Grypa – choroba prozdrowotna

Wirusy to takie dziwne twory (w naszym, rzecz jasna, pojęciu, bo dla siebie są w sam raz). W każdym razie nie można powiedzieć o nich jednoznacznie, że w ogóle żyją – nie posiadają błony komórkowej ani metabolizmu, nie potrafią rozmnażać się, a więc potrzebują komórki gospodarza (zwierzęcia, rośliny albo bakterii), która zrobiłaby to za nie. Ale nie każda komórka wpuści natręta, który zechce wykorzystać ją do wytworzenia swoich potomków, zabijając przy okazji tę komórkę. Z tego względu wirusy w drodze ewolucji wyspecjalizowały się we wnikaniu (zakażaniu) do określonego typu komórek, kierując się powinowactwem tkankowym.

Potocznie powinowactwo to stosunek rodzinny zachodzący między jednym z małżonków a krewnymi drugiego małżonka. Innymi słowy: powinowaty to niezwiązany więzami krwi członek rodziny. W chemii powinowactwem nazywamy zdolność pierwiastków do wchodzenia ze sobą w reakcje. Jak widać, powinowactwo to wzajemne relacje między dwoma różnymi podmiotami, wykazującymi swoistą więź.

Powinowactwo tkankowe to swoiste podążanie pewnych substancji do konkretnych, powinowatych sobie tkanek. Jedne leki działają na układ nerwowy, inne na krwionośny, jeszcze inne na organy wewnętrzne albo stawy. Wiele substancji wykazuje selektywny wybór tkanki – jod bezbłędnie trafia do tarczycy; ołów, rtęć i inne metale ciężkie odkładają się w tkance nerwowej; alkohol zakłóca zmysł równowagi; wolne rodniki tlenowe łączą się z cholesterolem.

Istotą powinowactwa tkankowego jest powszechny w naturze kierowany przypadek. Substancje powinowate są wprawdzie zaadresowane, ale pod wskazany adres trafiają w wyniku prawdopodobnego przypadku dzięki temu, że krążąc w krwiobiegu mogą być wielokrotnie wystawione receptorom komórkowym.

Komórki tworzące tkankę są takie same, a więc potrzebują tych samych substancji odżywczych. Znaczy to, że spośród licznych substancji niesionych z prądem krwi tylko określona grupa jest przeznaczona dla określonej grupy komórek tworzących określoną tkankę. Małe cząsteczki przenikają do komórki wybiórczo przez błonę komórkową, ale duże cząsteczki nie przechodzą tą drogą, toteż ich transport do wnętrza komórki odbywa się metodą tak zwanej endocytozy.

Endocytoza to sposób transportowania do wnętrza komórki cząsteczek (cholesterolu, hormonów białkowych), które ze względu na duże rozmiary nie mogą przeniknąć przez pory błony komórkowej. Nie mogą to być dowolne cząsteczki, lecz akurat te, które dla tej komórki są przeznaczone. Rozpoznaniem właściwych cząsteczek zajmują się umieszczone na powierzchni błony komórkowej specjalne receptory. Ich zadaniem jest rozpoznanie kodu białkowego otoczki i związanie powinowatej cząsteczki, która, niesiona prądem krwi, przypadkowo przylgnęła do błony komórkowej. Potwierdzenie zgodności kodu białkowego otoczki cząsteczki inicjuje proces endocytozy, poprzez wpuklenie błony komórkowej i odcięcie z niej pęcherzyka.

Po odcięciu pęcherzyka, błona komórkowa zostaje na powrót zamknięta, natomiast pęcherzyk kieruje się do najbliższych lizosomów*, z których pobiera enzymy potrzebne do rozłożenia uwięzionej w swoim wnętrzu cząsteczki, po czym ściana pęcherzyka rozpada się, a jej fragmenty zostają ponownie wbudowane w błonę komórkową.

Endocytoza

Endocytoza zakończona strawieniem cząsteczki  i rozpadem pęcherzyka

 * Lizosomy (pęcherzyki trawienne) wchodzą w skład organelli komórkowych. Są to niewielkie pęcherzyki gromadzące około 40 hydrolaz, czyli enzymów rozkładających białka, kwasy nukleinowe, tłuszcze i węglowodany.

Wirusy wykazują swoistą specjalizację, czyli powinowactwo do komórek, co w praktyce oznacza, że konkretny gatunek wirusa jest zdolny zainfekować konkretny rodzaj komórki. W rezultacie każdy gatunek wirusa może zainfekować wyłącznie komórki konkretnego (powinowatego sobie) gatunku ofiar, a w przypadku organizmów wielokomórkowych wyłącznie komórki konkretnej (powinowatej sobie) tkanki. Przekroczenie bariery gatunkowej zdarza się niezwykle rzadko, zaś pokonanie bariery tkankowej nie zdarza się w ogóle.

