Sok czy błonnik

Ostatnio w tak zwanej medycynie naturalnej (teraz już bardziej naturalnej od natury) zapanowała moda na soki i błonniki. Nie bacząc, że natura już coś takiego wymyśliła w postaci owoców i warzyw, każe się osobno pić rzekomo wściekle zdrowe soki i zjadać niby jeszcze zdrowsze błonniki. Przyjrzyjmy się zatem, czym te produkty są z osobna, czyli czym jest sok, a czym błonnik.

Sok

Sok oczyszczony z błonnika, jak zresztą każda żywność oczyszczona, jest dla organizmu raczej niepotrzebnym obciążeniem niż źródłem zdrowia. Soki reklamuje się jako bombę witaminową. To jest dobre określenie, które powinno odstręczyć ludzi od picia soków. Dlaczego? A słyszał kto, żeby bomba wywarła kiedykolwiek inny skutek niż destrukcyjny?

Soki wykorzystuje się w rozmaitych kuracjach do walki z patologiami, gdzie ze wszech miar uzasadnione jest użycie stosownej broni, w tym bomb, ale pokoju, jakim jest zdrowie, użycie bomb bynajmniej nie przedłuży. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że inaczej postępuje się w zdrowiu, a inaczej w chorobie. Analogia do wojny i pokoju dobrze tę różnicę obrazuje.

Organizm wypicie soku może odebrać jako nalot bombowy i odpowiedzieć użyciem artylerii przeciwlotniczej, dlatego że nie tylko niedobór, ale także nadmiar witamin wywiera niekorzystny wpływ na jego funkcjonowanie. Jeśli owe witaminy są dozowane powoli, co ma miejsce w obecności błonnika, to organizm spokojnie segreguje wchłonięte witaminy – wykorzystuje na potrzeby bieżące, robi zapasy tkankowe, nadmiary wydala. Zgoła inaczej rzecz ma się, gdy witaminy zostaną wchłonięte gwałtownie, co ma miejsce bez obecności błonnika. Jeśli w jednej chwili wszystkie witaminy pojawiają się nagle we krwi, to nawet te, których jest niedobór w tkankach, we krwi są w nadmiarze, a to musi sprowokować gwałtowną reakcję obronną.

W chorobie sprowokowanie reakcji obronnej ma uzasadnienie, ale nie w zdrowiu, żaden bowiem lek, który pozwala wyzdrowieć, nie jest zdrowy. Wręcz przeciwnie – każdy lek ma swoje skutki uboczne. Leki naturalne mają ich co prawda mniej, ale mają, toteż zabijają wolniej, ale też zabijają. Jeśli nie mają jakiejś choroby do zabicia, zabijają zdrowie. Taka już ich natura.

Nie wdając się w gmatwające tylko istotę rzeczy szczegóły, rozróżniamy dwa rodzaje błonnika – celulozę i pektynę. Różnią się tym, że pierwszy nie jest rozpuszczalny w wodzie, drugi zaś jest, natomiast ich cechą wspólną jest to, że nie są trawione chemicznie przez soki i enzymy trawienne, wydzielane przez organy wydzielnicze ludzkiego przewodu pokarmowego. Nie znaczy to bynajmniej, że błonnik w ogóle nie jest trawiony. W naturze istnieje mnóstwo istot, dla których błonnik jest podstawowym pożywieniem. Kilka gatunków takich istot zasiedla (jeśli mają ku temu warunki) nasze jelito grube. Chodzi oczywiście o bakterie zwane symbiotycznymi, a to z tego względu, że współżyją z nami w symbiozie, czyli że obie strony czerpią z tego współżycia obopólne korzyści.

