Ab ovo Candida

Ab ovo (łac. – od jaja). W mitologii greckiej Zeus posiadł Ledę pod postacią łabędzia, po czym Leda powiła dwa jaja. Z jednego wykluli się Kastor i Polluks, z drugiego Helena – przyczyna wojny trojańskiej. Od tego wydarzenia Homer rozpoczął „Iliadę”. Obecnie określenie ab ovo (od jaja) jest synonimem rozpoczęcia opisywania czegoś od najwcześniejszego początku; od króla Ćwieczka; od Adama i Ewy.


Kandydozę, czyli zakażenie grzybem Candida albicans, coraz częściej spotyka się u coraz młodszych dzieci, co może rodzić podejrzenie o genetyczny charakter tego zjawiska. Jakieś ziarnko prawdy w tym jest, bowiem odpowiednie podłoże, nadające się do zasiedlenia przez grzyba C. albicans, przygotowywane jest bardzo wcześnie – w życiu płodowym, a nawet... przed. I to zarówno ze strony matki, jak i ojca. Ojca, ponieważ C.albicans potrafi uszkodzić plemniki i tym samym wpłynąć – niejako genetycznie – na kondycję potomka, nie dając mu praktycznie szans na prawidłowy rozwój już w życiu płodowym.

Z matką sprawa jest jeszcze poważniejsza, gdyż C. albicans potrafi dokonać spustoszeń nie tylko w organizmie ciężarnej kobiety i – wraz z deficytem substancji niezbędnych do prawidłowego rozwoju płodu, spowodowanych zaburzeniami we wchłanianiu, (nieunikniony aspektem grzybicy inwazyjnej jelit) – wpłynąć na rozwój płodu. To jeszcze nic! C. albicans potrafi bowiem wtargnąć do płodu, a z tego nic dobrego wyniknąć nie może! Mało tego – częste problemy kobiet z grzybicą narządów rodnych mogą świadczyć, że C.albicans może wtargnąć do jaja tuż po zapłodnieniu, a nawet przed, jeszcze w jajniku. Naukowcy amerykańscy wysnuli tezę, iż brak reakcji obronnych na zakażenie grzybem Candida albicans u niektórych osób i wynikające z tego problemy z wyleczeniem mogą wynikać z faktu, że ich organizmy zostały zainfekowane zarodnikami C. albicans już w łonie matki, więc – jako pochodzące „od matki” – organizm traktuje je jak „swoje”: nie wytwarza przeciwciał; nie zwalcza. Ile w tym prawdy? – tego nie wiemy. Niemniej jednak coś w tym musi być, skoro niektórzy na kandydozę chorują przez całe życie.

Nie sposób przewidzieć z góry, w których organach płodu dojdzie do inwazyjnej kandydozy, bowiem wariantów jest niezliczona ilość. Tym niemniej niektóre z nich są mniej lub bardziej charakterystyczne. Wśród najbardziej charakterystycznych objawów zakażenia organizmu grzybem C. albicans we wczesnym życiu płodowym wymienić można kilka typowych wariantów:

  • Płód nie rozwija się prawidłowo i dochodzi do poronienia. 
  • Dziecko rodzi się jako wcześniak, niezdolne do przeżycia bez inkubatora. 
  • Dziecko rodzi się w prawidłowym czasie, ale z bardzo osłabioną odpornością, z charakterystycznymi objawami kandydozy, takimi jak: chroniczny katar, drożdżyca pieluszkowa, alergia pokarmowa, kolka niemowlęca, naprzemienne biegunki i zaparcia, spieniony, cuchnący stolec.
  • Dziecko rodzi się pozornie zdrowe i w pierwszych latach życia rozwija się prawidłowo – zaczyna chodzić, mówić. Jednak w którymś momencie zaczyna się uwsteczniać – przestaje chodzić, zanika mowa.
  • Dziecko rodzi się i rozwija w miarę prawidłowo, ale ciągle zażywa jakieś leki, które w bardzo wczesnym okresie życia niszczą mu organy wewnętrzne, co wymaga dodatkowych leków, itd. Często kończy się to serią operacji, zaczynających się gdzieś około trzydziestki i trwających, z przerwami, do końca życia.
  • Człowiek od dzieciństwa nie choruje (organizm nie walczy), aż zupełnie niespodziewanie okazuje się, że ma raka.