Medycyna dążenie wirusów do zainfekowania konkretnych tkanek nazywa tropizmem* tkankowym. W rzeczywistości nie ma to nic wspólnego z tropizmem, istotą którego jest zdolność wykonywania ruchów. Wirusy poruszają się biernie, czyli są przenoszone przez zwierzęta, albo niesione ruchem powietrza, wody bądź płynów ustrojowych. W tej podróży zdecydowana większość wirusów ginie pod wpływem warunków środowiskowych, i tylko niewielkiej liczbie udaje się osiągnąć cel, jakim jest powinowata im komórka.

W procesie ewolucji każdy gatunek wirusów wypracował własną strategię dotarcia i wniknięcia do powinowatej sobie komórki, którą w imperatywie przetrwania gatunku będzie potrafił wykorzystać do tego, czego sam nie potrafi – „spłodzenia” potomków.

Dotychczas wykryto i opisano przeszło cztery tysiące gatunków i odmian wirusów, spośród których około 600 może zainfekować organizm ludzki, wywołując infekcyjną chorobę wirusową. My nie będziemy opisywać ich wszystkich, lecz ograniczymy się do jednego „naszego” wirusa – wirusa grypy.

* Tropizm to zdolność roślin do wykonywania ruchów pod wpływem bodźców zewnętrznych. Przykładem tropizmu może być heliotropizm, czyli „tropienie” (stąd nazwa) położenia słońca przez słonecznik. Innym przykładem tropizmu jest wywołany wpływem grawitacji ziemskiej geotropizm, w wyniku którego kiełki roślin kierują się w głąb ziemi, pędy zaś rosną do góry.

Wirus to kapsułka wypełniona kwasem nukleinowym. Kapsułkę tę tworzy warstwa białek – kapsyd zwany płaszczem białkowym.

Podstawowym warunkiem zakażenia wirusem grypy jest nosiciel tego wirusa, czyli chory na grypę, najlepiej taki, który kicha i kaszle, gdyż wówczas rozsiewa niewidoczne gołym okiem fontanny kropelek wypełnionych mnóstwem wirusów. Dlatego o zakażeniu wirusem grypy mówimy, że przebiega drogą kropelkową. Bez kropelek zakażenie wirusem grypy nie jest niemożliwe, ale jest bardzo trudne, bowiem wyschnięty kapsyd bardzo szybko ulega biodegradacji, co jest równoznaczne ze śmiercią wirusa (jeśli tak można powiedzieć).

Poza zakażeniem wskutek bliskiego kontaktu z nosicielem, zakażenie wirusem grypy możliwe jest także na odległość, ale tylko w określonych warunkach, które występują zazwyczaj w jesienne słoty bądź wiosenne roztopy, gdy powietrze zamienia się w aerozol wypełniony kropelkami wody. W takich warunkach, przy sprzyjającym wietrze, wirusy grypy są w stanie przebyć wiele kilometrów, by w końcu wylądować w czyichś drogach oddechowych, co jeszcze nie gwarantuje wywołania infekcji wirusowej. Potrzebna bowiem jest jeszcze zgoda gospodarza.

Przy sprawnie funkcjonującym systemie odpornościowym zakażenie organizmu wirusem grypy jest po prostu niemożliwe. Już pierwsza linia obrony, czyli śluz wydzielany przez błonę śluzową dróg oddechowych, skutecznie wyłapie i unicestwi nieliczne na początku wirusy, nie dopuszczając do rozwoju infekcji grypowej.

W rozwoju infekcji grypowej niezbędny jest udział potencjalnej „ofiary”, czyli naszego organizmu. Zanim „dopadnie” nas wirus grypy, pojawia się wysuszenie śluzówki dróg oddechowych wywołujące przykre podrażnienie i drapanie w drogach oddechowych, a w niektórych przypadkach także suchy kaszel. W ten sposób organizm reaguje na tak zwaną pogodę czy w ogóle sytuację grypową, czyli gdy w powietrzu pojawiają się wirusy grypy.

Wirus grypy jest najbardziej uniwersalnym ze wszystkich znanych wirusów, ponieważ jest powinowaty do wielu tkanek. Widać to po tym, że w infekcji grypowej chory odczuwa dolegliwości wielonarządowe – uogólniona gorączka, uczucie totalnego rozbicia, łamanie we wszystkich kościach, ogólne bóle mięśni.

Po wniknięciu do organizmu wirus grypy, niesiony prądem krwi, łatwo odnajduje powinowatą sobie komórkę, która rozpoznaje go „po płaszczu” i rozpoczyna znany nam już proces endocytozy, czyli wpuklenie błony komórkowej, utworzenie i odcięcie pęcherzyka i przeniesienie go w kierunku lizosomów, w celu strawienia jego zawartości przez enzymy trawienne – hydrolazy.

Pierwszy etap trawienia wirusa medycyna nazywa odpłaszczeniem, co ma sugerować, że wirus sam, jako ten straszny twór, zdejmuje płaszcz, pod którym ma ukryte coś bardzo strasznego. To są bajki opowiadane niegrzecznym pacjentom, którzy nie chcą dobrowolnie zaszczepić się, więc trzeba zmusić ich strachem. W rzeczywistości bowiem owo odpłaszczenie to najnormalniejszy w świecie proces rozpakowywania przesyłki przez zdjęcie opakowania.

