trwonimy na te uczucia mnóstwo energii, nie tylko niepotrzebnie, ale ze szkodą dla samych siebie.
Po zakończeniu ładowania wahadełko zaczyna zataczać coraz mniejsze okręgi, by w końcu powrócić do centrum koła. Na chwilę się zatrzymuje, po czym zaczyna wykonywać ruchy wahadłowe, w końcu przesuwa się w konkretnym kierunku, na chwilę się zatrzymuje, ale za chwilę zaczyna zakreślać jakieś kształty – kółka, półkola, elipsy. Mając nieco doświadczenia można z miejsca wskazanego przez wahadełko, a także zakreślanych przez nie ruchów wywnioskować, z jakim rodzajem patologii mamy do czynienia. Jeśli na przykład wahadełko zakreśla kontur jakiegoś organu, to zmiany chorobowe dotyczą tego właśnie organu, jeśli natomiast wahadełko zakreśla tylko fragment konturu, to daje znać, że tylko ten fragment organu uległ chorobie. Czasami wahadełko wykreśla figury niewystępujące na planszy, czym daje znać, że w tym miejscu organizmu pacjenta istnieje miejscowa zmiana patologiczna. Może to być guz, wrzód, torbiel, cysta, kamień, itp.
Po ustaleniu patologii wahadełko zabiera się do jej usuwania. Jego ruchy co jakiś czas zmieniają się ze zgodnych z ruchem wskazówek zegara na niezgodne z ruchami wskazówek zegara, i na odwrót, w końcu zastyga w miejscu. Wówczas należy uderzyć wahadełkiem w planszę, kończąc tym samym seans. Seanse należy powtarzać raz w tygodniu, aż do skutku.
Autor: Józef Słonecki