Wymienione warianty nie wyczerpują, rzecz jasna, wszystkich możliwych konsekwencji przekazania potomkowi kandydozy. Dają jednak wyobrażenie o odpowiedzialności ciążącej na rodzicach decydujących się na danie życia swojemu potomkowi. Nie ulega bowiem wątpliwości, że po rodzicach zdrowych, dzieci dziedziczą cechy usposabiające do zdrowia, zaś po rodzicach chorych, dzieci dziedziczą cechy usposabiające do chorób. Nie są to choroby genetyczne, których wyleczyć nie można, bo są zdeterminowane przez jakieś wady genetyczne. To po prostu cechy, które nie wywołują chorób same od siebie, lecz czynią na nie „specjalnie” podatnymi.

Kandydoza i przepuszczalność jelitowa idą w parze. Inaczej być nie może, a to dlatego że delikatny nabłonek jelitowy jest szczególnie podatny na zasiedlenie przez grzyba C. albicans. Tym sposobem powstają wyłomy w powłoce odgradzającej środowisko przewodu pokarmowego od organizmu, zwane nadżerkami.

Nie zdajemy sprawy sobie z tego, jakie chorobotwórcze czynniki przez nadżerki nabłonka jelitowego przenikają z przewodu pokarmowego do organizmu. Jest ich naprawdę mnóstwo, a trzy najgroźniejsze to:

  1. niestrawione obcogatunkowe białka pokarmowe, czyli antygeny prowokujące reakcje immunologiczne,
  2. niestrawione lektyny pokarmowe, wywołujące nie tylko reakcje alergiczne, ale także reakcje autoimmunologiczne, czyli choroby z autoagresji,
  3. zasiedlające przewód pokarmowy drobnoustroje, m.in. baterie Escherichia coli*, a także drożdżaki C.albicans będące zarodnikami grzybów C. albicans.

Spośród pozostałych czynników chorobotwórczych, przenikających z przewodu pokarmowego do organizmu, wymienić można: metabolity bakterii i grzybów zasiedlających jelita, metale ciężkie, enzymy i soki trawienne, długołańcuchowe kwasy tłuszczowe, błonniki (głównie pektyna i celuloza).

Wszystkie wymienione czynniki, wnikające z przewodu pokarmowego do organizmu wskutek nieszczelności jelit, mają wspólną cechę – potrafią uszkodzić komórki, a nawet je zabić, tworząc tym samym odpowiednią pożywkę dla grzybów C. albicans. Tym sposobem powstają w naszym ciele kolonie grzybów z gatunkuCandida, czyli kandydoza. Istnieje kilka gatunków grzybów Candida mogących wywołać kandydozę, m.in.: C.glabrataC. kruseiC. lusitaniaeC. tropicalis. Najczęściej jednak kandydozę wywołuje C. albicans.

* Bakterie E. coli, (pałeczki okrężnicy), które są nieszkodliwe w jelicie, po przeniknięciu do organizmu mogą powodować poważne choroby, m.in.: • zakażenie dróg moczowych • zapalenia opon mózgowych u noworodków • zapalenie otrzewnej • ropnie narządowe • sepsę.

Zgodnie z wytycznymi, nie powinno się szczepić ludzi chorych, tylko zdrowych. Abstrahując od niedorzeczności poddawania zabiegom medycznym ludzi zdrowych, zastanówmy się, jakie zagrożenie niesie ze sobą szczepienie chorych, np. na kandydozę. Przecież oficjalna doktryna medyczna nie uznaje tej choroby, więc lekarze nie mają prawa postawienia diagnozy – kandydoza. Wymyśla się jakieś fikcyjne choroby, ale kandydozy się nie uznaje, i już – chorzy na kandydozę są zdrowi, bo tak zostało postanowione. Szczególnie niebezpieczne jest szczepienie chorych niemowląt, a niemowląt obciążonych kandydozą odziedziczoną po rodzicach jest niebezpieczne podwójnie, bowiem ich nabłonek jelitowy nie dość, że jest słaby (bo są niemowlętami niezdolnymi nawet do trawienia pokarmu innego niż mleko), to na dodatek ich organizm nie wytwarza przeciwciał przeciwko grzybom Candida. Zastanawiacie się zapewne, co ma wspólnego nabłonek jelitowy z koktajlem pełnym zarazków i toksyn, zwanym szczepionką, wstrzykiwanym w przedramię?