W przypadku cząsteczek pokarmowych opakowaniem jest pełnowartościowe białko, więc nie jest ono niszczone (przez rozłożenie na aminokwasy, z których następnie trzeba będzie wyprodukować białka), lecz jest cięte, w miejscach wiązań peptydowych, na odpowiednie, gotowe do wykorzystania fragmenty.

Po rozpakowaniu cząsteczki z białkowej otoczki ukazuje się jej zawartość, od której zależy dalsze postępowanie. Jeśli są to na przykład hormony anaboliczne albo kataboliczne, to zostają skierowane do odpowiednich organelli, odpowiedzialnych za sterowanie tymi procesami. Jeśli są to hormony sterujące wydzielaniem to, w przypadku komórek wydzielniczych, zostają skierowane do organelli odpowiedzialnych za funkcje wydzielnicze komórki.

Zawartość przesyłki, która nie niesie ze sobą informacji, jest traktowana jako substancje budulcowe, a więc zostaje pocięta na krótsze fragmenty. Zarówno białka opakowania, jak i zawartość cząsteczki, będą użyte na bieżące potrzeby komórki, albo gromadzone jako zapasy komórkowe, które przy podziale komórki będą podzielone na dwie części i użyte do wykształcenia i wzrostu nowych komórek.

Zamysłem natury jest kontrolowana niedokładność, bez której nie byłoby ewolucji gatunków, toteż co jakiś czas zdarzają się niedokładne podziały kodu genetycznego komórki. W tej sytuacji nowo powstałe komórki nie są klonami, lecz w jakiś sposób różnią się między sobą. Powstawanie różniących się między sobą komórek nazywa się mutacją, zaś komórki powstałe w wyniku mutacji nazywają się mutantami.

Oprócz niedokładności podziału, zmutowane komórki mogą powstać także z innych przyczyn, głównie wskutek niedoboru substancji budulcowych, głównie nukleotydów tworzących kwasy nukleinowe, a także witamin i hormonów sterujących podziałem jądra komórkowego.

Ocenia się, że tylko jedna na dziesięć milionów mutacji bywa korzystna, a więc daje początek populacji komórek sprawniejszych, bardziej przystosowanych do nieustannie zmieniającego się środowiska. Pozostałe to mutacje chybione, czyli po prostu defekty, które na ogół giną, ale nie wszystkie. Część z nich zachowuje zdolność rozmnażania się przez podział, a więc będą powielać ów błąd genetyczny, dając początek populacji komórek zdefektowanych, tworząc tkankę podobnych sobie zdefektowanych komórek, o właściwościach odmiennych od rodzimej tkanki, popularnie zwanych zwyrodnieniami. Na domiar złego, zdefektowane komórki są bardzo podatne na dalsze zmiany kodu genetycznego, wiodące do powstania tkanki o zupełnie innych właściwościach od tkanki rodzimej, czyli niejako nowego tworu, popularnie zwanego nowotworem.

Jak widzimy, istnienie komórek zdefektowanych jest sytuacją wysoce niekorzystną, a także niebezpieczną z punktu widzenia organizmu, toteż będzie on się starał naprawić defekty komórek, wysyłając im uszkodzone fragmenty kwasów nukleinowych. Często się to udaje, ale nie zawsze. Na przeszkodzie stoją przede wszystkim zakłócenia informacji spowodowane wysokim stężeniem we krwi toksyn, utrudniające komunikację między zdefektowaną komórką a mechanizmami naprawczymi, czuwającymi nad prawidłowym funkcjonowaniem wszystkich komórek.

Komórka z uszkodzonym kodem genetycznym, czyli zdefektowana, oczekuje dostarczenia jej jakiejś informacji, pozwalającej ów kod naprawić. Kwasy nukleinowe wirusów nie zawierają pełnej informacji genetycznej, co mogłoby budzić podejrzenie, że należy on do antygenu. Ich kwas nukleinowy to, w zależności od gatunku, niespecyficzny fragment RNA (retrowirusy, do których należy wirus grypy) albo niespecyficzny fragment pojedynczej nici DNA.

Według medycyny, która straszy wirusem jako bezwzględnym złoczyńcą, wirus sam przenika do jądra komórkowego z zamiarem zabicia komórki. W rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca, bowiem wirus ma taką samą możliwość poruszania się, jak każda inna kapsułka, czyli żadną. Jest praktycznie bezbronny, zdany wyłącznie na ewolucyjny związek własnego gatunku z gatunkiem gospodarza komórki, którą próbuje wykorzystać do podtrzymania istnienia swojego gatunku. Poza tym wirus niczym innym nie jest zainteresowany – ani zniszczeniem komórki, ani tym bardziej zniszczeniem gatunku gospodarza, bez którego sam by wyginął.

