KONSTYTUCJA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
PREAMBUŁA
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot. Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
Rozdział II
WOLNOŚCI, PRAWA I OBOWIĄZKI CZŁOWIEKA I OBYWATELA
Art. 39.
Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody.
Art. 40.
Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu. Zakazuje się stosowania kar cielesnych.
Art. 43.
Zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości nie podlegają przedawnieniu.
Art. 54.
1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
Rodzaje i kryteria rozpoznawania niepożądanych odczynów poszczepiennych na potrzeby nadzoru epidemiologicznego* zgodnie z załącznikiem do Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 21 grudnia 2010 r. (poz. 1711)
I. Ogólne rodzaje i kryteria niepożądanych odczynów poszczepiennych na potrzeby nadzoru epidemiologicznego
• wymagać hospitalizacji w celu ratowania zdrowia,
• prowadzić do trwałego ubytku sprawności fizycznej lub umysłowej,
• kończyć się śmiercią.
2. Jako poważny niepożądany odczyn poszczepienny kwalifikuje się niepożądany odczyn poszczepienny, który charakteryzuje się dużym nasileniem objawów w postaci znacznego obrzęku kończyny, silnego jej zaczerwienienia, wysokiej gorączki, ale:• nie wymaga zwykle hospitalizacji w celu ratowania zdrowia,
• nie prowadzi do trwałego uszczerbku dla zdrowia,
• nie stanowi zagrożenia dla życia.
3. Jako łagodny niepożądany odczyn poszczepienny kwalifikuje się niepożądany odczyn poszczepienny, który nie ma szczególnie dużego nasilenia, a charakteryzuje się występowaniem:• miejscowego obrzęku kończyny,
• silnego miejscowego zaczerwienienia,
• gorączki.
* Jeśli nie podano inaczej i z wyjątkiem odczynów po szczepieniu BCG, za związane czasowo ze szczepieniem uznaje się zaburzenia stanu zdrowia, które wystąpiły w okresie 4 tygodni po podaniu szczepionki. Mogą one być wynikiem:
- indywidualnej reakcji organizmu człowieka szczepionego na podanie szczepionki;
- błędu wykonania szczepionki lub błędu podania szczepionki;
- zjawisk od szczepienia niezależnych, a tylko przypadkowo pojawiających się po szczepieniu.
II. Szczegółowe rodzaje i kryteria niepożądanych odczynów poszczepiennych na potrzeby nadzoru epidemiologicznego
• obrzęk,
• powiększenie węzłów chłonnych,
• ropień w miejscu wstrzyknięcia.
2. Niepożądane odczyny poszczepienne ze strony ośrodkowego układu nerwowego (OUN):• porażenie wiotkie wywołane wirusem szczepionkowym,
• zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych,
3. Inne niepożądane odczyny poszczepienne:• bóle stawowe,
• epizod hipotensyjno-hiporeaktywny,
• gorączka powyżej 39°C,
• posocznica, w tym wstrząs septyczny,
• zapalenie jąder,
• zapalenie ślinianek,
• porażenie splotu barkowego,
• inne poważne odczyny występujące do 4 tygodni po szczepieniu.
Profilaktyka to postępowanie mające na celu zapobieganie zagrożeniu, zaś prewencja to postępowanie w sytuacji zagrożenia, mające na celu zapobieganie szkodom spowodowanym owym zagrożeniem. Inaczej mówiąc: postępowanie prewencyjne jest wdrażane wówczas, gdy zawiodło postępowanie profilaktyczne.
Z potrzeby postępowania prewencyjnego można wyciągnąć tylko jeden wniosek: brakło postępowania profilaktycznego, bądź było ono nieskuteczne. W przeciwnym bowiem razie nie zaszłaby potrzeba postępowania prewencyjnego.
Wschodnia tradycja profilaktyki zdrowotnej
Profilaktyka zdrowotna to zapobieganie chorobom i – co za tym idzie – potrzebie leczenia. Profilaktyka zdrowotna jest więc konkurencją dla medycyny, ale nie zawsze tak było. W czasach Hipokratesa (460 p.n.e. - 370 p.n.e.) w Chinach popularny był nurt medycyny taoistycznej, który zakładał, że natura jest doskonała, więc niczego nie należy poprawiać. Wystarczy przestrzegać jej praw, bowiem to właśnie naruszenie odwiecznych praw natury jest przyczyną utraty zdrowia. Lekarz medycyny taoistycznej to nade wszystko nauczyciel uczący ludzi jak nie chorować, interweniujący tylko w nagłych i nieprzewidzianych wypadkach.
Taoiści wymieniają 6 powodów utraty zdrowia:
- Nieprawidłowe odżywianie
- Niedostateczna ilość snu i odpoczynku
- Nieprawidłowa ilość i jakość ruchu fizycznego
- Niewłaściwy stan emocjonalny
- Nieprawidłowe działanie medycyny objawowej
- Nieumiejetność dostosowania się do zmian środowiskowych
Lekarze medycyny taoistycznej wynagradzani byli tylko wówczas, gdy ich pacjenci byli zdrowi, natomiast gdy któryś z nich zachorował – lekarz nie dość, że nie otrzymywał zapłaty, to jeszcze musiał leczyć go na własny koszt.
Posada lekarza chińskiej rodziny cesarskiej była kusząca ze względu na sowite wynagrodzenie, ale też jego odpowiedzialność była współmierna do tego wynagrodzenia. W razie choroby któregoś z członków rodziny cesarskiej opiekujący się nim lekarz nie tylko tracił wynagrodzenie, ale na dodatek był karany chłostą, natomiast w razie choroby samego cesarza mógł stracić nawet życie.
W Chinach medycyna taoistyczna nie zdała egzaminu, bowiem szybko doprowadziła do przeludnienia. Obecnie chińska medycyna jest tak samo objawowa, a więc biznesowa, jak zachodnia, tyle że oparta jest na lekach pochodzenia naturalnego.
Zachodnia tradycja profilaktyki zdrowotnej
Prekursorem zachodniej profilaktyki zdrowotnej jest Hipokrates, który był lekarzem, ale to mu nie przeszkodziło udzielić ludziom następującej rady: Mądry człowiek powinien wiedzieć, że zdrowie jest jego najcenniejszą wartością, i powinien uczyć się, jak sam może leczyć swoje choroby.Najwidoczniej Hipokrates dobrze wiedział, że nie każdy człowiek będzie chciał wziąć swoje zdrowie we własne ręce, tylko mądry.
Lepszym przejawem mądrości od samodzielnego leczenia chorób jest zapobieganie im, czyli profilaktyka zdrowotna, którą Hipokrates zdefiniował następująco: Profilaktyka zdrowotna to zapobieganie chorobom poprzez utrwalenie prawidłowych wzorców zdrowego stylu życia. Tutaj wszystko jest jasne i oczywiste – profilaktyka zdrowotna to zapobieganie chorobom po to, żeby ich nie było, czyli żeby nie było czego leczyć. Nie trzeba być szczególnie inteligentnym, by dostrzec, że tak rozumiana profilaktyka zdrowotna jest konkurencją dla medycyny, a już dla Big Pharmy to w ogóle...
Hipokratejska definicja profilaktyki zdrowotnej była nie do pogodzenia z prężnie rozwijającą się medycyną rockefellerowską, opartą na wynajdywaniu chorób i produkowaniu przeciwko nim chemicznych leków. Wychodząc naprzeciw potrzebom, WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) opublikowała w roku 1966 „swoją”, przyjazną dla medycyny rockefellerowskiej definicję profilaktyki zdrowotnej: Profilaktyka zdrowotna to działania mające na celu zapobieganie chorobom, poprzez ich wczesne wykrycie i leczenie. Tutaj nie chodzi już o zapobieganie chorobom, żeby ich nie było. Przeciwnie – w rockefellerowskiej wersji profilaktyki zdrowotnej chodzi wyłącznie o to, żeby było co leczyć.
Pierwsze próby manipulacji systemem odpornościowym
Medycynę rockefellerowską wciąż korcił pomysł zwiększenia sprzedaży leków i usług medycznych za pomocą osłabienia systemu odpornościowego dzieci po to, żeby nie chorowały w dzieciństwie, czyli wtedy, kiedy zgodnie z prawami natury powinny chorować, ale za to chorowały przez resztę życia. Ten perfidny plan realizowany jest pod płaszczykiem profilaktyki zdrowotnej.
W latach 60. XX wieku lekarze zalecali profilaktyczne usuwanie zdrowego wyrostka robaczkowego już w dzieciństwie, rzekomo po to, żeby wyeliminować choroby przewodu pokarmowego spowodowane chronicznym zapaleniem wyrostka robaczkowego. Niedługo potem lekarze zalecali profilaktyczne usuwanie migdałków u dzieci, żeby zapobiec częstym w tym wieku anginom. Plany te zawiodły z dwóch powodów. Przede wszystkim pozostała spora grupa porównawcza tych, którym w dzieciństwie nie usunięto ani wyrostka robaczkowego, ani migdałków, toteż łatwo można było wykazać, że w życiu dorosłym ludzie ci są zdrowsi od tych, u których dokonano „profilaktycznych” manipulacji na systemie odpornościowym. Drugą przyczyną niepowodzenia było to, że farmaceutyczno-medyczny kartel był jeszcze zbyt słaby, żeby zablokować pojawienie się tych informacji w środkach masowego przekazu.
Idealnym sposobem zapewnienia sobie dozgonnych nabywców leków i usług medycznych okazał się proceder zwany systemem szczepień obowiązkowych, polegający na konsekwentnym „wyszczepieniu” wszystkich dzieci po to, by uniemożliwić powstanie grupy porównawczej, dzięki której można by udowodnić, że dzieci nieszczepione, jeśli są odpowiednio odżywiane i prawidłowo odchorowują choroby, nomen omen, wieku dziecięcego, są po stokroć zdrowsze od dzieci szczepionych. Ale to się zmienia – uświadomionych rodziców z roku na rok przybywa, w związku z czym z roku na rok przybywa dzieci nieszczepionych. Już teraz można sobie porównać kondycję fizyczną i, nade wszystko, psychiczną dzieci nieszczepionych i szczepionych. Dzieci szczepione w tym świetle – delikatnie rzecz ujmując – wypadają blado.
