Mleko z koncernów mleczarskich

Ugruntowaną przez tysiąclecia dobrą opinię mleka wykorzystują wielkie koncerny produkujące wyroby mleczarskie na dużą skalę. Mleko do produkcji zbierane jest z dużego terytorium wielkości powiatu, a nawet kilku powiatów. Nie pochodzi ono, jak mleko wiejskie, z jednej, tylko dziesiątek, a może nawet setek obór. Fabryki mleka, zwane nie wiedzieć czemu krowami, nie pasą się na łące, nawet nie wychodzą na dwór, bo nie potrafią chodzić. Całe życie stoją uwiązane u żłobu i jedzą specjalne pasze, oparte na rozmaitych mączkach i preparatach poprawiających ich i tak już nienaturalnie wysoką dojność, z nienaturalnie dużych wymion. Przy tak dużej ilości zwierząt, hodowcy nie mogą sobie pozwolić, by któreś z nich zachorowało, więc profilaktycznie do pasz dodają antybiotyki, których spora część przedostaje się do mleka.

Mleko z wielkotowarowych hodowli trafia do zakładów mleczarskich, gdzie na początku przechodzi typowe procedury, podobne jak w mleczarniach – czyszczenie, odtłuszczanie, normalizację zawartości tłuszczu. Jednak kolejnym etapem nie jest pasteryzacja pozwalająca przechowywać produkt zaledwie 7 dni, i to w temperaturze poniżej 10 °C. Przy masowej produkcji takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. Zamiast tego, w zakładach mleczarskich stosuje się sterylizację.

Sterylizacja błyskawiczna zwana UHT (ang. Ultra High Temperature) jest stosowana przez wielkie koncerny mleczarskie. Proces ten polega na ogrzaniu mleka wprowadzoną bezpośrednio do niego parą wodną, przegrzaną do temperatury 135 -160 °C, z którą mleko ma kontakt około trzech sekund. Następnie mleko zostaje schłodzone do temperatury 20 °C i w tej mniej więcej temperaturze będzie ono przechowywane po kolejnym, ostatnim już etapie procesu technologicznego – homogenizacji.

W skład mleka wchodzą stosunkowo duże grudki tłuszczu, które mają tendencje do wypływania na wierzch tworząc warstwę śmietanki. By temu zapobiec, mleko poddawane jest homogenizacji. W procesie tym niemieszające się z mlekiem grubsze grudki tłuszczu są rozbijane na niezwykle drobne grudki, tworzące z mlekiem jednolitą strukturę. Przy okazji rozbijania grudek tłuszczu, zostają zabite ewentualne drobnoustroje, gdyby przypadkiem przetrwały sterylizację.

Sterylizowane, homogenizowane i zamknięte w hermetycznych kartonach mleko nie wymaga warunków chłodniczych w czasie transportu, magazynowania ani ekspozycji na półce sklepowej. Może sobie stać tak pół roku i nic się z nim nie dzieje – nie kwaśnieje, nie rozwarstwia się, nie zmienia smaku ani zapachu.

Z punktu widzenia interesów producentów mleka, technologia UHT, wsparta homogenizacją, jest wygodnym i tanim sposobem wyeliminowania kosztów związanych z koniecznością utrzymywania produktów w chłodniach oraz kłopotów związanych z ich szybkim psuciem się. Z drugiej strony, produkt o tak znacznie przedłużonym okresie przydatności do spożycia jest wygodny dla konsumentów, którzy nie zdają sobie sprawy, że w rzeczywistości kupują białą, trującą ciecz, reklamowaną jako zdrowe mleko.

O ile wady mleka wiejskiego są równoważone przez jego zalety, to wady homogenizowanego mleka UHT nie są równoważone niczym. Fakt, że nie ma w tym mleku ani przyswajalnych witamin, ani przyswajalnego wapnia, nie jest jeszcze największą jego wadą. Poważnym mankamentem homogenizowanego mleka UHT jest to, co w nim pozostaje – tłuszcz i kazeina.

Producenci przewrotnie zachwalają tłuszcze homogenizowane, że są lepiej przyswajalne przez organizm. W rzeczywistości jest to gwałt zadany naturze, bowiem powstałe w procesie homogenizacji mikrocząstki tłuszczu są tak małe, że w postaci niezmienionej (niestrawione), samoistnie przenikają przez nabłonek jelitowy do krwi, co jest sytuacją nienormalną, gdyż w normalnych warunkach tłuszcze wchłaniane są do limfy. Innymi słowy: tłuszcz pokarmowy we krwi jest kolejną egzotoksyną przyczyniającą się do toksemii – patologicznego stanu, gdy ilość toksyn krążących w płynach ustrojowych przewyższa możliwości ich wydalenia.

Nadmiar kazeiny w mleku z kartonu także nie jest korzystny dla organizmu. Po pierwsze dlatego, że przewód pokarmowy ma trudności ze strawieniem tak dużych ilości białka, więc pewna jego część staje się pożywką dla bakterii gnilnych, toteż u osób pijących duże ilości tego mleka wydalane wiatry i stolec mają zapach padliny.

Także aminokwasy ze strawionej kazeiny nie są w pełni dla ludzkiego organizmu przyswajalne, bowiem ich skład przewiduje budowę niewystępujących u człowieka racic i rogów, więc owa nadwyżka jest przemieniana na mocznik i wydalana z moczem.

Biały kolor mleka kojarzy się z wapniem, i wapń w mleku z kartonu rzeczywiście jest, ale jako bezużyteczny pierwiastek, powstały w procesie sterylizacji z przyswajalnych soli wapnia. Innymi słowy: zawarty w mleku z kartonów wapń jest nieorganicznym, a więc nieprzyswajalnym pierwiastkiem. Wapń w tej postaci w organizmie tworzy zmiany zwyrodnieniowe zwane zwapnieniami, do których należą zmiany miażdżycowe naczyń krwionośnych.