Po rozpakowaniu z kapsydu komórka zdefektowana nie tnie kwasu nukleinowego wirusa na fragmenty, jak robi to komórka zdrowa, gdyż odczytuje go jako ważną informację dla szwankującego kodu genetycznego, lecz przenosi ów kwas do własnego jądra. Nie nam oceniać, czy akt ten jest efektem oszustwa wirusa, czy też efektem ewolucyjnego związku naszych gatunków.

Na wyłapaniu wirusa, wchłonięciu go przez błonę komórkową metodą endocytozy, wypakowaniu z białkowej kapsułki i przeniesieniu jego kwasu nukleinowego do jądra rola komórki bynajmniej się nie kończy. Jest to wręcz preludium do tego, co będzie się działo dalej. Otóż znalazłszy się w miejscu decyzyjnym, a więc w samym jądrze komórki, wirus nadal nie przejawia jakiejkolwiek aktywności. Można powiedzieć: pozostaje doskonale bierny. To właśnie komórka przenosi go i wbudowuje we fragment kwasu nukleinowego odpowiedzialny za kopiowanie, a więc dokładnie ten fragment kodu genetycznego (zwany aparatem kopiującym), którego uszkodzenie uczyniło ową komórkę zdefektowaną.

Kwas nukleinowy wirusa to po prostu informacja genetyczna zawierająca instrukcję budowy wirusów. Otrzymawszy instrukcję, komórka nie ma wyjścia i z własnego materiału buduje elementy wirusów, czyli białka kapsydów oraz kwasy nukleinowe. Ostatnim zadaniem komórki jest złożenie elementów w kapsułki wypełnione kwasem nukleinowym, czyli kompletne wirusy, po czym komórka rozpada się, zaś wirusy rozsypują się do płynu międzykomórkowego, a stamtąd do krwiobiegu.

W początkach infekcji tak zwana zjadliwość zarazków, czyli możliwość rozprzestrzenienia infekcji zależna przede wszystkim od ich liczebności, jest jeszcze zbyt mała, by zakażenie mogło rozprzestrzenić się, bowiem nieliczne w tej fazie choroby zarazki z łatwością mógłby zniszczyć system odpornościowy. By infekcja mogła przynieść spodziewane rezultaty, organizm zapewnia zarazkom swoisty okres ochrony, zwany inkubacją*, dzięki której zarazki mogą rozmnożyć się i rozprzestrzenić na skalę zapewniającą wystąpienie objawów chorobowych.

* Inkubacja choroby infekcyjnej to trwający od kilku do kilkunastu dni okres wylęgania się choroby (od chwili zakażenia organizmu zarazkiem do chwili wystąpienia pierwszych objawów chorobowych).

Mając przyzwolenie systemu odpornościowego, wirusy grypy, niesione prądem krwi, rozprzestrzeniają się na cały organizm. Jeśli na swej drodze nie spotkają komórek zdefektowanych, to padną ofiarą komórek zdrowych, które je po prostu strawią, zaś białka i materiał genetyczny użyją na potrzeby własne, i tak zakończy się infekcja grypowa. Jeśli natomiast wirusy zastaną sprzyjające warunki, czyli niezbędne im do namnożenia komórki z defektem genetycznym, to po dwóch dniach od zakażenia pojawiają się pierwsze, niespecyficzne jeszcze objawy infekcji grypowej – rozdrażnienie, brak koncentracji, czasami wodnisty katar. Ten stan najczęściej określamy stwierdzeniem: – Chyba coś mnie bierze.

Zakażenie organizmu wirusem wcale nie musi zakończyć się rozwojem infekcji wirusowej. U niektórych choroba wycofuje się, zanim na dobre się zaczęła, z czego należałoby wnosić, że ludzie ci są okazem zdrowia. Bywa i tak, ale bywa akurat odwrotnie, ponieważ organizm w swej mądrości na radykalny remont z użyciem chorobotwórczych jakby nie było wirusów decyduje się tylko wówczas, gdy ma ku temu możliwości, a więc sprawny system odpornościowy oraz zapasy tkankowe zapewniające wymianę niepełnosprawnych komórek na w pełni wykształcone. Inaczej jaki sens miałaby wymiana ich na takie same, zdefektowane komórki? Z kolei sprawny system odpornościowy jest niezbędny, by proces chorobowy nie wymknął się spod kontroli, zagrażając życiu. W tej sytuacji system odpornościowy niszczy wirusy, zanim zdołają się namnożyć do ilości wywołującej specyficzne objawy choroby infekcyjnej.

Często bywa też, że system odpornościowy nie niszczy wszystkich wirusów, lecz kontroluje ich ilość, w związku z czym nie dochodzi do przełomu chorobowego, lecz infekcja wirusowa przybiera stan przewlekły, charakteryzujący się częstymi nawrotami objawów niespecyficznych, z różnym nasileniem.