Profilaktyczna rola chorób wieku dziecięcego
Szczepienia profilaktyczne dzieci zapobiegają zachorowaniu na choroby wieku dziecięcego, to fakt. Czyżby farmaceutyczno-medyczny kartel działał na swoją szkodę? Bynajmniej. Kartel nie jest zainteresowany leczeniem chorób wieku dziecięcego, na które choruje się raz i nabywa na nie odporność na całe życie. Kartel jest zainteresowany leczeniem ludzi przez całe życie, w konsekwencji nieodchorowania chorób wieku dziecięcego. Jak to jest możliwe?
Hipokrates, ojciec medycyny i prekursor profilaktyki zdrowotnej stwierdził: Choroby są procesem pozbywania się toksyn z organizmu. Objawy są naturalną ochroną organizmu. Nazywamy je chorobami, lecz w rzeczywistości leczą one choroby. Wszystkie choroby mają jedną przyczynę, choć objawiają się w różny sposób, w zależności od miejsca, w którym występują. Co miał na myśli Hipokrates mówiąc, że są choroby, które tylko tak się zwą, bowiem w rzeczywistości leczą one choroby, a więc mają charakter prozdrowotny? Bez wątpienia są to przebiegające z gorączką sezonowe choroby wirusowe, a więc choroby wieku dziecięcego i grypa. Czytaj więcej
W naturze łupem drapieżników padają osobniki najsłabsze, dzięki czemu z jednej strony eliminowane są linie rozwojowe osobników najsłabszych, z drugiej zaś strony promowane są linie rozwojowe osobników najsilniejszych. Inaczej mówiąc: drapieżniki nie dość, że zapobiegają degeneracji gatunku, to jeszcze zapewniają mu ewolucyjny rozwój.
Wirusy są typowymi drapieżnikami komórek, toteż w interesie organizmu jest wykorzystanie ich do eliminowania komórek najsłabszych, dając tym samym szansę rozwoju tylko komórkom najmocniejszym. Szczególne znaczenie ma to w okresie wzrostu, istotą którego jest przybieranie masy tkanek wskutek serii podziałów komórkowych. Na tym etapie rozwoju organizmu ważna jest nawet pojedyncza komórka, która dzieląc się tworzy pewien fragment tkanki. Tutaj zastosowanie ma reguła łańcucha mówiąca, że jest on tak silny, jak najsłabsze jego ogniwo.
By zapobiec powstawaniu słabych ogniw tkanki, powstałych wskutek podziału słabych komórek, natura wymyśliła choroby wieku dziecięcego, które, jak powiada Hipokrates, tylko nazywamy chorobami, bowiem w rzeczywistości leczą one choroby. A jakież to choroby leczą owe choroby wieku dziecięcego? Ano te dziwne choroby, zwane chorobami cywilizacyjnymi, o których medycyna dobrze wie, że muszą się objawić, wszak sama je stworzyła. Teraz trzeba je tylko jak najwcześniej wykryć i leczyć, oczywiście do końca życia. Nie jest zatem przypadkiem, że emeryci połowę emerytury zostawiają w aptece. To jest racjonalne działanie biznesowe, u podłoża którego leżą szczepienia uniemożliwiające odchorowanie prozdrowotnych, a więc naturalnie profilaktycznych chorób wieku dziecięcego. W życiu dorosłym podobną rolę pełni grypa, której medycyna także zaleca unikać poprzez szczepienie, mając oczywiście na względzie wyłącznie swój interes. Czytaj więcej
Szczepienie prewencyjne jest działaniem w sytuacji zagrożenia. Osoba pokąsana przez wściekłego psa, czyli w obliczu realnej groźby zakażenia wirusem wścieklizny, powinna zaszczepić się przeciwko tej chorobie. Także osoby narażone na kontakt z dzikimi zwierzętami, zwłaszcza gdy wywiad epidemiologiczny donosi o pojawieniu się na danym terenie zwierząt zakażonych wścieklizną, powinny zaszczepić się przeciwko wściekliźnie. Niemniej jednak nie jest to postępowanie profilaktyczne, a więc zapobiegające zagrożeniu, lecz prewencyjne, czyli w sytuacji zagrożenia.
Innym przykładem szczepienia prewencyjnego jest szczepienie przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby przed operacją bądź innym zabiegiem chirurgicznym. Postępowaniem profilaktycznym byłoby w tym wypadku wyeliminowanie groźby zakażenia wirusem w sali operacyjnej, a tak jest to postępowanie ewidentnie prewencyjne, czyli w sytuacji realnego zagrożenia.
Niestety, w Polsce mało kto wie, czym jest profilaktyka, a czym prewencja, i z tej niewiedzy szczepi się „profilaktycznie” noworodki już w pierwszych godzinach ich życia.
Noworodek nie jest miniaturką dorosłego. Nie może jeść pokarmu takiego jak dorośli, ale nie dlatego, że lubi mleko, lecz dlatego, że jego przewód pokarmowy nie jest jeszcze w pełni dojrzały, więc nie potrafi tego pokarmu strawić. Dlatego nawet najzdrowsze dla nas pożywienie, u noworodka wywoła poważne zakłócenia trawienne i metaboliczne, grożące uszkodzeniem przewodu pokarmowego oraz organów wewnętrznych, a nawet śmiercią.
Noworodek nie ma wykształconego systemu odpornościowego, który przez jakiś czas zastępują mu przeciwciała siary (pierwszego mleka), której żółty kolor nadaje właśnie duża zawartość przeciwciał.
Bariera krew-mózg jest rodzajem zapory na styku naczyń krwionośnych i płynu mózgowo-rdzeniowego. Przez barierę krew-mózg łatwo przechodzą produkty odżywcze oraz tlen i dwutlenek węgla, natomiast przenikanie innych substancji (toksyn, niektórych leków i hormonów) z krwi do komórek nerwowych jest utrudnione.
U noworodków bariera krew-mózg nie jest jeszcze rozwinięta, toteż toksyny z krwiobiegu swobodnie przenikają u nich do tkanki nerwowej. Szczególnie groźne dla rozwijającego się mózgu są metale zawarte w szczepionkach, przede wszystkim rtęć i aluminium. Wciąż trwają spory, czy gwałtowny wzrost autyzmu i ADHD u dzieci ma związek ze szczepieniami niemowląt, czy też jedno z drugim nie ma związku.
Podstawy etyczne i prawne szczepienia noworodków
Noworodek przychodzi na świat absolutnie do niego nieprzystosowany, ale szybko się uczy. Szczególnie ważna jest nauka odporności. Naturalnej odporności, niewypaczonej wstrzyknięciem do jego organizmu antygenów. Z tego względu w żadnym państwie Unii Europejskiej nie szczepi się noworodków zbyt wcześnie. Wprost przeciwnie – w cywilizowanym świecie istnieje tendencja do szczepienia niemowląt dopiero sześciomiesięcznych, a nawet starszych.
Żadne państwo Unii Europejskiej nie dopuszcza przeprowadzania eksperymentów medycznych na niemowlętach, które nie ukończyły 60 dni życia. Nawet w Indiach – największym poligonie doświadczalnym Big Pharmy*, eksperymenty medyczne można przeprowadzać na niemowlętach, które ukończyły 42 dni życia. W Polsce żadne ograniczenia wiekowe nie istnieją, toteż eksperymenty medyczne można tutaj przeprowadzać nawet na noworodkach urodzonych przedwcześnie, a więc przebywających w inkubatorze (Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 30 kwietnia 2004 r. w sprawie sposobu prowadzenia badań klinicznych z udziałem małoletnich, § 3).
* Big Pharma to największe farmaceutyczne kartele na świecie, których roczne dochody przekraczają 20.000.000.000 (słownie: dwadzieścia miliardów) USD. W roku 2009 na liście tej znajdowało się 12 karteli: Johnson & Johnson (Stany Zjednoczone), Pfizer (Stany Zjednoczone), Roche (Szwajcaria), GlaxoSmithKline (Wielka Brytania), Novartis (Szwajcaria), Sanofi (Francja), AstraZeneca (Wielka Brytania i Szwecja), Abbott Laboratories (Stany Zjednoczone), Merck & Co (Stany Zjednoczone), Bayer HealthCare (Niemcy), Eli Lilly and Company (Stany Zjednoczone), Bristol-Myers Squibb (Stany Zjednoczone).
Dlaczego noworodki i dlaczego już w pierwszej dobie życia
Szczepienie noworodków ma głęboki sens biznesowy. Odczyny poszczepienne u dziecka starszego nie mogą ujść uwadze rodziców, którzy widzą, jak ono się rozwija, i jak ów rozwój zostaje zahamowany szczepieniem. Inaczej jest z jednodniowym noworodkiem, którego rodzice jeszcze nie zdążyli dobrze poznać, a więc nie zauważą powikłań poszczepiennych. Jest to zatem rodzaj hartowania niemowlęcia; przygotowanie do brutalnego wstrzykiwania do jego ciała serii wybitnie toksycznych koktajli o składzie, o którym producenci wolą nie mówić, a sami zainteresowani, czyli rodzice, też wolą nie wiedzieć, bowiem – mając tę świadomość – dobrze by sprawę przemyśleli, zanim zdecydowaliby się szkodzić swojemu dziecku.
NOP - niepożądane odczyny poszczepienne
Odczyny poszczepienne. Ta sprytna nazwa sugeruje, że to nic takiego. Nie żadne poważne powikłania, tylko takie sobie niewinne odczyny – mały pikuś. Tak medyczna propaganda każe myśleć rodzicom i – co gorsza – oni tak myślą.
W zasadzie wystarczyłoby, gdyby rodzice chociaż czytali ulotki. Te oficjalne, dostarczane do każdej szczepionki przez producenta, których personel medyczny z własnej inicjatywy im nie pokaże, choć powinien. Wszak istnieje realne niebezpieczeństwo, że niejeden rodzic zrezygnowałby ze szczepień swojego dziecka, gdyby się dowiedział, że powikłania poszczepienne, na jakie je naraża, są gorsze od choroby, przeciw której ma być szczepione. Ale nawet tego większość rodziców nie potrafi zrobić dla własnego dziecka – przeczytać ulotki.