W zamyśle natury, bakterie symbiotyczne zasiedlające ludzkie jelito grube dostają od swojego gospodarza przysłowiowy dach nad głową oraz całodobowe wyżywienie. Co dają w zamian? Właściwie nic takiego, bo jedynie własne odchody. Tak się jednak składa, że owe odchody bakterii symbiotycznych to... niezbędne nam witaminy. Szkopuł w tym, że owe bakterie są wybredne i odżywiają się tylko jednym rodzajem błonnika, mianowicie pektyną, czyli błonnikiem rozpuszczalnym w wodzie. Ale to nie wszystko, bowiem pektyna rozpuszczona w wodzie ma postać płynną, co bardzo odpowiada innym mieszkańcom jelita grubego, mianowicie drożdżakom Candida albicans, które mają paskudny zwyczaj odganiania współbiesiadników od stołu. Rozwiązaniem sprawy jest zagęszczenie pożywki poprzez zmieszanie pektyny z celulozą. W takim podłożu bakterie symbiotyczne czują się doskonale i – co najważniejsze – nie mają konkurencji!

W owocach i warzywach sok i błonnik występują komplementarnie, co widać już od pierwszego kęsa, gdy błonnik jest przeżuwany w jamie ustnej, dzięki czemu następuje dokładne wymieszanie soku, błonnika i śliny. Jest to bardzo ważny etap trawienia chemicznego, bez którego zawarte w soku wartościowe substancje odżywcze tracimy, co jest mankamentem picia samego soku, którego wszak nie przeżuwamy.

Także w żołądku obecność błonnika ma istotny wpływ na dalsze losy soku. Wprawdzie żołądek błonnika nie trawi, ale próbuje i dopiero po nieudanych próbach przesyła go porcjami do jelita cienkiego. Jeśli sok jest związany z błonnikiem, to także on z opóźnieniem i porcjami dociera do jelita cienkiego, gdzie witaminy oraz inne wartościowe substancje nie są wchłaniane gwałtownie, jak z soku bez błonnika, tylko powolutku, spokojnie, w miarę przesuwania błonnika wzdłuż ściany jelita cienkiego. Przy takiej podaży, organizm może swobodnie rozdysponować wchłonięte substancje odżywcze, a nadmiar spokojnie wydalić.

Błonnik wyssany z wartościowych substancji jest przesuwany ruchami robaczkowymi jelit do jelita grubego, ale po drodze wcale nie próżnuje. Co robi? Otóż robi dwie bardzo ważne rzeczy – celuloza ściera patologiczny śluz ze ściany jelita cienkiego, a potem także grubego, natomiast pektyna, która wykazuje właściwości gąbki, wchłania metale ciężkie oraz inne szkodliwe substancje, co zapobiega przeniknięciu ich do organizmu.

W jelicie grubym błonnik stanowi doskonałą pożywkę dla bakterii symbiotycznych, ale nie może to być byle jaki błonnik, tylko żywy, składający się z pektyny i celulozy, a nie jakieś zwietrzałe otręby. Na takim żarciu bakterie symbiotyczne długo nie pociągną. Dlatego ludzie hołdujący modzie picia rzekomo zdrowych soków, muszą uzupełniać swoją dietę nie tylko błonnikiem, ale także probiotykami.

Ilość witamin produkowanych przez bakterie symbiotyczne nie jest imponująca i wcale taka nie musi być. To nie ma działać jak bomba, a więc destrukcyjnie, tylko ma zapobiec przerwom w dostawie witamin do organizmu.

Autor: Józef Słonecki


Osoby, które regularnie piją soki owocowe, mają zdecydowanie wyższe ciśnienie krwi niż osoby, które piją je jedynie okazjonalnie - wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Swinburne University of Technology z Hawthorn w Australii

Już jedna szklanka soku dziennie sprawia, że mamy podwyższone ciśnienie krwi, które może prowadzić do zawału serca - ostrzegają naukowcy. Dr Matthew Pase prowadzący badania zaznacza, że odkrycie jest szczególnie ważne, ponieważ w powszechnym mniemaniu soki owocowe uchodzą za coś zdrowego. Tymczasem zawierają jedynie niezbędne witaminy, a poza tym w ich składzie jest bardzo dużo cukru. Szacuje się, że szklanka soku owocowego zawiera średnio 115 kalorii i siedem łyżeczek cukru. Naukowcy zachęcają więc, by dietetycy przestali polecać szklankę soku jako jedną z pięciu zalecanych dziennych porcji owoców i warzyw.