Kolejną przyczyną wycofania się infekcji grypowej jest zastosowanie leków. Wprawdzie leków przeciwwirusowych jako takich nie ma, ale niektóre z nich wpływają wybiórczo na funkcjonowanie systemu odpornościowego, co u osób z obniżoną odpornością skutkuje wstrzymaniem rozwoju infekcji wirusowej.

Replikacja wirusa grypy trwa 6 godzin, a zatem co 6 godzin ich ilość w organizmie zwielokrotnia się, w związku z czym specyficzne objawy grypy pojawiają się nagle, niemalże z godziny na godzinę, co różni grypę od przeziębienia, dla którego charakterystyczne jest stopniowe narastanie dolegliwości, a także katar, który w początkowym okresie grypy z reguły nie występuje.

Najbardziej charakterystycznym objawem grypy jest nagły wzrost temperatury ciała do 39, a niekiedy nawet 41 °C. Są dwie przeciwstawne opinie, dotyczące zbijania gorączki. Opinia medyczna każe gorączkę zbijać bezwzględnie, traktując ją jako coś niepożądanego. Opinia ta stoi w wyraźnej opozycji do zaleceń Hipokratesa, który nie tylko nie uważał gorączki jako coś złego, ale wręcz wychwalał dobroczynny wpływ gorączki na proces zdrowienia, gdy uświadamiał lekarzy wypowiadając znamienne zdanie: Daj mi gorączkę, a wyleczę twojego pacjenta.

Badania laboratoryjne wykazują, że temperatura powyżej 41,5 °C uszkadza białka komórek nerwowych. Na tej kruchej podstawie oparta jest teoria o szkodliwości gorączki. W rzeczywistości nie ma żadnych dowodów, by wysoka gorączka kiedykolwiek uszkodziła czyjeś komórki nerwowe.

Temperatura naszego ciała regulowana jest w ośrodku regulacji temperatury znajdującym się w mózgu. U człowieka zdrowego termoreceptory podwzgórzowe nastawione są na 37 °C (co się przekłada na 36,6 °C pod pachą). Zmiana punktu nastawczego skutkuje zmianą temperatury organizmu. Po zmianie punktu nastawczego na wyższy, organizm zaczyna intensywnie produkować ciepło poprzez spalanie tłuszczu w brunatnej tkance tłuszczowej. W niektórych przypadkach włączona zostaje także termogeneza mięśniowa w postaci dreszczy.

Podwyższenie oraz utrzymanie podwyższonej temperatury ciała jest dla organizmu wielkim wysiłkiem, zważywszy że ma ono miejsce w osłabieniu spowodowanym chorobą. Jest tajemnicą natury, dlaczego organizm decyduje się na ten wielki wysiłek, jakim jest ogólnoustrojowe podniesienie temperatury, ale są pewne poszlaki, dzięki którym możemy choć w części zrozumieć istotę gorączki. Na trop naprowadza nas stan zapalny, w którym także występuje podwyższona temperatura ciała, tyle że lokalnie. Istotą miejscowego stanu zapalnego jest regeneracja fragmentu tkanki, czyli proces trwający nieprzerwanie, tyle że w tym przypadku ma on charakter awaryjny, a więc znacznie przyśpieszony.

Podstawowym warunkiem zregenerowania tkanki jest usunięcie uszkodzonych komórek poprzez przerobienie ich na ropę, która następnie zostanie ewakuowana w miejscu stanu zapalnego, albo wchłonięta i ewakuowana inną drogą, na przykład żółciową albo przez gruczoły śluzowe śluzówki, rzadziej przez gruczoły łojowe skóry. Zamianą uszkodzonych komórek, lub ich fragmentów, na łatwą do wydalenia ropę zajmują się komórki żerne* systemu odpornościowego, nierzadko także bakterie ropne. Praca, którą mają wykonać, pochłania sporo energii, więc organizm, zainteresowany szybkim usunięciem awarii, dostarcza potrzebną energię w postaci temperatury.

Równocześnie z usuwaniem uszkodzonych komórek następuje szybkie uzupełnianie ubytków nowymi komórkami, toteż wzrasta zapotrzebowanie na substancje budulcowe, wytwarzane poprzez przemianę prostej materii na materię bardziej złożoną. Proces ten zwie się anabolizmem i wymaga dostarczenia energii, na przykład cieplnej, towarzyszącej stanom zapalnym.

Gorączka jest stanem zapalnym o zasięgu ogólnoustrojowym, toteż wydaje się wysoce prawdopodobne, że pełni ona podobną rolę, jak podwyższenie temperatury w miejscu stanu zapalnego. Wniosek stąd, że gorączki nie należy zbijać, nawet jeśli jest wysoka, chyba że zaistnieją ku temu ważne powody, na przykład u kobiet w ciąży (ze względu na ochronę płodu), u osób z niewydolnym układem krążenia (ponieważ wysoka temperatura obciąża układ krążenia), u pacjentów po operacji (ze względu na wyczerpanie organizmu).