PPP - pożądane powikłania poszczepienne
Przewód pokarmowy noworodka nie jest w pełni wykształcony. Nie jest zdolny nawet do trawienia pożywienia właściwego naszemu gatunkowi. Noworodek nie spożywa pokarmu bogatego w błonnik, który chłonąłby toksyny zawarte w szczepionkach. Nie posiada także flory bakteryjnej, która mogłaby pomóc w zutylizowaniu toksycznego koktajlu pod postacią szczepionki. Jest, można rzec, jałowo bezbronny, tak samo jak jego posiadacz – niemowlę. Taki przewód pokarmowy musi ulec trwałemu uszkodzeniu w kontakcie z wybitnie toksycznymi składnikami szczepionki. Jasno z tego wynika, że są to powikłania pożądane dla kartelu robiącego interes na ludzkich chorobach.
Niejeden z pewnością się zdziwi, że szczepionki wstrzykiwane do ciała mogą uszkodzić przewód pokarmowy. Mało kto zdaje sobie sprawę, że przewód pokarmowy jest największym układem wydalniczym organizmu, do którego drogą wątrobową oraz przez gruczoły śluzowe i surowicze trafiają krążące we krwi i limfie toksyczne substancje. Przykładem mogą być bakteriobójcze antybiotyki, które bez względu na to, czy są podawane doustnie, czy domięśniowo lub dożylnie, i tak niszczą florę bakteryjną przewodu pokarmowego, gdyż tam są właśnie wydalane.
Ale nie to jest celem nadrzędnym i ostatecznym upowszechnienia szczepień, bowiem analogicznie do naturalnego nabycia odporności na resztę życia na choroby, sztuczne nabycie odporności skutkuje dożywotnim nabyciem tendencji do zachorowania na owe "dziwne" choroby, dla niepoznaki zwane chorobami cywilizacyjnymi.
Konsekwencje uszkodzeń nabłonka jelitowego
Nabłonek jelitowy pełni rolę półprzepuszczalnej błony, przez którą organizm wchłania wszystkie potrzebne mu substancje odżywcze, gdy znajdą się w przewodzie pokarmowym, a jednocześnie zapobiega przenikaniu do organizmu tych substancji, które powinny zostać wydalone w postaci stolca.
Konsekwencją uszkodzenia nabłonka jelitowego jest dysfunkcja jego wybiórczości – potrzebne organizmowi substancje nie są wchłaniane, a więc są wydalane ze stolcem, natomiast substancje toksyczne, które powinny zostać wydalone ze stolcem, przenikają do organizmu. Spośród toksyn przenikających do organizmu przez wyłomy w nabłonku jelitowym, zwane nadżerkami, najgroźniejsze są antygeny – drożdżaki, bakterie i inne drobnoustroje tworzące naturalną florę bakteryjną, a także niestrawione związki białek, na przykład glikoproteiny, lepiej znane jako lektyny pokarmowe.
Gdy ilość toksyn przekracza wydolność układów wydalniczych, następuje ich kumulacja w organizmie, czyli zakłócenie homeostazy, zwane toksemią, która jest przyczyną wszystkich chorób.
Tym sposobem rodzice noworodka zostają przygotowani do serii szczepień, którym zostanie poddane ich dziecko, zanim osiągnie pełnoletność. Nie doznają szoku po każdym szczepieniu, ponieważ dziecku wciąż coś dolega, toteż trudno kolejne kłopoty zdrowotne skojarzyć z PPP – pożądanymi powikłaniami poszczepiennymi.
Zakres uszkodzeń nabłonka jelitowego po szczepieniu
Oczywiście, że nie u wszystkich noworodków uszkodzenie nabłonka jelitowego będzie takie samo. U jednych jest ono większe, u innych mniejsze, a może być też, czego nie należy wykluczyć, że u niektórych w ogóle nie dojdzie do uszkodzenia, choć to raczej wątpliwe. Także różne mogą być miejsca występowania nadżerek. U jednych kumulują się one w dwunastnicy, u innych w jelicie czczym albo w jelicie krętym bądź grubym. Z tego względu objawy wskazujące na istnienie nadżerek przewodu pokarmowego nie są specyficzne, dające taki sam obraz u każdego. Niemniej jednak są.
Typowe objawy uszkodzeń nabłonka jelitowego
Objawy uszkodzenia nabłonka jelitowego są tak liczne i różne, że wydają się nie być powiązane ze sobą i – co za tym idzie – nie są kojarzone ze szczepieniami.
Najczęstszym i najbardziej ostatnio popularnym powikłaniem poszczepiennym są uczulenia pokarmowe. Ich przyczyną jest nienaturalny, a więc patologiczny kontakt systemu odpornościowego z antygenami, do którego dochodzi w patologicznych wyłomach w nabłonku jelitowym – nadżerkach.
Prawidłowe reakcje systemu odpornościowego w kontakcie z antygenami, przez medycynę zwane alergią, a więc patologią, możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to reakcje w miejscu wniknięcia antygenu do organizmu, czyli w przewodzie pokarmowym. U niemowląt reakcje te objawiają się na rozmaite sposoby i z różnym nasileniem. Najczęściej wyglądają one niewinnie, typu „taka już uroda” – częste ulewania, cykliczne wymioty, zespół przeżuwania*, biegunki, niezwiązane z oddawaniem stolca brudzenie bielizny, spowodowane osłabieniem zwieraczy odbytu. Większy niepokój rodziców budzą wzdęcia, zaparcia, upośledzenie trawienia naturalnych składników mleka matki, zahamowanie wzrostu.
Druga grupa prawidłowych reakcji systemu odpornościowego w kontakcie z antygenami to objawy skórne, wśród których najczęściej spotykana jest skaza białkowa i atopowe zapalenie skóry (AZS). Różnica między nimi jest taka, że skaza białkowa jest reakcją na białko, w tym białko mleka matki, zaś AZS jest reakcją na pozostałe antygeny wnikające do krwiobiegu przez nadżerki jelitowe. W tym przypadku system odpornościowy nie zwalcza antygenów w miejscu ich wniknięcia, ale nie może dopuścić, by swobodnie krążyły sobie w krwiobiegu, więc stara się ewakuować je jak najszybciej najkrótszą drogą – przez skórę. Typowe objawy obu alergii to wysuszone, złuszczające się płaty skórne, po oderwaniu których ukazuje się zaczerwieniona albo wręcz przekrwiona skóra.
Jest rzeczą oczywistą, że patologiczne wnikanie do organizmu treści pokarmowej wywołuje nie tylko objawy skórne, ale też inne powikłania, nade wszystko spadek odporności, a także katar sienny, astmę oskrzelową, alergiczne zapalenie spojówek.
* Zespół przeżuwania – przewlekłe zaburzenie czynnościowe przewodu pokarmowego, objawiające się cofaniem się z żołądka do jamy ustnej porcji ostatnio spożytego pokarmu, a następnie ponownym połykaniem go bądź wypluwaniem.
Lemingi to ci, którzy jako rzecz oczywistą przyjmują propagandę, że „na coś przecież trzeba umrzeć”, natomiast wariant, że można umrzeć naturalnie, czyli ze starości, nazywają teorią spiskową. U tego gatunku ludzi pęd ku samounicestwieniu jest tak samo behawioralny, jak u psów Pawłowa. Gatunek ten został stworzony sztucznie, podobnie jak odporność poszczepienna, wskutek wielopokoleniowej indoktrynacji propagandy medycznej.
Lemingi dla wygody wolą nie wiedzieć co się wstrzykuje do ciała ich dzieci, toteż chcą naiwnie wierzyć, że produkcja szczepionek jest procesem skomplikowanym i kosztownym, na co wskazywałaby cena rynkowa wynosząca średnio 50 USD za fiolkę, choć bywają szczepionki o wiele droższe. W rzeczywistości jest akurat odwrotnie, bowiem produkcja szczepionek jest bardzo prosta, wręcz prymitywna, zaś koszt produkcji jednej szczepionki to niecałe 4 centy (0,04 USD). Dlatego biznes szczepionkowy jest najbardziej intratnym biznesem na świecie, przynoszącym miliardowe zyski za nic. Lemingowi to nie przeszkadza, bo (jak mu się wydaje) jego dziecko jest szczepione za darmo. Taki cud – coś od państwa dostaje za darmo. Leming w to wierzy i do głowy mu nie przyjdzie pytanie, skąd państwo bierze pieniądze na zakup szczepionek, które potem tak hojnie rozdaje – za darmo i dla dobra... Tymczasem w tym rządzonym mamoną świecie nie ma nic za darmo i dla dobra. Wszystko jest skrupulatnie skalkulowane dla zysku, kosztem lemingów, którzy muszą zapłacić nie tylko za szczepionki, ale także za tzw. lobbing, czyli po prostu łapówki dla urzędników państwowych za korzystne warunki zakupu szczepionek. Ale leming śpi spokojnie, śniąc, że jego państwo dba o dobro jego dziecka, więc woli się z tego błogiego snu nie obudzić.
Zobacz, co wstrzykują razem ze szczepionką - film dokumentalny
Leming chce wierzyć, że szczepionki produkuje się w warunkach super sterylnych. Otóż sterylne są tylko pomieszczenia i sprzęt laboratoryjny, zaś proces produkcyjny polega na rozmnażaniu chorobotwórczych zarazków, co jest zaprzeczeniem sterylności.
Czynnikiem zakaźnym szczepionek są najczęściej chorobotwórcze bakterie bądź wirusy. Drobnoustroje te należą do dwóch różnych królestw, toteż hodowane są w zupełnie innych warunkach. Przyjrzyjmy się zatem bliżej produkcji dwóch szczepionek – jednej zawierającej bakterie, i drugiej zawierającej wirusy.
