Nadchodzi taki czas w praktyce każdego gastrologa, że przychodzi do niego pacjent z problemami gastrycznymi, więc wypadałoby go przebadać, a co za tym idzie – podjąć odpowiednie leczenie. Pacjent badań przechodzi wiele, ale, niestety, dziwnym trafem jakoś wcale od nich nie zdrowieje. No, ale skoro badanie pacjentowi nie pomogło, to zaczyna się leczenie zdiagnozowanych objawów. Tutaj jednak też pudło, ponieważ objawy w trakcie kuracji lekami łagodnieją, natomiast po zakończeniu kuracji, jako że przyczyna problemu dalej nie została wyeliminowana, objawy znowu się pojawiają. Jak nie zaraz po kuracji, to po pewnym czasie. Pacjent znowu wraca, spędza godziny w kolejce, aż w końcu dostaje skierowanie na następne badania. Oczywiście, po kolejnym badaniu i po kolejnym chybionym leczeniu znowu wraca do lekarza. Tylko co ten lekarz ma zrobić? Już tyle badań pacjent przeszedł, został na wszystko przeleczony... Przecież chleb je, leki przyjmuje, przetworzona żywność dalej na jego stole... a nie zdrowieje. Niesamowite, prawda? A jednak nie. Przecież to musi być nic innego, jak zespół jelita drażliwego! Problem rozwiązany! Na wychodnym rutynowo pada informacja: brać leki do końca życia (które tylko zaszkodzą, ale lekarze zgrabnie nazywają to złagodzeniem objawów).
Oczywiście padają też inne rady: niezwłocznie ubezpiecz się na raka, nie zapomnij wpadać co pół roku na badania, czy nie masz przypadkiem jednej z idiopatycznych* chorób: Leśniowskiego-Crohna (zapalna choroba jelita; medycynie etiologia tego schorzenia nie jest znana, jak i również nieznana jest skuteczna metoda wyleczenia) bądź wrzodziejącego zapalenia jelita grubego (również o nieznanej etiologii!). Cóż, jak medycyna może znać przyczynę tych chorób, skoro sama nie zajmuje się zdrowiem. Jedyne, czym się zajmują, to stwarzanie chorób, a następnie leczenie objawów tych chorób bez koncentrowania się na przyczynie – przecież na tym nie można zarobić. My znamy przyczynę tych chorób, ale do tego wrócimy nieco później.
*Idiopatyczny to przymiotnik używany przede wszystkim w medycynie, oznaczający powstający spontanicznie albo mający niejasne lub nieznane podłoże (przyczynę). Pochodzi z greckiego ἴδιος (idios) – własny + παθος (pathos) – cierpienie, czyli w wolnym tłumaczeniu „chorobę samą z siebie”. Takie samorództwo chorób, coś jak samordzództwo zarazków, opisane w artykule Miazmatyczna teoria chorób. Tytułowa postać amerykańskiego serialu „Dr House” stwierdza, że słowo idiopatyczny pochodzi z łaciny i oznacza że „jesteśmy idiotami, ponieważ nie znamy przyczyny, która to powoduje”.
Objawy zespołu jelita drażliwego i drożdżycy jelita grubego są podobne. Warto tutaj zaznaczyć, że WHO zalicza zespół jelita drażliwego jako chorbę (K58 w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10), natomiast oficjalna doktryna medyczna nie uznaje drożdzycy jelita grubego za chorobę, tak więc nie może być leczona.
Objawy zespołu jelita nadwrażliwego:
- ostre, skurczowe, nękające bóle brzucha (zazwyczaj podbrzusza i lewego dołu biodrowego). Prawie nigdy nie budzą w nocy. Nasilają się po posiłkach. Mogą towarzyszyć biegunkom. Ulgę przynosi wypróżnienie lub oddanie gazów.
- biegunka – stolce mogą być wodniste lub półpłynne, ale rzadko dochodzi do zwiększenia ich objętości. Zazwyczaj występuje po posiłkach, stresie psychicznym i w godzinach rannych. Do tego czasem dochodzi pieczenie odbytu.
- zaparcie – u chorych bez biegunki. Częstotliwość wypróżnień jest zmniejszona, stolec oddawany jest z wysiłkiem. Po oddaniu stolca często występuje uczucie niepełnego wypróżnienia.