Należy pamiętać, że każda choroba przebiegająca z gorączką jest chorobą obłożną, a więc bezwzględnie wymaga leżenia w łóżku, w celu wypocenia się. Poważnym błędem w chorobie z gorączką jest snucie się po domu, ponieważ wydłuża to okres zdrowienia, natomiast wychodzenie z domu w takim stanie grozi poważnymi powikłaniami chorobowymi, nawet zagrażającymi życiu.

* Komórki żerne (fagocyty) to komórki układu odpornościowego zdolne do fagocytozy, czyli pochłaniania dużych cząstek pokarmowych, na przykład komórek albo ich fragmentów. Głównymi komórkami żernymi układu odpornościowego są limfocyty (około 30% krwinek białych).

Kaszel

Suchy, męczący, czasem napadowy i trudny do opanowania kaszel jest niejako zwiastunem nadchodzącej grypy, ponieważ pojawia się przed wystąpieniem pozostałych objawów grypowych. W prawidłowym przebiegu grypy suchy kaszel przechodzi w wilgotny, z odkrztuszaniem śluzowej wydzieliny.

Ból głowy i oczu

Na początku grypy zwykle pojawia się ból głowy, któremu może towarzyszyć ból oczu oraz bolesność uciskowa gałek ocznych, nierzadko także światłowstręt. Z czasem objawy te ustępują, przechodząc w obniżenie sprawności psychoruchowej i senność.

Bóle mięśniowe i kostno-stawowe

Wirus grypy wykazuje powinowactwo do wielu tkanek ludzkiego organizmu, toteż bóle towarzyszące infekcji grypowej bywają wielonarządowe. Najczęściej pojawia się charakterystyczne uczucie łamania w kościach, a także bóle grupy mięśni, najczęściej pleców. Typowe dla grypy jest także pojawienie się bólów w miejscach, w których wcześniej wystąpiły jakieś urazy.

Brak apetytu

Niechęć do jedzenia w chorobie infekcyjnej jest naturalną reakcją obronną, ponieważ wprowadzenie do organizmu jakichkolwiek substancji podczas tego swoistego remontu wprowadza poważne zakłócenia w jego przebiegu, a więc jest wysoce szkodliwe.

Wystąpienie objawów grypowych jest wymownym świadectwem, że wirusy na dobre zadomowiły się w naszym organizmie, i że proces ich namnażania przebiega bez zakłóceń. Zgodnie z propagandą medyczną, która wirusom przypisuje cechy bezwzględnych chorobotwórczych bestii, w tym momencie powinien nastąpić nasz koniec, gdyż niepohamowany wzrost liczebności wirusów w końcu musi zagrozić naszemu życiu. Jednak życie pokazuje, że tak nie jest. W rzeczywistości bowiem wirusy dla zdrowych komórek są tylko cząsteczkami pokarmowymi, niczym więcej. Dlatego w którymś momencie choroby następuje przełom, a więc samoistny powrót do zdrowia. W tym okresie pewna część wirusów zostaje wydalona wraz z wydalinami podczas kichania albo kaszlu, a reszta pada łupem komórek zdrowych. Ich białka i kwasy nukleinowe bardzo się przydadzą do budowy nowych komórek, które zastąpią usunięte niepełnosprawne komórki.

Po oczyszczeniu organizmu z wirusów pozostaje jeszcze posprzątać fragmenty zdefektowanych komórek, które posłużyły wirusom grypy do namnożenia się. Jeśli tych fragmentów jest mało, to zazwyczaj do ich usunięcia wystarczają komórki żerne systemu odpornościowego, zajmujące się przerabianiem martwiczej tkanki, którą w istocie są fragmenty komórek, na łatwą do wydalenia ropę, czyli białożółty lub żółtozielony gęsty płyn, składający się z martwych białych krwinek, bakterii, częściowo uszkodzonych tkanek i osocza.

Do usunięcia dużej ilości martwiczej tkanki organizm często używa bakterii ropnych (gronkowców, paciorkowców, pałeczek ropy błękitnej i innych), co – siłą rzeczy – musi być związane z zakażeniem organizmu tymi bakteriami. Jest to normalna procedura stosowana przez organizm w procesie oczyszczania. Zgoła inne zdanie na ten temat ma medycyna, która infekcję bakteryjną, będącą następstwem infekcji wirusowej, nazywa nadkażeniem bakteryjnym, a nawet super infekcją, a więc stanem chorobowym, który bezwzględnie trzeba leczyć, by zapobiec rzekomym powikłaniom. W rzeczywistości powikłania, jeśli występują, są skutkiem właśnie leczenia, bowiem nic tak nie może zaszkodzić w chorobie infekcyjnej, jak leczenie.

Po usunięciu fragmentów zdefektowanych komórek pozostaje jeszcze usunąć bakterie biorące udział w tym procesie. Zajmują się tym komórki żerne systemu odpornościowego – neutrofile wyspecjalizowane w niszczeniu bakterii, zamieniając je na drodze fagocytozy na łatwą do wydalenia ropę.