Jeśli nie jesteście gotowi na konfrontację z rzeczywistością, która dla was zapewne okaże się obrazoburcza, to dalej nie czytajcie! Śnijcie ten swój sen lemingów o opiekuńczej roli państwa rozdającego lekką ręką zbawcze szczepionki. Rżnijcie głupa.
Produkcja szczepionek zawierających bakterie
Jako przykład produkcji szczepionek zawierających bakterie posłuży nam szczepionka BCG, wstrzykiwana do ciała każdego nowo narodzonego Polaka już w pierwszej dobie jego życia, ale nie jako pierwsza, lecz jako druga, zaraz po szczepionce zawierającej wirusy, czyli szczepionce WZW typu B. Od opisu tej drugiej (w kolejności podawania) szczepionki zaczniemy dlatego, że hodowla bakterii jest bardzo prosta, gdyż do ich rozmnożenia potrzebna jest jedynie pożywka i odpowiednia temperatura. Nic ponadto.
Bakterią hodowaną w produkcji szczepionki BCG jest atenuowana* Mycobacterium bovis – bakteria wywołująca gruźlicę bydła. Atenuowania tej bakterii dokonali w roku 1921 dwaj francuscy bakteriolodzy – Albert Calmette i Camille Guérin. Nazwali ją od swoich nazwisk: Bacillus Calmette-Guérin, w skrócie: BCG.
Do hodowli BCG używa się taniej pożywki z bydlęcej krwi wzbogaconej bydlęcą żółcią. Pożywkę wlewa się do kadzi, dodaje zaczyn bakteryjny z poprzedniego „procesu” produkcyjnego, następnie wszystko dokładnie miesza się i wstawia do inkubatora. BCG jest bakterią wyjątkowo wolno dzielącą się, więc do pełnego wzrostu potrzebuje trzech tygodni.
Po wyjęciu z inkubatora część pożywki z rozmnożonymi bakteriami pozostawia się jako zaczyn do produkcji kolejnych szczepionek, resztę zaś rozcieńcza się wodą destylowaną i dodaje glutaminian sodu. Jest to konserwant, który nie zabija bakterii, ale pozwala utrzymać tak zwaną termostabilność szczepionki, czyli zapobiega dalszemu rozmnażaniu się bakterii.
Teraz następuje najtrudniejszy i najkosztowniejszy etap procesu produkcyjnego szczepionek, ponieważ ów koktajl należy podzielić na tysiące porcji, rozlać do fiolek, zapakować, i to wszystko. Choć i na tym niektórzy producenci oszczędzają, wypuszczając szczepionki wielodawkowe, przeznaczone dla wielu pacjentów, by tym sposobem obniżyć koszt produkcji jednej dawki do dwóch centów.
* Atenuacja, „odzjadliwianie” – sztuczne otrzymywanie odmian patogenów (wirusów, grzybów, bakterii) o znacznie obniżonej zdolności do wywoływania chorób (wirulencji), przy równoczesnym zachowaniu ich immunologicznego oddziaływania na organizm, w celu wyprodukowania szczepionki. Atenuowany ustrój chorobotwórczy jest nadal żywy (nie dotyczy wirusów, bo nie są to organizmy żywe), ale niezdolny do wywołania choroby. Podanie takiego osłabionego drobnoustroju powoduje wytworzenie przez organizm osobnika szczepionego przeciwciał przeciw niemu, a więc wywołanie odpowiedzi na czynnik chorobotwórczy. Atenuacji dokonuje się prowokując mutacje (używa się w tym celu różnych mutagenów), zmieniając temperaturę namnażania oraz ograniczając ilość części składników w podłożu.
Czy szczepionka BCG jest bezpieczna
W pierwszych trzech dobach życia organizm noworodka nie posiada jeszcze własnego systemu odpornościowego i musi korzystać z przeciwciał przekazywanych mu w siarze matki. Czy w tym okresie życia brutalne wprowadzenie do organizmu porcji żywych bakterii, czym w istocie jest szczepionka BCG, może być obojętne dla zdrowia? Pomijając typowe i powszechne niepożądane odczyny poszczepienne (NOP), nie dlatego, żeby je bagatelizować, ale dlatego, że są ogólnie (przynajmniej z grubsza) znane, poznajmy inne, mniej znane właściwości tych atenuowanych, a więc rzekomo łagodnych, bydlęcych bakterii w roli... zabójców komórek.
Od końca lat 80. XX wieku bakterie BCG wykorzystywane są w immunoterapii nowotworów powierzchniowych pęcherza moczowego oraz raka okrężnicy u ludzi, a także w usuwaniu ziarniaków sarkoidozy* u koni. Rola bakterii BCG w omawianych przypadkach nie jest do końca jasna, zwłaszcza że wiąże się z zanikaniem tkanki, a więc śmiercią komórek. Przypuszcza się, że bakterie BCG uruchamiają jakąś lokalną, tajemniczą reakcję immunologiczną, o której tak naprawdę nic nie wiadomo.
Amerykańska immunolog dr Denise Faustman odkryła, że bakterie BCG są w stanie odwrócić nawet zaawansowaną postać cukrzycy typu 1 u myszy. Badania ujawniły, że BCG pobudza produkcję TNF-alfa – glikoprotein wywołujących apoptozę (zaprogramowaną śmierć) limfocytów T, których nadreaktywność (cokolwiek to znaczy) jest odpowiedzialna za powstanie cukrzycy typu 1.
Jeśli zważymy, że bakterie BCG, oprócz typowych i niemałych niepożądanych odczynów poszczepiennych, potrafią także zabijać komórki, w tym komórki systemu odpornościowego, to narzuca się pytanie: co jeszcze potrafią te bydlęce bakterie, jeśli zostaną wprowadzone do ciała kilkugodzinnego noworodka, w którym dopiero rozpoczął się proces tworzenia systemu odpornościowego?
* Sarkoidoza, choroba Besniera-Boecka-Schaumanna, jest chorobą układu odpornościowego, charakteryzującą się powstawaniem ziarniniaków (małych grudek zapalnych), które nie podlegają martwicy.
Czy szczepienia BCG są skuteczne
W Stanach Zjednoczonych nigdy nie był wprowadzony powszechny system szczepień BCG, mimo to częstość zachorowań na gruźlicę utrzymuje się na takim samym poziomie jak w Polsce, gdzie panuje obłęd szczepienia BCG.
W Polsce każdego roku odnotowuje się około 10 tysięcy nowych zachorowań na gruźlicę. To brzmi groźnie, niemniej jednak należy wypomnieć, że sanepid szczyci się przeszło 95% „wyszczepialnością”, co oznacza, że przeszło 9,5 tysięcy nowych zachorowań na gruźlicę przypada na osoby zaszczepione przeciwko niej. Jak to jest możliwe? Otóż na gruźlicę chorują osoby z osłabionym systemem odpornościowym, przede wszystkim źle odżywione, żyjące w ciągłym stresie, niewysypiające się, żyjące w niehigienicznych warunkach, nadużywające alkoholu oraz środków odurzających, a także chorujące na AIDS. Zachorowania na gruźlicę w tych grupach ryzyka występują zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, z tą różnicą, że w Stanach Zjednoczonych są to osoby nieszczepione przeciw gruźlicy, zaś w Polsce 95% to osoby szczepione przeciw niej.
Jak radzą sobie z tym Amerykanie? Otóż współczesna medycyna dysponuje bardzo skutecznymi lekami przeciwgruźliczymi, więc można tę chorobę stosunkowo łatwo wyleczyć, pod warunkiem, że chorzy zmienią styl życia, który przywiódł ich do choroby.
Produkcja szczepionek zawierających wirusy
Produkcja szczepionek zawierających wirusy jest nieco bardziej skomplikowana, gdyż do ich namnażania (tak nazywa się rozmnażanie się wirusów) nie nadaje się martwa pożywka, jak ma to miejsce w przypadku bakterii. Wirusy nie są żywe, w naszym rozumieniu tego słowa, więc nie posiadają własnego metabolizmu, dlatego do zwiększenia populacji niezbędne są im żywe komórki, które wykorzystują do replikacji, czyli namnażania się.
Najczęściej do namnażania wirusów używa się zwierząt. Najpierw osłabia się ich system odpornościowy lekami, a następnie zakaża wirusami. Po upewnieniu się, że zwierzę zachorowało, zabija się je i pobiera odpowiednie organy, które po zmieleniu rozcieńcza się wodą, dodaje konserwantów i adiuwantów*, porcjuje i wstrzykuje zainteresowanym. Do produkcji niektórych szczepionek, na przykład przeciw grypie, używa się kurzych embrionów.
Wirusowe zapalenie wątroby (WZW) typu B to tak zwana żółtaczka wszczepienna, wywołana zakażeniem wirusem HBV. Jak sama nazwa wskazuje, do zakażenia dochodzi wskutek wszczepienia, czyli przerwania ciągłości skóry narzędziem zainfekowanym krwią lub innymi płynami ustrojowymi nosiciela.
Przypadki zakażenia wirusem HBV najczęściej zdarzają się na terenie placówek służby zdrowia, głównie w salach operacyjnych i gabinetach zabiegowych, a także podczas transfuzji krwi lub surowicy. Inne możliwe miejsca zakażenia to gabinety kosmetyczne, studia tatuażu, gabinety stomatologiczne.
Okres wylęgania choroby wynosi od sześciu tygodni do sześciu miesięcy. W większości przypadków (przeszło 80%) wirusowe zapalenie wątroby przebiega bezobjawowo, po czym następuje całkowite wyleczenie, z trwałym nabyciem odporności.
Stosunkowo rzadko (10% przypadków) chorzy mają typowe, żółtaczkowe objawy i podlegają kilkudniowej hospitalizacji oraz kilkumiesięcznej rekonwalescencji. W tym przypadku choroba zazwyczaj nie pozostawia żadnych skutków ubocznych i daje pełne wyleczenie z nabyciem trwałej odporności.
U niewielkiej liczby zakażonych (5% przypadków) choroba przechodzi w bezobjawowy stan przewlekły, więc chory jest nosicielem wirusa HBV. W tym przypadku po upływie 15 - 20 lat pojawiają się zwykle poważne problemy zdrowotne.