Mało kto zdaje sobie sprawę, że przewód pokarmowy jest największym układem wydalniczym organizmu, do którego drogą wątrobową oraz przez gruczoły śluzowe i surowicze trafiają krążące we krwi i limfie toksyczne substancje. Przykładem mogą być bakteriobójcze antybiotyki, które bez względu na to, czy są podawane doustnie, czy domięśniowo czy dożylnie, i tak niszczą florę bakteryjną przewodu pokarmowego, gdyż tam są właśnie wydalane.

Nie powinno nikogo dziwić, że toksyczne składniki szczepionki uszkadzają, a nawet zabijają delikatne komórki nabłonkowe niemowlęcia. W normalnych warunkach organizm dąży do zregenerowania nabłonka poprzez wymianę uszkodzonych komórek na nowe, zaś system odpornościowy dba o to, żeby pożywkę, jaką jest martwicza tkanka nabłonka, nie zasiedlił grzyb C. albicans, blokując swoją obecnością proces regeneracji. Zgoła inaczej rzecz ma się w przypadku niemowląt obciążonych dziedziczną kandydozą, których organizm nie wytwarza przeciwciał przeciwko grzybom Candida. One, jeśli nawet przed szczepieniem nie miały kandydozy, to po szczepieniu to się zmienia. Ale cóż – kandydozy nie uznaje się jako choroby, toteż nie figuruje ona w wykazie powikłań poszczepiennych. Tym sposobem rzekome zapobieganie chorobom w rzeczywistości przyczynia się do powstania chorób, których rzekomo nie ma, przynajmniej oficjalnie.

Trzeba tutaj wyjaśnić pewną kluczową sprawę. Otóż kandydoza jest zakażeniem oportunistycznym, co znaczy, że wywołujący je grzyb C. albicans nie jest mięsożernym patogenem, lecz żywiącym się martwiczą tkanką oportunistą. Kandydozą nie trzeba się zarażać. Wystarczy, że w naszym ciele pojawi się odpowiednia ilość martwych lub choćby tylko słabych komórek, a grzyb C. albicans tam się pojawi. Skąd? Zewsząd, ponieważ zarodniki tego grzyba są wszechobecne w naszym środowisku. To tłumaczy, dlaczego leczenie kandydozy lekami przeciwgrzybiczymi przynosi jedynie chwilowe efekty. Zaraz po zakończeniu kuracji następuje ponowne zasiedlenie pożywki, która po leczeniu wszak pozostaje. Mało to pocieszające, ale tak właśnie jest. Istotny jest jednak wniosek, który z tego faktu należy wciągnąć – jedynym sposobem usunięcia z organizmu grzyba C. albicans jest odebranie mu pożywki. Tylko jak to zrobić?

Metoda nie jest ani łatwa, ani szybka, ale trudno. Ważne jednak, że jest. Jest ona w gruncie rzeczy prosta, logiczna i jedyna, a polega na wyeliminowaniu nie grzybów, które i tak zaraz powrócą, jeśli pozostanie pożywka, lecz owej pożywki. Żeby to osiągnąć, trzeba spełnić dwa podstawowe warunki:

  1. zatrzymać proces wytwarzania wadliwych, nie w pełni wykształconych, a więc słabych komórek,
  2. wyeliminować już istniejące wadliwe, nie w pełni wykształcone, a więc słabe komórki.

Podstawowym warunkiem wytwarzania zdrowych komórek jest systematyczne dostarczanie organizmowi odpowiedniej ilości nie tylko substancji budulcowych, ale także witamin regulujących procesem budowy nowych komórek. Szkopuł w tym, że zjadanie witamin, nawet w olbrzymich ilościach, zda się na nic, jeśli nie zostaną one wchłonięte.