Chyba każdy z nas miał kiedyś wbitą drzazgę, albo był świadkiem takiego zdarzenia. Najgorszą rzeczą wtedy jest, gdy drzazga się złamie, a jej fragment utkwi w ciele na dobre. Sytuacja wydaje się być beznadziejna i wychodzi na to, że z tą drzazgą trzeba będzie już żyć, albo usunąć ją operacyjnie. Ale nie! Organizm w niedługim czasie rozpoczyna proces wydalania drzazgi, wykorzystując do tego celu... bakterie. Na początku pozornie nic się nie dzieje, tylko boli. Ale w rzeczywistości w otoczeniu drzazgi trwa proces inkubacji bakterii, które dostały się tam wraz z ową drzazgą, albo wniknęły przez uszkodzenie skóry. Organizm rzecz jasna mógłby bardzo łatwo i szybko zlikwidować tę niewielką ilość bakterii w miejscu zakażenia, nie dopuszczając do ich rozmnożenia się, ale tego nie robi, bowiem są mu one potrzebne do posprzątania po awarii, jaką było wbicie drzazgi.

Po rozmnożeniu się, bakterie pożerają uszkodzone fragmenty tkanki, a gdy zabraknie pożywienia, zabierają się za zdrowe komórki. Dopiero wówczas następuje reakcja organizmu. Najpierw w okolicach rany daje się zauważyć zaczerwienienie i obrzęk jako efekt rozszerzenia się naczyń krwionośnych – arterii, którymi z krwią dociera zwiększona ilość białych krwinek wyspecjalizowanych w pożeraniu bakterii, a objawem pożerania bakterii przez białe krwinki jest miejscowy stan zapalny. Ten etap wydalania z organizmu szkodliwych substancji (toksyn) potocznie nazywamy obieraniem, a jego efektem jest wyropienie, czyli ewakuacja martwiczej tkanki dzięki przerobieniu jej na łatwą do wydalenia ropę. Płynna ropa powoduje rozluźnienie tkanek wokół drzazgi i umożliwia jej usunięcie.

W ostatnim etapie mechanizmy samonaprawcze organizmu uruchamiają proces gojenia rany i pewnego dnia ze zdziwieniem zauważamy, że po drzazdze pozostał jedynie niewielki ślad, który z czasem ulegnie całkowitemu zabliźnieniu.

Ciała obce znajdujące się w głębi ciała muszą być naczyniami limfatycznymi przetransportowane w pobliże skóry, gdzie będą stanowić przypominający drzazgę rdzeń czyraka, wraz z którym zostaną wydalone.

Normalną drogą wydalania krążącej we krwi ropy są gruczoły śluzowe błony śluzowej, przez które organizm, wraz ze śluzem, wydala ropę. Największe znaczenie ma tutaj błona śluzowa przewodu pokarmowego, której gruczoły śluzowe wydalają ropę do żołądka i jelit, by następnie wydalić ją do środowiska zewnętrznego wraz ze stolcem. Tą drogą wydalana jest także połykana ropa pochodząca z dróg oddechowych.

Mniejsze znaczenie od śluzówki przewodu pokarmowego w procesie wydalania ropy ma śluzówka dróg oddechowych, przez którą wydalana jest ropa w postaci kaszlu i kataru. Ponadto ropa może być wydalana przez gruczoły łojowe skóry, gruczoły śluzowe pęcherza moczowego i jako upławy z dróg rodnych u kobiet. Ropa jako wydalina może pojawić się także w spermie i we łzach.

W warunkach przeciążenia układów wydalniczych, występujących w stanie toksemii, a także w wyniku zablokowania wydalania ropy wskutek nieporozumienia zwanego leczeniem, organizm wybiera drogę awaryjną objawiającą się jako rozmaite wykwity skórne i ropnie błony śluzowej.

Jeśli także awaryjna droga wydalania ropy zostanie zablokowana, wówczas organizm, nie mogąc pozwolić, by ropa krążyła w krwiobiegu, zatrzymuje ją w jakimś miejscu ciała jako tak zwaną cystę. Niektóre cysty zostają otorbione i wtedy zwą się torbielami.

Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że grypa jest najbardziej prozdrowotną z chorób. Wirus grypy powraca do nas sezonowo nieco zmutowany, a więc uodpornienie na poprzedniego wirusa traci niejako ważność z nowym sezonem, czyli że dwa razy do roku mamy szansę zachorować na grypę. Chorowanie na grypę nie jest, rzecz jasna, celem samym w sobie. Celem jest osiągnięcie takiej czystości organizmu, by żadne zarazki nie były potrzebne do robienia porządków. Oczywiście, że samo odchorowywanie gryp nie wystarczy, by cel ten osiągnąć. Podstawowym warunkiem jest usunięcie przyczyny powstawania zdefektowanych komórek.