W znikomej liczbie przypadków (0,1 - 0,5%) zakażenie rozwija się w nadostre zapalenie wątroby, z masywną martwicą hepatocytów powodującą niewydolność wątroby.
* Adiuwanty to substancje chemiczne wzmacniające reakcję immunologiczną na obecność w krwiobiegu antygenów szczepionki. Najpopularniejsze adiuwanty używane obecnie w szczepionkach dla ludzi to związki glinu (aluminium) takie jak wodorotlenek glinu, siarczan glinu, fosforan glinu lub fosforan wapnia.
Produkcja szczepionki WZW typu B
Do produkcji szczepionki przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby nie używa się wirusów, lecz białko HBs, wytwarzane przez genetycznie modyfikowane drożdże.
Dotychczas nie są jeszcze poznane długofalowe powikłania w następstwie wstrzyknięcia do organizmu genetycznie zmodyfikowanego białka HBs.
Najczęściej spotykanym powikłaniem po szczepieniu WZW typu B jest uczulenie na białko drożdży, w tym drożdżaków z gatunku Candida, głównie C. albicans.
Czy szczepienia WZW typu B są potrzebne
Wirusy hepatytowe (Hepatitis Virus) to 5 typów wirusów (HAV, HBV, HCV, HDV i HEV) wykazujących powinowactwo do komórek wątrobowych – hepatocytów. Wirusowe zapalenie wątroby wywołuje najczęściej wirus HCV, ale nie szczepi się przeciwko niemu, nie szerzy paniki, bo nie ma przeciwko niemu szczepionki, a przeciwko HBV szczepionka jest, więc się szczepi i szerzy panikę.
Wirusy hepatytowe są drapieżnikami wyspecjalizowanymi w niszczeniu najsłabszych hepatocytów, czyli komórek wątrobowych, toteż w naszym interesie jest odchorowanie wirusowego zapalenia wątroby z nabyciem przeciwko niemu odporności, co jest równoznaczne z oczyszczeniem wątroby z nie w pełni sprawnych komórek.
Osoby z wątrobą nadwyrężoną nieprawidłowym stylem życia, zażywające dużo chemicznych leków, mogą mieć komórek wątrobowych nadających się do usunięcia tak dużo, że wirusowe zapalenie wątroby może przejść u nich w stan przewlekły, grożący poważnymi problemami zdrowotnymi. Tym osobom należy polecić szczepienie WZW typu B (w ramach prewencji), natomiast profilaktyczne szczepienie WZW jakiegokolwiek typu jest pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Skutki szczepienia szczepionkami zawierającymi wirusy
Przy nabywaniu naturalnej odporności na choroby wirusowe dochodzi do zainfekowania organizmu wirusem, przy czym jest to czysty wirus. Zgoła inaczej jest w przypadku nabywania odporności sztucznej, za pomocą szczepionek zawierających, oprócz wirusów, szereg wysoce toksycznych substancji, m.in.: adiuwanty, konserwanty, stabilizatory oraz – co gorsza – nośniki.
Nośniki wchodzące w skład szczepionek to zakażone wirusami tkanki, które oprócz wirusów mających stanowić materiał zakaźny szczepionki mogą być zakażone innymi wirusami, czego nie można stwierdzić, dopóki znajdują się one w stanie latencji*.
Sporo dowodów przemawia za tym, że wirus HIV (ludzki wirus niedoboru odporności wywołujący AIDS) pokonał barierę gatunkową w następstwie szeroko rozpowszechnionych szczepień przeciwko polio (chorobie Heinego-Medina) szczepionkami Salka, do produkcji których używa się małpich nerek. Zanieczyszczonym małpimi wirusami szczepionkom Salka przypisuje się także epidemię białaczki, raka u dzieci oraz rozmaite defekty pourodzeniowe. Sporo tego, a to tylko jedna szczepionka; wierzchołek góry lodowej.
* Latencja – stadium „uśpienia” wirusa, mogące trwać od kilku godzin do kilkudziesięciu lat. Wirus w tym stadium przyjmuje formę prowirusa, czyli że jego materiał genetyczny jest wbudowany w genom gospodarza. Komórka gospodarza, dzieląc się, przekazuje komórkom potomnym materiał genetyczny wirusa. W stanie latencji wirus jest nieszkodliwy i niewykrywalny. Nie da się go zobaczyć pod mikroskopem ani wykryć za pomocą badań biochemicznych czy jakichkolwiek innych badań. Po uaktywnieniu się wirus rozpoczyna replikację (namnaża się), infekując najsłabsze komórki gospodarza.
Lemingi wierzą, bo tak chcą, że szczepionki to zabite wirusy albo bakterie. To było dawno i nieprawda. Czasami lemingi przyjmują do wiadomości i zwyczajem rasowych pacjentów bagatelizują fakt, że w skład szczepionek wchodzi wiele innych substancji, m.in. konserwanty. To lemingi są jeszcze w stanie przyjąć do wiadomości, ale o substancjach, które tak naprawdę determinują właściwości współczesnych szczepionek, nie mają zielonego pojęcia. Tak jest po prostu wygodniej – nie wiedzieć, co to za cholerstwo, te adiuwanty.
Jako pierwszy uwagę na związek autyzmu i uszkodzenia jelit ze szczepieniami zwrócił brytyjski chirurg dr Andrew Wakefield, którego syn zaczął wykazywać oznaki autyzmu po szczepieniu MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce). W roku 1988 dr. Wakefield opublikował wyniki swoich badań na łamach prestiżowego czasopisma medycznego „The Lancet”, narażając się tym samym na skomasowany atak producentów i dilerów szczepionek, zwanych środowiskiem lekarskim, w wyniku którego został pozbawiony prawa wykonywania zawodu na terenie Wielkiej Brytanii. Nie mając innego wyjścia, dr. Andrew Wakefield przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie wraz z innymi naukowcami kontynuuje badania nad związkiem autyzmu i innych chorób ze szczepieniami.
Jednym z amerykańskich współpracowników dra Wakefielda był dr James Jeffery Bradstreet, który 19 czerwca 2015 roku zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego ciało, z raną postrzałową klatki piersiowej, znaleźli rybacy w rzece Rocky Broad River w okolicy Chimney Rock. Dr James Jeffery Bradstreet, po tym, jak jego syn zachorował na autyzm, poświęcił się – jak się okazuje – śmiertelnie niebezpiecznym badaniom związku szczepień z autyzmem i innymi chorobami.
Dr Andrew Wakefield ani inni badacze nie wskazali na zawarte w szczepionkach związki rtęci jako główną, czy też jedyną przyczynę autyzmu, uszkodzenia jelit oraz innych chorób powiązanych ze szczepieniami. Zrobił to „ktoś”, kto ma w tym interes. Jaki? A no – producenci łaskawie wycofają szczepionki konserwowane rtęcią i rodzice będą uszczęśliwieni, wręcz wniebowzięci. Tym sposobem przywróci się zaufanie do szczepionek. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna, bowiem niedawne badania, przeprowadzone w Keele University w Wielkiej Brytanii, wykazują, że związki glinu (aluminium), które cichaczem dodaje się do wszystkich szczepionek, są bardziej toksyczne od rtęci.
Memento: Jeśli nie poświęciłeś ani pięciu minut, by zorintować się, chociaż z grubsza, co wsztrzykuje się do ciła twojego dziecka, lecz bezrozumnie oddajesz je w ręce funkcjonariuszy spod znaku węża, by wstrzyknęli do jego ciała nie wiadomo jaki syf, jesteś zwyrodnialcem, nie rodzicem! Jeśli zatem twoje dziecko w przyszłości będzie miało pretensje do ciebie, że zniszczyłeś mu zdrowie, to będzie miało całkowitą rację, bo to ty niszczysz mu zdrowie, przez swoją ignorancję!
Szczepienia odegrały pewną rolę w opanowaniu epidemii, ale tylko niektórych i znikomą. Najlepszym przykładem może być epidemia, jeśli to tak można nazwać, czarnej ospy w roku 1963 we Wrocławiu, gdzie od pierwszych zachorowań do ogłoszenia pogotowia epidemiologicznego minęło półtora miesiąca. W tym czasie zachorowało zaledwie 99 osób, w tym 25 pracowników służby zdrowia. Wszyscy wcześniej zaszczepieni przeciwko czarnej ospie. Wśród nich były 3 osoby spoza Wrocławia (z Opola, Wieruszowa i Gdańska), które wróciły do swoich miejsc zamieszkania, ale choroby tam nie przeniosły. Wymowna jest liczba ofiar tej epidemii, z powodu której zmarło 16 osób – 7 z powodu czarnej ospy (w tym 4 to pracownicy służby zdrowia) oraz 9 z powodu powikłań poszczepiennych, bowiem władze uznały, że poprzednie szczepienia okazały się nieskuteczne i nakazały ponowne szczepienie mieszkańców województwa wrocławskiego i województw sąsiednich. Dobre i to, bo gdyby władzom wpadło do głowy zaszczepienie całego kraju, to ofiar mogło być znacznie więcej.
Wywołanie epidemii nie jest takie łatwe. Najpotężniejsze wojskowe laboratoria świata od dziesiątków lat próbują stworzyć zarazek zdolny wywołać epidemię, a więc który spełniłby rolę środka bojowego, ale do tej pory nikomu się to nie udało. Trudność polega na tym, że zarazek wywołujący epidemię musi spełnić trzy warunki:
- musi być zabójczy, ale nie za bardzo, żeby zakażeni nie zdążyli umrzeć, zanim zakażą innych,
- musi mieć długi okres wylęgania, żeby nosiciel zdążył pozarażać innych, ale nie za długi, żeby organizm nie zdążył wytworzyć przeciwko niemu odporności,
- musi trafić na sprzyjający mu grunt, tj. duże skupisko ludzi podatnych na zakażenie zarazkiem wskutek osłabienia systemu odpornościowego.
Epidemie były, a w niektórych rejonach świata nadal są naturalnym regulatorem ilości ludności w stosunku do ilości pożywienia.