Za wchłanianie, czyli pobieranie substancji odżywczych z przewodu pokarmowego, w tym witamin, odpowiedzialny jest nabłonek jelitowy. Pełni on nie tylko rolę bariery oddzielającej środowisko organizmu od środowiska przewodu pokarmowego, ale pełni także rolę filtru przepuszczającego z przewodu pokarmowego do organizmu ściśle określone substancje, czyli właśnie substancje odżywcze. Kandydoza nabłonka świadczy, że tworzą go komórki albo słabe, albo wręcz martwe. W tej sytuacji nie może być mowy o prawidłowym wchłanianiu substancji odżywczych, w tym witamin regulujących procesem budowy komórek. Tak więc organizm nie może wymienić wadliwych komórek nabłonkowych na pełnowartościowe, bo brakuje mu witamin, których nie może wchłonąć, bo komórki nabłonkowe są wadliwe. Jak widzimy, jest to błędne koło, które trzeba w którymś miejscu przerwać. By tego dokonać, należy wdrożyć miksturę oczyszczającą oraz dietę prozdrowotną. Teoretycznie jest to proste, ale w praktyce bywa rozmaicie.

Zadaniem mikstury oczyszczającej jest oczyszczenie nabłonka jelitowego z pasożytujących na nim grzybów. Jednak trzeba zdać sobie sprawę, że ów grzyb pełni w nim rolę plomby, po usunięciu której pozostaje dziura. Z uwagi na to, że wciąż tkwimy w błędnym kole niedoboru witamin spowodowanym tym, że z powodu niedoboru witamin komórki nabłonkowe są kiepskiej jakości, a więc wchłanianie witamin jest po prostu upośledzone, organizm nie jest w stanie wyprodukować pełnosprawnych komórek, by wypełnić nimi powstałą dziurę. Tak więc na początku kuracji pojawiają się objawy wskazujące na pogorszenie, co wielu może zniechęcić.

Pierwszy etap diety prozdrowotnej ma na celu zlikwidowanie patologicznego przerostu drożdżaków C. albicans, zwanego drożdżycą jelit. Jest to fundamentalny warunek przerwania błędnego koła niedoboru witamin spowodowanego upośledzeniem ich wchłaniania, a to z tego względu, że drożdżaki C. albicans są zarodnikami wywołujących kandydozę grzybów C. albicans. Warto zwrócić uwagę, że likwidacja przerostu drożdżaków nie następuje wskutek zastosowania jakichś leków, lecz w następstwie pozbawienia pożywki, którą dla nich stanowią węglowodany.

Dieta prozdrowotna jest rozpisana na 4 etapy pełne zakazów i nakazów, których bezwzględnie należy przestrzegać. Niestety, wielu nie przywiązuje do nich należytej wagi – a to zjedzą ciastko, bo byli w towarzystwie i nie wypadało odmówić, a to zjedzą pierogi, bo byli w gościach i nie wypadało robić przykrości gospodarzom, albo „radykalnie ograniczają” ilość zjadanego chleba do jednej kromki na dzień. I jak mogą oni wyjść z zaklętego kręgu, skoro praktyka wskazuje, że zjedzenie jednej kromki chleba cofa proces zdrowienia o 2 miesiące? Jeśli ktoś nie potrafi przeprowadzić diety prozdrowotnej bez odchyleń, to niech się nawet za nią nie bierze. Niech sobie choruje. Widać to lubi.

Ważnym elementem w procesie przerywania wyżej opisanego błędnego koła jest koktajl błonnikowy, zadaniem którego jest m.in. starcie najsłabszych komórek nabłonkowych, po których pozostają dziury, a więc stan zdrowia niejako pogarsza się. I tu się potwierdza zasada leczenia chorób za pomocą profilaktyki prozdrowotnej: Musi być gorzej, żeby mogło być lepiej.