Po uszczelnieniu nabłonka przewodu pokarmowego i wdrożeniu zasad zdrowego odżywiania mamy wszelkie szanse, by na grypę nie chorować w ogóle. Przedtem jednak musimy odchorować wcześniej unikane albo leczone grypy. Dlatego warto jest wiedzieć, jak w tej chorobie należy postępować.

Grypa nie jest chorobą prozdrowotną bezwarunkowo, a jedynie potencjalnie. Niemniej jednak jest chorobą, a więc równie dobrze może wyjść na zdrowie, jak i przysporzyć kłopotów zdrowotnych. Sztuka polega na tym, by maksymalnie wykorzystać jej potencjał prozdrowotny oraz zminimalizować związane z nią zagrożenia.

Musimy przyjąć do wiadomości, że grypa jest specyficznym remontem, na którym zna się tylko nasz organizm, nikt inny. Nam pozostaje tylko jedno – nie przeszkadzać, czyli nie robić nic wbrew organizmowi. Nie zbijać gorączki, nie jeść, gdy nie ma apetytu, a nade wszystko nie zapobiegać, nie mówiąc już o leczeniu, czyli blokowaniu objawów chorobowych. Dotyczy to nie tylko leków chemicznych, ale także naturalnych – czosnku, witamin.

Nie powinno się popadać w skrajności. Jeśli doskwiera nam zbyt silny ból, to zażywamy środek przeciwbólowy, albo zbijamy gorączkę, jeśli jest zbyt wysoka, ale raczej za pomocą mokrych okładów, niż środków farmaceutycznych.

Wysoka gorączka wiąże się z intensywnym poceniem, a więc utratą wody, co grozi odwodnieniem, czyli zwiększeniem stężenia toksyn krążących w płynach ustrojowych, co z kolei przyczynia się do osłabienia i tak już osłabionego chorobą organizmu, a także do zakłócenia sygnału zapotrzebowania na wodę, jakim jest uczucie pragnienia. Z tego względu należy pamiętać o piciu wody, ale nie w jakichś niewyobrażalnych ilościach, które zakłóciłyby przebieg procesu chorobowego. W zupełności wystarczy jedna, dwie łyżki wody co godzinę, chyba że mamy ochotę na więcej.

Ważne jest także postępowanie w rekonwalescencji, czyli okresie powrotu do pełni zdrowia. Często pozostaje wtedy kaszel, który może trwać nawet kilka tygodni. Nie jest on objawem choroby, lecz, wprost przeciwnie, objawem prawidłowego funkcjonowania systemu odpornościowego. Czyli że tego kaszlu także nie leczymy.

Jak już wiemy, organizm w szczególny sposób niejako zaprasza wirusy grypy do infekcji, gdy widzi taką konieczność. Trochę przypomina to otwarcie bram grodu w oczekiwaniu na odsiecz, nie mając pewności, czy w tym czasie pod bramami nie pojawi się wróg. Otwarcie wrót pierwszej linii obrony organizmu w oczekiwaniu na wirusy grypy może wykorzystać każdy inny zarazek, w tym bezwzględny patogen o niezwykłej zjadliwości, mogący spowodować uszkodzenie ważnych organów, a nawet zagrozić życiu.

Tym niemniej, bez względu na związane z tym ryzyko, w naszym żywotnym interesie jest odchorowanie gryp po to, by nabyć przeciwko nim naturalną odporność, wynikającą nie z wytworzenia przeciwciał, bo to jest wytwór propagandy medycznej, lecz dzięki oczyszczeniu naszego ciała ze zdefektowanych komórek.

Bez uszczelnienia jelit oraz dostarczenia organizmowi niezbędnych substancji odżywczych można jedynie często chorować na grypę, nic więcej. Dlatego usunięcie przyczyny powstawania nadżerek nabłonka jelitowego oraz wprowadzenie zasad zdrowego odżywiania jest podstawowym warunkiem procesu nabywania naturalnej odporności dzięki odchorowaniu gryp. Na początku nieleczone infekcje grypowe mogą być długotrwałe, z gwałtownymi objawami, ale każda następna jest coraz krótsza, a objawy łagodniejsze, aż w końcu przestajemy chorować w ogóle. Jest zatem wysoce prawdopodobne, że nabyliśmy naturalną odporność nie tylko przeciwko grypie, ale także przeciwko wszelkim chorobom infekcyjnym.

Także na inny aspekt warto zwrócić uwagę, omawiając korzyści wynikające z nabycia naturalnej odporności przeciwko chorobom infekcyjnym, a mianowicie czystość naszego ciała, wolnego nie tylko od zdefektowanych komórek – potencjalnej przyczyny zmian zwyrodnieniowych i nowotworowych, ale także wolnego od wszystkich innych toksyn. Właśnie z tego powodu po każdej odchorowanej grypie czujemy przypływ wewnętrznej energii i chęci do życia. Jest to jakże wymowny dowód na to, że choroby nie przychodzą z wiekiem, tylko z czasem tworzenia się zmian zwyrodnieniowych i gromadzenia toksyn w konsekwencji blokowania objawów chorobowych.

Autor: Józef Słonecki