Koncentraty mleczne powstają poprzez częściowe lub całkowite usunięcie wody z mleka normalizowanego.

Po częściowym odwodnieniu otrzymuje się produkt dwuipółkrotnie zagęszczony, który po homogenizacji i zapakowaniu do kartoników lub puszek sprzedawany jest jako mleko zagęszczone.

W wyniku dalszego odwodnienia, otrzymywany jest produkt zagęszczony czterokrotnie, który ze względu na gęstość jest pakowany w tuby albo puszki i sprzedawany jako mleko skondensowane.

Ostatecznym wynikiem dalszego odwadniania mleka jest suchy produkt – mleko w proszku. Jest to półprodukt wykorzystywany w produkcji wielu wyrobów mleczarskich i niemleczarskich.

Śmietankę w zakładzie mleczarskim, podobnie jak w mleczarni, uzyskuje się dzięki odwirowaniu mleka, zaś śmietanę kwaśną poprzez ukwaszenie śmietanki, ale na tym podobieństwo się kończy. W kolejnym etapie do śmietan spożywczych dodaje się żelatynę, gumę guar, karagen, dodatki smakowe. Po tych zabiegach nawet śmietana o niskiej zawartości tłuszczu, a więc nieco bardziej tłuste mleko, jest gęsta niczym prawdziwa śmietana. Problem w tym, że umieszczanie składu śmietany na opakowaniach jest w wielu krajach dobrowolne, a w Polsce jest praktykowane tylko przez niektórych producentów.

By zapobiec rozwarstwianiu się śmietan spożywczych, poddaje się je homogenizacji. Po sterylizacji metodą UHT i hermetycznym zapakowaniu, mogą być przechowywane do trzech miesięcy w warunkach niechłodniczych, w temperaturze nieprzekraczającej 25 °C.

Masło w zakładach mleczarskich jest produkowane podobnie jak w mleczarniach – w wyniku zmaślenia śmietany maślarskiej, a więc teoretycznie powinno być podobnej jakości. Szkopuł w tym, że zakłady mleczarskie praktykują poprawianie masła poprzez „wzbogacanie” go w rozmaite dodatki, najczęściej mleko w proszku i oleje utwardzone. W wyniku tych zabiegów masło, podobnie jak margaryna, nadaje się do smarowania po wyjęciu z lodówki – właściwość w przypadku prawdziwego masła niespotykana.

Kolejną, niebagatelną korzyścią dodawania do masła o wiele tańszych tłuszczów roślinnych jest zmniejszenie kosztów produkcji, to zaś daje możliwość nieuczciwego konkurowania z uczciwymi producentami masła, a to z kolei powoduje wyrugowanie z rynku producentów prawdziwego, nieoszukanego masła.

W procederze promowania nieuczciwych producentów wydają się uczestniczyć organa państwowe, ponieważ w Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, producenci nie mają obowiązku umieszczania na opakowaniu składu masła. Zwykły śmiertelnik nie jest w stanie stwierdzić, które z oferowanych w sklepie maseł to produkty pełnowartościowe, a które tylko nazywają się masłem, więc jedyne czym się kieruje to atrakcyjna cena. Tym sposobem, to my nabywcy nieświadomie promujemy producentów nieuczciwych, paskudzących pełnowartościowy produkt, jakim jest masło, bezwartościowymi wypełniaczami. Przykre, że jednocześnie odbieramy rynek zbytu producentom prawdziwego masła, które po prostu musi kosztować, w sumie niedużo, ale jednak więcej od masła wypełnionego bezwartościowymi tłuszczami roślinnymi.

– No – niejeden pomyśli sobie teraz – łatwo takiemu radzić, ale przecież sam napisał, że nie sposób odróżnić prawdziwego masła od podróbki, więc jakiś Kowalski nie ma na nic wpływu. Wszystkiemu winni są „oni”, a nie my, zwykli zjadacze bułek z masłem.

Można w ten sposób się usprawiedliwiać, i wielu tak robi, ale to nie zmieni faktu, że to właśnie zbyt dyktuje podaż – im większy jest zbyt badziewia, tym więcej tego badziewia pojawia się w sprzedaży, a w konsekwencji na naszym stole. Takie są po prostu prawa rynku. A co my w swoim skromnym zakresie możemy z tym zrobić? Wbrew pozorom – wiele, i wcale nie chodzi tutaj o stworzenie jakiejś organizacji konsumenckiej, z zarządem i radą nadzorczą, promującej jakąś fikcyjnie zdrową żywność. Najprościej jest dowiedzieć się, która z najbliższych mleczarń produkuje masło i właśnie to masło kupować. Ponadto nigdy nie kupować masła ani innych produktów żywnościowych w hipermarketach, gdyż to one właśnie wymuszają na producentach niskie ceny zbytu, ci zaś są zmuszeni wytwarzać produkty o bardzo niskiej wartości odżywczej. Tyle możemy zrobić my sami, tak wiele, właściwie wszystko.

Maślanka produkowana w zakładach mleczarskich jest szczytem bezczelnego oszustwa, przede wszystkim dlatego, że nie ma w tym produkcie nawet śladu maślanki, co nie przeszkadza producentowi nazwać swój wyrób – naturalna maślanka. W rzeczywistości jest to napój mleczny wytworzony z mleka odtłuszczonego albo mleka w proszku, zaś smak i inne cechy maślanki nadają mu zagęszczacze, stabilizatory, utrwalacze, substancje smakowe i zapachowe.

 

Autor: Józef Słonecki