- wzdęcie brzucha, odbijanie i gazy, nudności i wymioty, „przelewania w brzuchu”, domieszka śluzu w kale
- zgaga, bóle głowy, uczucie zmęczenia,
- zaburzenia miesiączkowania,
- częstomocz.
Objawy drożdżycy jelit:
- silne gazy i wzdęcia całego brzucha z wrażeniem pełności nawet w czasie głodu,
- nieokreślone boczne bóle jamy brzusznej sięgające od dołu biodrowego do podżebrza,
- charakterystyczny stolec – na początku twardy czop, za którym pojawia się wodnista, brązowa, cuchnąca biegunka,
- częste wydalanie cuchnących gazów (wiatrów),
- „delikatny żołądek” objawiający się biegunką po zjedzeniu pewnych „szczególnych” produktów żywnościowych, które u innych osób żadnych negatywnych reakcji nie wywołują,
- kruczenie, tj. głośne przelewania i bulgotania w jelitach,
- nieprzyjemne, nieokreślone parcie na stolec, występujące tuż po wypróżnieniu, mogące utrzymywać się kilka godzin,
- pieczenie w rejonie odbytu po oddaniu stolca, z objawami zapalenia śluzówki odbytu oraz tendencją do hemoroidów.
Łatwo można wywnioskować, że objawy obydwóch chorób mają ze sobą wiele wspólnego. Jednak medycyna ZJD z przerostem drożdżaków jelita grubego w ogóle nie wiąże. Wszak nie mogą powiązać choroby z czymś, co nie jest sklasyfikowane jako choroba. Zanim przejdziemy do wyjaśnienia, jak pozbyć się zespołu jelita drażliwego, i dlaczego porównujemy objawy tych dwóch dolegliwości, zadajmy sobie podstawowe pytanie:
Nad tym mało kto się zastanawia. Ludzie uważają, że skoro lekarz postawił diagnozę, to tak musi być. W rzeczywistości wcale tak nie jest, a problem nagminnego diagnozowania ZJD jest poważny i dotyka coraz większą ilość ludzi. Co gorsza, dzisiaj, w dobie Internetu, gdzie dostęp do informacji jest tak powszechny, ludzie po przeczytaniu kilku bzdurnych artykułów sami stawiają sobie diagnozę, że mają ZJD. Jednak ci ludzie najczęściej nie mają odpowiedniej wiedzy, żeby oddzielić ziarno od plew, bo przecież większość z nich ma wiedzę tylko tą, która została im wtłoczona przez propagandę medyczną i lekarzy, więc z tym żyją. Inni zaś uciekają się do metod alternatywnych: homeopatii, medycyny naturalnej, bioenergoterapii, czy też do różnych aparatów mających usprawnić funkcjonowanie i perystaltykę jelit. Szkopuł w tym, że nie ma możliwości pozbycia się zespołu jelita drażliwego. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – nie ma możliwości pozbyć się czegoś, co tak naprawdę nie istnieje, co zostało wymyślone. Zespół jelita drażliwego powstał na potrzebę lekarzy, którzy nie potrafią poradzić sobie z dolegliwościami pacjentów leczonych rutynowymi badaniami i medykamentami. Medycyna konwencjonalna nie zna przyczyny tej przypadłości, za to diagnozuje się ją u coraz większej ilości ludzi. No i oczywiście, pomimo niemożliwości wyleczenia, są na to leki. I w ten oto sposób powstaje kolejna popularna „choroba”, która powstała na potrzeby wielkich koncernów farmaceutycznych, zarabiających na ludzkiej niewiedzy.
Opiszę swoją historię, jednak znacznie skróconą. Moje problemy zaczęły się w drugiej klasie szkoły podstawowej, czyli w wieku 8 lat. Nie było to przyjemne, kiedy zaczęło się opuszczać zajęcia szkolne z powodu nagłych bólów jakieś dwie do trzech godzin po śniadaniu. Zazwyczaj byłem zwalniany po trzeciej godzinie lekcyjnej. Nieważne, co zjadłem na śniadanie, bo bóle występowały nieregularnie. Po prostu miałem napady bólów brzucha co dwa do pięciu dni. Napad objawiał się biegunką z bólami podbrzusza. Żeby jakkolwiek znieść ból, potrzebowałem nospy i kropli miętowych. Lekarze wielokrotnie obwiniali mnie o symulowanie, zaś moja rodzinna lekarka powiedziała, że to na tle nerwowym, i że odda swój dyplom lekarza, jeżeli się myli. Była pewna na 200% swojej racji. Zawsze negowałem jej diagnozę, a dziś wiem na pewno, że się myliła.