Warunki sanitarne w średniowiecznych miastach były fatalne. Do gospodarstw nie była dostarczana bieżąca woda. Przynoszono ją z ulicznych studni. Nie było kanalizacji sanitarnych, nie mówiąc o oczyszczalniach ścieków. Nieczystości wylewano do ulicznych rynsztoków, z których przenikały do wód podskórnych, a stamtąd do ulicznych studni. Jednak mieszkający tam ludzie byli uodpornieni na takie warunki i nie chorowali, dopóki mieli co jeść.
Miasta rozrastały się do granic możliwości wyżywienia mieszkańców, toteż coraz częściej zapasy żywności kończyły się już w zimie. Najgorzej było wczesną wiosną, na przednówku, gdy zeszłoroczne plony zostały zjedzone, a na polach jeszcze nic nie zdążyło wyrosnąć. Wówczas odporność najbiedniejszej i najliczniejszej ludności miast spadała. Jeśli w tych warunkach pojawił się odpowiedni zarazek, to rozpoczynał się pomór, czyli masowe wymieranie ludności miasta i najbliższych okolic. Nierzadko ofiarą zarazy padała połowa mieszkańców, a czasami nawet więcej. Potem zaraza ustępowała samoistnie, mniejszą liczbę ludności łatwiej było wyżywić, więc znowu następował patologiczny bum demograficzny.
Najczęściej zaraza ograniczała się do jednego wielkiego miasta, rzadko dwóch, ponieważ na wieść o niej mieszkańcy innych miast stosowali prosty i skuteczny zabieg – kwarantannę. Zanim podróżnych wpuszczono przez bramy miasta, najpierw przez 40 dni przetrzymywano ich w izolacji poza miastem. Z praktyki bowiem wynikało, że 40 dni wystarczy, żeby u przybysza wystąpiły objawy chorobowe, jeśli był zarażony. Jeśli nie był, mógł wejść do miasta.
Warunki higieniczne i sanitarne obecnych miast europejskich w niczym nie przypominają tych średniowiecznych. W każdym gospodarstwie domowym jest bieżąca woda i kanalizacja. Wykafelkowane łazienki pozwalają utrzymać czystość i sterylność na bardzo wysokim poziomie. Nie brakuje także pożywienia, więc ludność nawet największych miast nie jest gruntem odpowiednim dla zarazków wywołujących epidemię. Czytaj więcej
Są rejony świata, gdzie nadal występują epidemie. Nie mają one jednak rozmiarów średniowiecznych epidemii europejskich, które wybuchały nagle, by w krótkim czasie zebrać obfite żniwo ofiar tej samej choroby, po czym choroba ustępowała samoistnie i wszystko wracało do normy. Obecnie istnieją ogniska epidemiczne licznych chorób wywołanych permanentnym niedostatkiem pożywienia oraz czystej wody, a także tragicznymi warunkami higienicznymi i sanitarnymi, gorszymi nawet od warunków w średniowiecznych miastach europejskich.
Co znamienne, i dające do myślenia, to fakt, że bardzo prężnie działają tam rozmaite organizacje charytatywne, zajmujące się zbieraniem funduszy w bogatych państwach zachodnich na pomoc dla państw najbiedniejszych. Zebrane pieniądze przeznacza się na walkę z chorobami, a więc na zakup leków i szczepionek.
Tak zwani uczeni nie mogą się nadziwić, że szczepionki, które rzekomo (według medycznej propagandy) wyeliminowały epidemie w sytych państwach bogatych... nie działają w głodujących państwach biednych. Winą za taki stan rzeczy obarcza się... genetyczną oporność ludzi nigdy nienajadających się do syta, pijących wodę z zanieczyszczonych rzek i cieszących się, że w ogóle mają co pić, bo w latach suszy i tej wody brakuje.
Fundacja Billa i Melindy Gatesów przeznaczyła 750 milionów USD na wynalezienie szczepionek przeciwko biegunce i zapaleniu płuc, ponieważ z powodu tych chorób umiera obecnie najwięcej dzieci w krajach trzeciego świata. Na inne choroby są już szczepionki, więc dzieci z ich powodu przestały umierać. Szczepionki zapewne zostaną wynalezione (za taką kasę...), więc głodujące dzieci nadal będą głodowały, piły brudną wodę, ale nie będą już umierały z powodu biegunki i zapalenia płuc. Medyczna propaganda sprawę nagłośni jako kolejny sukces szczepionkowego absurdu, podbuduje się morale zwolenników szczepień, ale o tym, że dzieci te nadal będą umierały, tylko na coś innego – o tym już nikt nie wspomni.
Wielkie epidemie, które niegdyś nawiedziły Europę
Prócz lokalnych epidemii dotykających pojedyncze miasta, Europę nawiedziły także wielkie epidemie, obejmujące swym zasięgiem cały kontynent. Pamięć o nich wciąż jest żywa, a raczej wciąż ożywiana przez medyczną propagandę, straszącą ich powrotem. Sprawę przedstawia się tak, jakby w przeszłości Europy nic innego się nie działo, tylko epidemie. W rzeczywistości w drugim tysiącleciu Europę nawiedziły tylko dwie wielkie epidemie. Pierwszą była dżuma, zwana czarną śmiercią, która dawno, dawno temu, w latach 1348 - 1352 przetoczyła się przez nasz kontynent, zabijając bez mała połowę mieszkańców, w tym wszystkich trędowatych, dzięki czemu z kontynentu europejskiego zniknął trąd, i nigdy już się nie pojawił.
Drugą z kolei epidemią o zasięgu kontynentalnym, która nawiedziła Europę w drugim tysiącleciu, była epidemia grypy zwanej hiszpanką*. Medyczna propaganda często nią straszy przy okazji każdej „planowanej” pandemii grypy, a także przy każdej akcji przeciwników szczepień, toteż warto ów propagandowy sztandar rozwinąć, przytaczając kilka istotnych faktów, niewygodnych dla medycznej propagandy, więc przemilczanych.
Grypa hiszpanka pojawiła się jako normalna grypa sezonowa wiosną roku 1918. Była ona bardzo zakaźna, ale nie spowodowała znacznej śmiertelności, co było o tyle dziwne, że był to już czwarty rok I wojny światowej. Czteroletnie działania wojenne pochłonęły wszystkie zapasy żywności, toteż zarówno żołnierze, jak i ludność cywilna państw biorących udział w tej wojnie cierpieli głód. W samych Niemczech zmarło z głodu około 750 tysięcy cywilów, co wywołało wewnętrzne rozruchy grożące wybuchem rewolucji. W tej sytuacji władzom niemieckim nie pozostało nic innego, jak uznać się za pokonanych i poprosić o rozejm, który został podpisany 11 listopada 1918 roku w wagonie kolejowym w Compiegne.
W miesiącach letnich choroba pojawiła się na froncie i w obozach jenieckich, gdzie spowodowała zgon 30% chorych. Następnie grypa ponownie przeniosła się na ludność cywilną jako druga fala tej choroby, powodując śmierć około 10% chorych. Wówczas okazało się, że opłaciło się zarazić pierwszą, wiosenną grypą, ponieważ osoby, które ją odchorowały, uzyskały odporność na drugą, a także trzecią falę grypy, która przetoczyła się przez Europę wiosną 1919 roku, ale jej przebieg był łagodny, ze śmiertelnością typową dla normalnych gryp sezonowych.
* Grypa hiszpanka – ta dziwna nazwa pochodzi stąd, że Hiszpania była jedynym państwem europejskim, które nie wzięło udziału w I wojnie światowej, więc nie obowiązywał tam stan wojenny zakazujący publikowania informacji o sytuacji zdrowotnej w kraju, więc tylko hiszpańskie gazety pisały o epidemii grypy, stwarzając wrażenie, że jest to epidemia hiszpańska. Tymczasem było akurat odwrotnie.
Czy obecnie grożą nam epidemie
Wszystko zależy od tego, co nazwiemy epidemią. Jeśli epidemią nazwiemy katar, normalną sezonową grypę, wietrzną ospę czy inne sezonowe choroby infekcyjne wieku dziecięcego, to epidemie będziemy mieli co roku, nawet kilka. Ale będą one tylko semantyczne i medialne, na użytek farmaceutyczno-medycznego kartelu, o czym zdążyliśmy się już przekonać.
Prawdziwe epidemie, które niegdyś nawiedzały Europę, odeszły do lamusa, i bynajmniej nie z powodu skuteczności szczepień, lecz wskutek poprawy bytu ludności, nade wszystko warunków mieszkaniowych, sanitarnych i higienicznych, a także postępowi w produkcji żywności, dzięki czemu klęski głodu nie są już realnym zagrożeniem dzisiejszej Europy.
Obecnie, paradoksalnie, problemem nie jest brak czystości, lecz nadmierna czystość, wręcz sterylność ciała, wyniszczająca pierwszą linię obrony, jaką jest naskórek i żyjące w nim ewolucyjnie związane z nami bakterie. Ludzie bezrozumnie stosujący reklamowane środki wyjaławiające skórę z naturalnej warstwy ochronnej muszą zastępować ją kosmetykami, przez co osłabiają swój system odpornościowy, w efekcie czego – zamiast chronić się przed chorobami – sami na siebie sprowadzają choroby.
Dostatek pożywienia jest jedną z najczęstszych przyczyn chorób, jeśli towarzyszy mu niedostatek wiedzy. Nie mając wiedzy, ludzie hołdują modnym chorobotwórczym dietom. Wszystko to razem wzięte powoduje epidemiczne szerzenie się sieci aptek.
Polska przoduje w Unii Europejskiej pod względem wyszczepialności (tak ten proceder nazywa sanepid) oraz ilości aptek. I to są jedyne sukcesy Polski na arenie międzynarodowej. Okazuje się jednak, że to za mało. Nie, że za mało dziedzin, w których liczymy się na arenie międzynarodowej, ale że za mało wyszczepialności i aptek.
