Podstawowy czynnik usposabiający do zdrowia bądź choroby jest uwarunkowany genetycznie i występuje według rozkładu normalnego, czyli że jedni są bardziej predysponowani genetycznie do chorób, inni mniej. Geny bowiem jedynie usposabiają do chorób, ale ich nie determinują.
Można sypać przykładami zarówno osób, które w najmniejszym stopniu o zdrowie nie dbają, mimo to je mają, jak i osób, które o zdrowie bardzo dbają, mimo to go nie mają. Czy to jest jakiś dowód na coś? Żaden i na nic – jedni mają predyspozycje genetyczne do zapadania na choroby, inni nie. Ale to, do jakich chorób dana osoba ma szczególne predyspozycje, a więc najłatwiej może na nie zapaść, jest już sprawą osobniczą, zależy bowiem od tego, który organ jest genetycznie najbardziej narażony na uszkodzenie. I tak u jednych może to być wątroba, u innych serce, u jeszcze innych nerki, płuca, żyły, trzustka, skóra, prostata, jajniki, macica itd.
Żeby owo usposobienie genetyczne, ową skłonność do chorób wykreować na choroby, nie wystarczy ją mieć. Muszą zaistnieć jeszcze co najmniej trzy czynniki: wyjściowy, podstawowy i totalnie niedoceniany czynnik blokujący.
Warunkiem wyjściowym utrzymania zdrowia jest dostarczenie organizmowi kompletu substancji niezbędnych mu do prawidłowego funkcjonowania. Nie ma ich tak znowu dużo, żeby robić z tego problem. To ledwie osiem grup produktów żywnościowych:
1. Białka – 18 aminokwasów, z czego połowa to aminokwasy egzogenne, których ludzki organizm nie wytwarza, więc powinny być systematycznie dostarczane z pożywieniem.
2. Tłuszcze – nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe, wśród których znajdują się kwasy tłuszczowe omega-3 wykazujące właściwości podobne do witamin, więc ich niedobór wywołuje specyficzne objawy niedoboru.
3. Cukry – węglowodany, które ludzki przewód pokarmowy może strawić do postaci cukrów prostych (glukozy albo fruktozy).
4. Witaminy – 13 substancji niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu, których niedobór wywołuje specyficzne objawy niedoboru.
5. Substancje witaminopodobne (fitoestrogeny, flawonoidy, fitosterole, amigdalina, zwana witaminą B17, kwas pangamowy, zwany witaminą B15) – grupy substancji w działaniu podobne do witamin, których niedobór nie wywołuje specyficznych obja-wów niedoboru, ale są korzystne dla prawidłowego funkcjono-wania organizmu, szczególnie systemu odpornościowego.
6. Organiczne sole mineralne – 22 minerały w postaci przyswajalnych jonów, których niedobór wywołuje specyficzne objawy niedoboru.
7. Błonniki – rozpuszczalny w wodzie (pektyna) i nierozpuszczalny w wodzie (celuloza) – dwa rodzaje węglowodanów niestrawnych dla ludzkiego przewodu pokarmowego.
8. Woda – niezbędna do życia ciecz tworząca płyny ustrojowe, przy czym musi to być woda żywa, czyli wypływająca ze źródła bądź wydobywana ze złóż głębinowych.
Czynnikiem wyjściowym w kreowaniu skłonności genetycznych na choroby jest nie tylko wyeliminowanie którejkolwiek z ośmiu grup podstawowych produktów żywnościowych, ale także długotrwałe zachwianie równowagi pomiędzy nimi, zwane dietą.
Warunkiem podstawowym utrzymania zdrowia jest wchłanianie substancji pokarmowych, które ze swej natury jest wybiórcze, czyli że są wchłaniane wszystkie substancje organizmowi potrzebne, ale nic ponadto.
Czynnikiem podstawowym w kreowaniu skłonności genetycznych na choroby jest utrata wybiórczości nabłonka jelitowego, skutkiem czego następuje utrudnienie wchłaniania substancji niezbędnych organizmowi i jednocześnie dochodzi do przenikania do organizmu substancji zbędnych, wręcz toksycznych.
Żeby zrozumieć sedno sprawy, trzeba wyrzucić z głowy wszystko to, co zostało tam wtłoczone nachalną farmaceutyczno-medyczną propagandą. Sprawa dotyczy chorób infekcyjnych, które w istocie rzeczy mają charakter prozdrowotny, są one bowiem swoistymi zaworami bezpieczeństwa, przy pomocy których organizm utrzymuje fundamentalną z punktu widzenia zdrowia homeostazę.