Z tego, co pamiętam, do końca 2008 roku (wtedy ostatni raz byłem w szpitalu) miałem zrobione:
- dwukrotnie test tolerancji laktozy,
- kolonoskopię,
- co najmniej raz w roku USG jamy brzusznej,
- gastroskopię,
- nieustające badania krwi i moczu oraz kału,
- próbę potową,
- badanie na obecność Helicobacter pylori – po czym zalecenia 3-tygodniowej kuracji antybiotykowej,
- badania na mukowizcydozę.
Problem jak był, tak był, z czasem wręcz się nasilał. Na każdej wizycie pytano mnie, jak się czuję, czy coś się poprawia, i czy poprawiło się po danej kuracji lekami. Oczywiście, poprawa była, ale tylko na chwilę. W dodatku lekarze dziwili się, dlaczego najbardziej boli mnie na obrzeżach podbrzusza – nie potrafili tego wytłumaczyć. Pod koniec 2008 roku trafiłem do zupełnie innego szpitala na kolejne badania. Jedyne, co zbadali, to krew. Przy okazji pielęgniarka złamała igłę (na szczęście tak, że udało się wyciągnąć odłamek), lecz następnie wbiła w to samo miejsce kolejną igłę, żeby pobrać resztę krwi. Miałem problem ze zginaniem ręki ponad 2 tygodnie. Od tamtej pory stwierdziłem, że mam dość marnowania czasu na latanie po lekarzach i zatruwanie się lekami.
Przez te lata nikt nie skierował mnie do dietetyka, nikt nie zwrócił uwagę na odżywianie, oprócz jednej rady: spróbuj wyeliminować na jakiś czas po kolei produkty, które codziennie spożywasz – mleko, ser, wędliny, ziemniaki, mięso, warzywa, owoce. Mój komentarz był prosty – jednego dnia zjem na śniadanie zupę mleczną z ryżem, i nic mi nie będzie, za to zjem to samo za 3 dni i już mnie zaboli, nieważne co jem, i tak mnie boli. Na to lekarz się zdziwił i nic nie powiedział. Od tamtego dnia, przez około pół roku, eliminowałem po kolei niemal wszystko, co jadłem. Bez rezultatów, bo nikt nie wspominał o glutenie i spożywaniu nadmiernej ilości węglowodanów. Pod koniec 2008 roku poszedłem ostatni raz do gastrologa i wreszcie dostałem diagnozę, po tylu latach. Po zrobieniu setek badań i przeleczeniu mnie wszystkimi możliwymi lekami, można było wyeliminować wszystkie inne choroby i przypadłości, zostawiając na koniec ostatnią. Otóż lekarz stwierdził, że mam zespół jelita drażliwego, bo nie mogę mieć nic innego. Na wychodne lekarz dodał: „musisz się nauczyć z tym żyć”. Oczywiście, zaproponowano mi leki, ale odmówiłem, po prostu stwierdziłem że nie będę już więcej się truć tym wszystkim... No i wiedziałem, że niewykonalne będzie systematyczne branie leków.
Dlaczego? Bo miałem stwierdzoną astmę oskrzelową i alergię wziewną, a leków systematycznie nie brałem. Ba! Nie brałem ich wcale. Po prostu mi się nie chciało. Nie lubiłem systematycznie jeść rano i wieczorem o stałych porach, żeby coś przekąsić przed zażyciem leków. Pomijając fakt, że z czasem przestałem jeść śniadania. Jedyne, co przyjmowałem, to loratadynę (doraźnie, po wystąpieniu objawów alergii) i dyski wziewne, jak miałem za mocne duszności, jednak nie pamiętam co to było. A koniec końców, po kilku latach, na ostatniej spirometrii, wyniki wyszły mi lepsze niż u zdrowego człowieka. Mina lekarzy z roku na rok była coraz śmieszniejsza. Nie mogli uwierzyć, że mając takie problemy jak ja, można wyzdrowieć nie biorąc przepisanych leków, które miałem brać 2 razy dziennie + doraźnie.