Sanepid bije na alarm – w ostatnich latach w Polsce wyszczepialność spadła z ponad 98% do niespełna 95%. Jeszcze nie jest źle, chlubne czołowe miejsce wciąż utrzymujemy, ale jeśli ta niekorzystna tendencja utrzyma się, to w ogóle przestaniemy liczyć się na arenie międzynarodowej. Dodatkowo stosuje się chwyt przemawiający do wyobraźni lemingów – groźbę powrotu średniowiecznych epidemii.
Winą za tę niekorzystną tendencję obarcza się „antyszczepionkowców”, przedstawianych jako niewdzięcznych heretyków, co to nie dość, że nie chcą docenić starania władz o dobro ich dzieci, to jeszcze śmią twierdzić (i rozgłaszać!), że szczepionki są be, i że na procederze szczepień „profilaktycznych” korzystają jedynie kartele farmaceutyczne i opłacani przez nie urzędnicy państwowi, przede wszystkim wysoko postawieni funkcjonariusze sanepidu.
Ci wstrętni antyszczepionkowcy
Kim są owi wredni antyszczepionkowcy, którzy spędzają sen z oczu funkcjonariuszom sanepidu? Opinia władz jest zmienna, zależna od tego, co przeważa – wielkość łapówki czy głosy wyborców. Tu sprawa jest o tyle prosta, jasna i klarowna, że wyborców można omamić obietnicami i frazesami, natomiast sponsora z wypchanym portfelem można stracić, bo pójdzie „lobbować” kogoś innego. Toteż na wszelki wypadek władze mają w zanadrzu dwie opinie o niepokornych rodzicach, śmiących wziąć odpowiedzialność za zdrowie swoich dzieci we własne ręce, zamiast oddać je w „opiekuńcze” ręce państwa, najlepiej sanepidu.
Opinia 1 - niedokształceni idioci
Pierwsza opinia to argumentum ad personam mający na celu nie tylko zdyskredytowanie antyszczepionkowców, ale jednocześnie podbudowanie ego lemingów. Przedstawia się w niej rodziców buntujących się przeciwko okaleczaniu dzieci jako ciemnotę z zapadłych wsi i marginesu społecznego, niepotrafiącą docenić dobrodziejstwa szczepień. Na tę samą nutę grają uzależnione od karteli farmaceutycznych media, gdy tymczasem w internecie, póki co jedynej płaszczyźnie w miarę swobodnego wyrażania poglądów, aż roi się od argumentów przemawiających na niekorzyść absurdalnego systemu szczepień „profilaktycznych”.
15 czerwca 2012 roku miało miejsce pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy upoważniającej sanepid do użycia przemocy fizycznej w celu przymusowego zaszczepienia opornych. Przez sejm ustawa przeszła gładko i po cichu. Medyczna machina propagandowa kolejny raz zadbała o to, żeby nad kontrowersyjną ustawą nie było żadnej dyskusji, żadnych niezależnych opinii – tylko jedna droga jest słuszna: medyczna. Reszta to herezja.
Za to w internecie zawrzało. Internauci zebrali tysiące podpisów pod petycjami wysyłanymi do członków Senackiej Komisji Zdrowia, naiwnie wierząc, że ci odrzucą tę ustawę rodem z czasów okupacji. Skrzynki mailowe senatorów zostały zarzucone zbiorowymi petycjami i indywidualnymi prośbami. Komisja zebrała się 12 lipca 2012 roku. Senatorowie jeszcze nie zajęli miejsc, ale urządzenia nagrywające już były włączone. Gdy Bolesław Piecha, przewodniczący Senackiej Komisji Zdrowia podszedł do stołu prezydialnego, siedzący przy nim senator zagadnął:
– Z tym są jaja...
– Co? Czemu z tym są jaja? To nie są jaja... – odparł Piecha.
– To, co się dzieje w internecie... – wszedł mu w słowo senator.
– Nie, to są idioci! – skwitował Piecha.
Zajście zostało nagrane kamerami i mikrofonami sejmowymi, mimo to Bolesław Piecha nazajutrz wyparł się własnych słów. Tak oto domniemanie uczciwości przestało dotyczyć przewodniczącego Senackiej Komisji Zdrowia. I co? I nic.
Podczas konferencji, kilku senatorów nawet poruszyło sprawę internetowego protestu, ale zastrzegając na wstępie, że sami są zwolennikami szczepień, a głos zabierają dlatego, że na ich adresy mailowe wpłynęła niespotykana dotąd ilość protestów. Z dalszych wypowiedzi wynikało, że ci ludzie nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią. Pletli coś od rzeczy, co rusz zarzekając się, że się na tym nie znają. W ogóle z debaty można było wywnioskować, że członkowie komisji albo byli lekarzami powiązanymi z koncernami farmaceutycznymi, albo absolutnymi dyletantami, więc jednogłośny wynik głosowania nikogo nie zaskoczył.
Rodzice troskający się o dobro swych dzieci całą nadzieję pokładali jeszcze w prezydencie, do którego też słali petycje, by zawetował tę ustawę dającą sanepidowi uprawnienia lekarzy SS. Daremnie. Prezydent ustawę podpisał bezzwłocznie, bo już 26 lipca 2012 roku. Teraz użycie przemocy fizycznej w celu przymuszenia do szczepień jest już w Polsce legalne.
Jeśli dowiadujesz się o tym, Czytelniku, po raz pierwszy, to świadczy, jakimi niecnymi sposobami sprzedajni politycy tworzą w Polsce prawo dla bogatych lobbystów – po cichu, bez parlamentarnych sporów, jakby wszyscy należeli do tej samej partii.
Opinia 2 - wykształceni, ale uparci
Nie można dłużej ukrywać faktu, że przeciwnicy szczepień to m.in. prof. dr Maria Dorota Majewska, kierująca Katedrą Marii Curie przy Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, a także wielu niezależnych (od Big Pharmy) naukowców i lekarzy. Notabene, dopiero ruch przeciwników przymusu szczepień ujawnił, że bywają także szczytne wyjątki, bowiem nie wszyscy naukowcy i lekarze dają się zeszmacić dla tych kilku srebrników – wczasów w modnych kurortach czy libacji, dla niepoznaki zwanych szkoleniami.
W ogóle przeciwnicy szczepień to ludzie inteligentni, wykształceni, potrafiący myśleć i wyciągać wnioski, a także – co dla władzy najgroźniejsze – domagać się swoich praw konstytucyjnych. Takich władza nienawidzi, zwłaszcza że mogą oni obudzić owe lemingi, co to tak pokornie podkładają swoje młode pod igły wstrzykujące do ciała zabójcze zastrzyki, eufemistycznie zwane szczepionkami.
O nich opinia władzy jest odmienna. Nie, żeby zaraz przyznali rację ludziom myślącym... Co to, to nie! Władze silą się tutaj na inną formę dyskredytacji – że niby tacy inteligentni, wykształceni, a nie chcą zauważyć, że to dla ich dobra... Że za darmo, że władza tak się stara, a oni tak niefrasobliwie narażają swoje dzieci na choroby wieku dziecięcego. No i tu rutynowo pada przykład jakiegoś dziecka, które zmarło z powodu takiej choroby, oczywiście z winy rodziców, którzy niefrasobliwie nie zabezpieczyli go przed śmiercią... szczepieniem. No i w ogóle, że to jest moda, która przyszła z Ameryki, choć nie wiadomo, co by to miało znaczyć.
Te cienkie argumenty nie mają, rzecz jasna, przekonać przeciwników szczepień, bo niby jak? To tylko zakamuflowane przesłanie do lemingów, żeby zwarli szeregi i zaczęli zwalczać przeciwników szczepień, którzy są be, bo nie dość, że nie doceniają starań władzy, to jeszcze przedstawiają dowody nie tylko na bezsensowność szczepień, ale wręcz na ich szkodliwość. No i że zagrażają oni dzieciom lemingów, czyli zaszczepionym. Takie kuriozum – nieszczepieni zagrażają szczepionym. To przed czym chronią te szczepienia?
Argumenty przeciwników szczepień
Sztuczne to sztuczne. Czasami trzeba wstawić komuś sztuczną szczękę, oko czy biust, ale nie zastąpią one organów przewidzianych przez naturę. Jeśli natura przewidziała choroby wieku dziecięcego, to nie po to, by zrobić nam na złość, ale żeby odchorować je dla naszego dobra, w rezultacie czego nabywamy przeciwko nim naturalną odporność. Jeśli dziecko nie było już w łonie matki zatruwane lekami, co obecnie jest regułą, nie dostanie antybiotyku już przy pierwszej nadarzającej się gorączce („osłonowo”), i będzie odżywiane prawidłowo, to choroby wieku dziecięcego będą miały u niego przebieg łagodny. I to jest prawdziwa profilaktyka zdrowotna.
Jaki jest sens powierzać zdrowie naszych dzieci firmom bogacącym się na chorobach? Wszak firmy produkujące rzekomo zapobiegające chorobom szczepionki to najwięksi producenci leków użytecznych tylko dla chorych. Ze zdrowych firmy farmaceutyczne żadnego pożytku nie mają. Podcinaliby gałąź, na której siedzą?
W czasach Hipokratesa medycyna była sztuką leczenia chorych, dziś jest sztuką robienia chorych ze zdrowych. W tym wypadku szczepienia rzeczywiście pełnią rolę profilaktyczną, ale wyłącznie dla Big Pharmy, gdyż zapobiegają spadkowi nieprzyzwoicie wysokich dochodów za nic – za trucie ludzi.
Szczepienie, przynajmniej w teorii, ma chronić przed chorobą, toteż argument, że nieszczepieni zagrażają zaszczepionym jest po prostu niedorzeczny, bowiem podważa skuteczność szczepień, a tym samym ich sens. Niemniej jednak jest stosowany na użytek lemingów na zasadzie: tonący brzytwy się chwyta.
Prawda jest taka, że nieszczepieni zagrażają jedynie kartelom farmaceutycznym, bowiem mogą dać przykład innym (zresztą już dają), że dzieci nieszczepione wprawdzie odchorowują „swoje” choroby wieku dziecięcego, ale za to potem chowają się zdrowo. Mało tego! U dzieci nieszczepionych praktycznie nie spotyka się uczuleń, wad postawy, czy innych defektów rozwojowych.