Kardynalnym błędem, popełnianym nader powszechnie, jest zarówno tak zwane leczenie chorób infekcyjnych, de facto blokowanie objawów, jak i zapobieganie im poprzez generowanie sztucznej odporności w następstwie niedorzecznego procederu, zwanego szczepieniami profilaktycznymi.
Żeby to wszystko ogarnąć, wystarczy zrozumieć jedno: Ewolucyjnie zżyte z nami wirusy są drapieżnikami komórek i jako takie mają do spełnienia niezwykle ważną rolę, polegającą na wytrzebieniu z organizmu komórek najsłabszych, gdyż właśnie one stają się ofiarami wirusów.
Słabe komórki to istna zakała tkanek, ponieważ ich istnienie niesie ze sobą szereg zagrożeń – po pierwsze osłabiają kondycję tkanki, a pośrednio ogólną kondycję organizmu, po wtóre, jeśli nie padną ofiarą wirusów, to stają się łatwą ofiarą pasożytów, a jeśli i to przetrwają, są szczególnie podatne na zmiany nowotworowe. Ten krótki przegląd nie wyczerpuje rzecz jasna listy niedogodności związanych z pozostawieniem słabych komórek, ale w zupełności wystarczy, by zrozumieć determinację organizmu w dążeniu do pozbycia się słabych komórek za wszelką cenę, a więc nawet za cenę zaangażowania do tego wirusów.
Istnienie słabych komórek jest groźne zarówno dla organizmów dorosłych, jak i dzieci, przy czym u dzieci zwykle bywa ich więcej, a to dlatego, że ciąża u człowieka trwa 9 miesięcy i w tym terminie musi zostać zbudowany noworodek, bez względu na to, czy organizm matki dysponuje kompletem substancji niezbędnych do budowy komórek embriona, czy nie. Jeśli nie, to proces nie zostaje wstrzymany, lecz z tego, co jest, tworzone są komórki-prowizorki, które w stosownym czasie trzeba będzie wymienić.
Ocenia się, że zanim dziecko osiągnie całkowitą odporność, co następuje w wieku trzynastu lat, powinno zachorować 50 razy, z czego połowa przypada na pierwsze 3 lata życia. Aliści nie chodzi tutaj li tylko o odporność, którą można uzyskać sztucznie, jak się nam nachalnie wmawia. Choroby wieku dziecięcego mają o wiele większy sens niż tylko trywialna odporność.
Wirusy zachowują się tak samo, jak wszelkie inne drapieżniki specjalizujące się w polowaniu na określony gatunek ofiar, tyle że ofiarami wirusów padają komórki określonej tkanki. Tak więc jedne wirusy atakują tkankę płuc, inne tkankę oskrzeli, jeszcze inne tkankę gardła, krtani, ślinianek, opon mózgowych, spojówek itd.
Nieprzypadkowo choroby wieku dziecięcego to w przytłaczającej większości choroby wirusowe z wysypką. A czym jest ta wysypka? Jakąś fanaberią wirusów, którym do głowy nie przychodzi nic lepszego? Bynajmniej. Wysypka jest niejako dowodem na to, że wirusy prawidłowo wykonały swoje zadanie, czyli przetrzebiły tkankę ze słabych komórek. Gdy zrobią swoje, przestają być potrzebne, co prostacko nazywa się nabyciem odporności, jakby to było celem samym w sobie, a więc równie dobrze można ją zastąpić odpornością sztuczną, niczym sztuczną szczęką, okiem albo penisem. A co z atawistyczną wiedzą przekazywaną w genach z pokolenia na pokolenie przez miliony lat ewolucji? Czym sztucznym ją zastąpić? Farmaceutyczno-medyczną propagandą?
Tak oto dochodzi do dobrze znanego wszystkim paradoksu: Im skuteczniej leczone jest społeczeństwo na łagodne ze swej natury choroby infekcyjne, które ustępują samoistnie, czyli bez potrzeby leczenia, tym powszechniej wymaga leczenia na prawdziwe, a więc poważne choroby, które leczy się do końca życia. Co więcej, wszelkie powikłania po chorobach infekcyjnych, którymi tak nagminnie i, niestety, skutecznie straszy się nieświadomą gawiedź, nie są skutkiem ich przebycia, lecz skutkiem leczenia.
Biorąc to wszystko pod uwagę dochodzimy do wniosku, że osoby z genetyczną skłonnością do długowieczności mają większe szanse umrzeć przedwcześnie na raka, niż dożyć swej długowieczności. Taka niestety jest rzeczywistość. Pytanie tylko, po co się na nią godzić?
Autor: Józef Słonecki