Stopniowe zaprzestanie jedzenia śniadań oraz zrezygnowanie z chodzenia do lekarzy jednoznacznie skończyło mój maraton ciągłego brania leków, co w rezultacie zmniejszyło moje objawy, jednak i tak bóle były, bo przyczyna nie została usunięta. Do czasu poznania Biosłone 2 razy znalazłem się w szpitalu z potwornymi bólami. Dostałem środek znieczulający, następnie zostałem przewieziony do szpitala, w którym przesiedziałem 2 dni na obserwacji i kroplówkach. Jak poznałem Biosłone, wszystko się zmieniło i do reszty pozbyłem się tego całego wyimaginowanego zespołu jelita drażliwego.
Pierwsze, co trzeba zrobić, to odłożyć na bok całą propagandę medyczną. Całą! Wyrzucić i zapomnieć! Trzeba uświadomić sobie, że świat idzie w jednym kierunku – ogłupienia społeczeństwa. Ludzie jedzą chleb, słodycze, przetworzoną żywność, nie zważają na chemię w pożywieniu, smażą na teflonie i oleju, unikają za wszelką cenę tłustych potraw, bo boją się o cholesterol, łykają różne medykamenty, suplementują się syntetycznymi witaminami powlekanymi kolejną papką chemiczną, a potem dostają problemów gastrycznych, których nijak lekarze nie potrafią usunąć, bo tego typu przypadłości nie da się usunąć lekami. Oczywiście medycyna nie widzi nic złego w takim stanie rzeczy, bo przecież sama do tego doprowadza.
Żeby pozbyć się dolegliwości, trzeba bezwzględnie i radykalnie zmienić sposób odżywiania i podejście do organizmu, odstawiając wszelkie leki na dolegliwości trawienne, suplementy, kefiry i jogurty oraz inne pierdoły. Otóż przyczyn dolegliwości opisanych jako zespół jelita drażliwego jest kilka:
- gluten,
- drożdżyca jelita grubego,
- problemy z żółcią zalegającą w brodawce Vatera,
- nadmiar toksycznego jedzenia
Żeby wreszcie usunąć przyczynę, a nie objawy, trzeba bezwzględnie odstawić wszystkie produkty mączne: chleb, bułki, wypieki cukiernicze, słodycze. Ponadto produkty wysokowęglowodanowe i przetworzone oraz leki, za wyjątkiem tych, które są nam niezbędne do podtrzymania życia. Dobrze byłoby przejść na lekko zmodyfikowaną dietę prozdrowotną – tj. jeść przynajmniej 2 ciepłe posiłki dziennie i nie zaczynać diety od jedzenia surowych warzyw.
Często, zamiast zespołu jelita drażliwego, diagnozuje się zespół jelita leniwego. Jest to tak samo wielki mit, jak zespół jelita drażliwego. Medycyna nie może wiązać glutenu z tymi dolegliwościami, bo przecież wyszłoby, że WHO (Światowa Organizacja Zdrowia – czyt. chorób) doprowadza ludzi do chorób. Można by się zdziwić i zapytać: – Jak to? Przecież zajmują się zdrowiem! – Nic bardziej mylnego. WHO w swojej piramidzie zdrowego odżywiania na pierwszym miejscu stawia niebezpieczne dla zdrowia glutenowe zboża, dodając, że produkty zbożowe powinny być głównym źródłem energii. W dodatku świat medycyny ma łatwą wymówkę – nie zwróci uwagi ani na gluten, ani na nic innego. Pada diagnoza „choroby” idiopatycznej, i sprawa rozwiązana.
Jelita zachowują się jak „leniwe” w jednym przypadku – kiedy perystaltyka na danym odcinku jelit zostaje zatrzymana przez będące w tym miejscu ostre stany zapalne błony śluzowej jelit, co również ma wiele wspólnego z nadmiernym spożywaniem glutenu, toksycznej żywności oraz leków. Więcej na ten temat można doczytać w artykule Jak działa mikstura oczyszczająca.
Autor: Kamil Niemcewicz