Jeśli do tego dojdzie, że pojawi się odpowiednia grupa porównawcza dzieci nieszczepionych, rozwijających się prawidłowo, a na dodatek jeśli się okaże, że wśród dzieci nieszczepionych nie zdarzają się przypadki autyzmu (podczas gdy wśród dzieci szczepionych co sześćdziesiąte dziecko jest autystyczne), to wyjdzie na jaw, jaki naprawdę jest wpływ powszechnego systemu szczepień na zdrowie. Wówczas rozpoczną się procesy odszkodowawcze na taką samą skalę, na jaką obecnie szczepi się dzieci.
Na razie kartele farmaceutyczne są bardzo bogate, więc mają odpowiednie środki nacisku na polityków i urzędników państwowych, szczególnie wysoko postawionych urzędników sanepidu, którzy do tej pory zasłynęli z bezprawnego karania grzywną rodziców uchylających się od tak zwanego obowiązku szczepień, ale sądy uchylały te bezprawnie nałożone kary. Teraz kartele zafundowały sanepidowi uprawnienia do przymusowego szczepienia opornych, licząc na to, że w ten sposób prawda o szczepieniach nie wyjdzie na jaw, więc unikną odpowiedzialności. Czy im się to uda?
Szczepienia „profilaktyczne” odniosły kuriozalny sukces nie dzięki ich bezpieczeństwu i skuteczności, lecz wskutek nachalnej propagandy zapewniającej o ich bezpieczeństwie i skuteczności. Jednak coraz więcej rodziców dochodzi do przekonania, że oszukiwanie natury wyrządza tylko szkody, więc rezygnują ze szczepień i poszukują prawdziwego zdrowia, nie sztucznego.
Niefrasobliwe zrezygnowanie ze szczepień może okazać się grą w tę samą ruletkę, co szczepienia, czyli zdaniem się na szczęśliwy traf, a przecież nie o to nam chodzi. Żeby naprawdę wziąć zdrowie we własne ręce, trzeba wiedzieć, jak to zrobić. I tutaj w sukurs przychodzi Hipokratejski Ruch Biosłone.
Hipokratejski Ruch Biosłone skupia przeciwników nie tylko szczepień, ale w ogóle przeciwników medycyny objawowej, czyli truciu ludzi za ich własne pieniądze. Nie chodzi bynajmniej o zastąpienie chemicznych leków lekami naturalnymi, lecz o wyeliminowanie potrzeby stosowania jakichkolwiek leków, przy pomocy działań wyłącznie prozdrowotnych. Nie jest to ani trudne, ani czasochłonne, a nade wszystko nie jest drogie. Wręcz przeciwnie. Jedynym warunkiem osiągnięcia sukcesu jest nabycie wiedzy, ale nie o chorobach, lecz – przeciwnie – o zdrowiu. Wiedzy, która nie jest ogólnie dostępna, ponieważ propaganda medyczna zadbała o to, żeby nie była ona dostępna, bo to doskonały sposób na lemingów, którzy dzięki temu szukają zdrowia tam, gdzie mogą je wyłącznie stracić – u lekarza. Niemniej jednak ta wiedza jest. Jest także organizacja zajmująca się propagowaniem wiedzy o zdrowiu. Jest nią Fundacja Biosłone.
Na ogół rodzice nie zdają sobie sprawy co będzie, gdy ich dziecku przydarzy się to najgorsze – zostanie okaleczone przez szczepionkę. Nie zdają sobie sprawy, czy raczej nie chcą zdać sobie sprawy z tego, jak cyniczny jest szczepionkowy biznes. Prawda jest niestety żałosna – zostaną sami z niedołężnym dzieckiem. Nikt im nie pomoże! Ba! Nikogo to nie będzie w ogóle obchodzić. Nie pomoże tzw. państwo (cholera wie, co to jest), które tak nachalnie zaleca szczepienia, że wręcz godzi się na bezprawne nakładanie grzywien przymuszających rodziców do szczepienia swoich dzieci pod płaszczykiem dbania o ich dobro, jakby te dzieci były państwowe. Nie pomoże skorumpowany do cna sanepid, który tak ochoczo owymi grzywnami zastrasza, a nierzadko wręcz je nakłada, mimo że za każdym razem polskie sądy uchylają te grzywny. Będzie to miała gdzieś zgraja wakcynologów wysługujących się producentom szczepionek. A przede wszystkim wypną się na was producenci szczepionek, którzy mają z państwem umowy gwarancyjne, zgodnie z którymi w żaden sposób nie odpowiadają za to, co jest w tych szczepionkach, a więc co się waszym dzieciom wstrzykuje. To miejcie na uwadze, zanim pozwolicie zaszczepić swoje dziecko.
Ostatnio coraz częściej dzwonią do mnie z porodówek o poradę, jak mają postąpić, gdyż dostają do podpisania „Oświadczenie świadomej odmowy szczepienia ochronnego” – czy mają podpisać i co napisać w śmiesznie małej rubryce „Przyczyna odmowy wg opinii rodziców”, która praktycznie pomieści ledwie dwa krótkie zdania, góra trzy, jeśli napisane maczkiem. Tak lakonicznego zaopiniawania oczekuje się od rodzica troskającego się o dobro swojego dziecka, jakby to była ankieta wrażeń po przymiarce modnych skarpetek.
Iście kuriozalnie wygląda przy tym najważniejsza rubryka, w której zmieścił się stek bzdur:
W rzeczywistości rodzicom, bądź przyszłym rodzicom, jak się dowiaduję, wciska się ulotki zachęcające do szczepienia i straszące skutkami niezaszczepienia, ale o ciemnej stronie procederu – możliwych powikłaniach poszczepiennych – nikt się nie zająknie. Ba! Nawet ulotek dołączanych do każdej szczepionki nie wręczają rodzicom, mimo że mają ten psi obowiązek, ale co tam dla nich obowiązek. Ty, rodzicu, masz obowiązek, więc będziemy go od ciebie konsekwentnie egzekwować, a od naszego obowiązku to ci wara! Masz reklamówki, to czytaj, jakie to dobrodziejstwo ci wyświadczamy, niewdzięczniku jeden!
Oczywiście, nie należy podpisywać oświadczenia sformułowanego w ten sposób, że się czegoś odmawia, w rzeczywistości bowiem szczepienia to oferta biznesowa, o czym świadczą nachalne reklamy oraz lobbing producentów, którzy wymogli na politykach uznanie szczepień jako obowiązek – taki sam jak wybory, udział w których jest z jednej strony przywilejem, z drugiej obowiązkiem. Jednakże nie rozlicza się nikogo, kto nie chce z tego przywileju skorzystać, a więc tym samym dopełnić nałożonego nań obowiązku. Ów proceder, niegdyś popularny, należy na szczęście do czasów już słusznie minionych. Dziś nie każe się nikomu podpisywać „Oświadczenia świadomej odmowy wyboru polityków”, nie straszy konsekwencjami prawnymi i administracyjnymi.
„Oświadczenie świadomej rezygnacji ze szczepień ochronnych” jest haniebnym procederem rodem z czasów komunistycznych, więc nie należy brać w tym udziału. Rodzice niechcący skorzystać z oferty zaszczepienia swoich dzieci mają prawo po ludzku z tej oferty nie skorzystać, i już. Nie można ich zmuszać do składania pisemnej deklaracji, że odmawiają skorzystania z oferowanych im przez Big Pharmę produktów, choćby oferty reklamowe obiecywały ochronę przed wszyskimi chorobami świata, czy inne cuda na kiju, z obiecanką wiecznej młodości włącznie. Jeżeli ktoś nie wierzy w te brednie, to niech go przekonają, jeśli mają argumenty, albo się odczepią, a nie wymagają pisemnej deklaracji, że nie raczy być kompletnym idiotą, żeby w te brednie uwierzyć, co poczytuje mu się jako odmowę wywiązania się z fikcyjnego obowiązku, istotą którego jest ograniczenie władzy rodzicielskiej, na rzecz procedur medycznych.
Wychodząc temu przeciw i na przeciw, przygotowałem stosowne »Oświadczenie ws. „Oświadczenia świadomej odmowy szczepienia ochronnego”«, które należy dołączyć do niepodpisanego „Oświadczenia świadomej odmowy szczepienia ochronnego”.
Oświadczenie świadomej odmowy szczepienia ochronnego
do pobrania w dwóch wariantach:
Oświadczenie ws. „Oświadczenia świadomej odmowy szczepienia ochronnego”
do pobrania w trzech wariantach:
Autor: Józef Słonecki
Nieszczepienie - nowa moda, która przyszła z Zachodu?
Choroby cywilizacyjne a szczepienia - Przemysław Cuske
Historia i przyszłość dobrowolnych szczepień - ignorowane i zapomniane fakty o szczepieniach
Profesor Majewska o szczepieniach
Toksyczne szczepienia. Wywiad z doktorem Jerzym Jaśkowskim
Dr Urszula Krupa mówi o skutkach ubocznych szczepień
Szczepienia – historia prawdziwa
Janusz Zagórski - Przymusowe szczepienia 09.07.2012
Dr Piotr Bein o tym, jak się przygotowuje pandemię
O szczepieniach, prawidłowym żywieniu i odporności
Człowiek najlepszy królik doświadczalny
Sezon na leszcza, czyli jak oskubać społeczeństwo na szczepionkę
Obowiązek szczepień to nie przymus szczepień
Pracownik firmy farmaceutycznej o szczepionkach
Nowa ustawa o chorobach zakaźnych: ciąg dalszy Holocaustu. Eliza Walczak
Stop NOP - Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach
Oskarżenie dra Ratha przeciwko kartelowi farmaceutycznemu
Wykaz szczepionek na oficjalnym portalu medycznym. Wprawdzie nie ma tam składu szczepionek(ciekawe, co mają do ukrycia), ale warto zwrócić uwagę na efekty uboczne, żeby wiedzieć, czego można się spodziewać, zanim pozwolimy zaszczepić swoje dziecko. Dodano: ostatnie (efekty uboczne) jest już nieaktualne, bo... poznikało... mimo że było przy każdej szczepionce.