Strategia mikstury oczyszczającej wraz z dietą prozdrowotną wspartą koktajlem błonnikowym koniec końców przynosi oczekiwane efekty na poziomie przewodu pokarmowego – nabłonek jelitowy zostaje zregenerowany; poprawia się wchłanianie witamin. Wówczas następuje etap eliminacji osłabionych komórek z pozostałych tkanek, by tym sposobem pozbawić grzyby C. albicans pożywki, co jest równoznaczne z pozbyciem także grzybów, które pozbawione pożywki po prostu giną. I tutaj potwierdza się zasada, że kandydoza nie jest chorobą, którą można wyleczyć lekami, więc medycyna ma jakąś rację, nie uznając jej jako choroby. W takim razie czym jest kandydoza? Kandydoza jest objawem ogólnej kondycji organizmu.

Leczenie osób z kandydozą ogólnoustrojową jest długotrwałe, ze względu na konieczność wymiany sporej ilości komórek, a co dopiero leczenie osób, które odziedziczyły kandydozę po rodzicach. W ich organizmach praktycznie wszystkie komórki nadają się do wymiany, jednak organizm nigdy nie decyduje się na usunięcie wszystkich komórek na raz, co niechybnie spowodowałoby śmierć. Organizm, w swej mądrości, działa powoli i systematycznie, co, siłą rzeczy, wymaga od chorego dużo cierpliwości, gdyż przewidywany czas, po którym można oczekiwać względnej poprawy stanu zdrowia szacuje się na trzy do pięciu lat.

O ile chorym dotkniętym kandydozą ogólnoustrojową z reguły wystarcza wdrożenie diety prozdrowotnej, to obciążeni kandydozą odziedziczoną po rodzicach kurację powinni rozpocząć od monodiety przeznaczonej dla ciężkich przypadków alergii. Jest to uzasadnione faktem, że ciężkiej kandydozie nader często towarzyszą alergie pokarmowe, które nawet po wdrożeniu monodiety trudno jest wyeliminować.

Drugim newralgicznym miejscem u osób obciążonych kandydozą odziedziczoną po rodzicach są jama nosowa oraz zatoki czaszkowe, a także, najprawdopodobniej, w przestrzeni podpajęczynówkowej*. W przestrzeniach tych w obydwu grupach chorych, z jakiegoś nieznanego powodu, gromadzą się nieprawdopodobne ilości zgęstniałej, ropnej flegmy. Nie trzeba chyba dodawać, że jest to doskonałe siedlisko dla grzyba C. albicans. Gdy, po uszczelnieniu nabłonka jelitowego, organizm przystępuje do ewakuacji flegmy, chory nie może uwierzyć, że może jej być tak dużo, i że tak długo może to trwać. Niektórzy próbują „coś z tym zrobić”; jakoś zablokować. Najpierw „klasycznie” – antybiotykami. Jeśli to nie pomoże, a nie pomoże, medycyna akademicka ma jeszcze w zanadrzu chirurgiczne czyszczenie zatok, za pomocą młotka, dłuta i wiertaki. Potem chorzy chwytają się metod tzw. medycyny naturalnej, która oferuje im najrozmaitsze suplementy, płukania, inhalacje, zasuszenie lampą, a więc pozostawienie nie dość, że pożywki dla grzyba C. albicans, to jeszcze jego przetrwalników w głowie chorego. Taka tykająca bomba zegarowa.

* Przestrzeń podpajeczynówkowa to przestrzeń pomiędzy dwoma oponami mózgowo-rdzeniowymi – pajęczynówką a oponą miękką. Przechodzą przez nią naczynia krwionośne oraz nerwy: w obrębie czaszki – czaszkowe, w obrębie rdzenia kręgowego – rdzeniowe, zwane korzeniami nerwowymi, potocznie korzonkami.

Także homeopatia nie pozostaje tutaj w tyle i oferuje rozmaite krople mające rzekomo zabijać komórki patogenów, ale pozostawić przy życiu komórki organizmu żywiciela. Problem z homeopatią polega nie na tym, że ona nie działa, tylko na tym, że ona działa, tylko nikt nie wie, jak. Sami homeopaci tego nie wiedzą. Szkopuł w tym, że nie można przewidzieć negatywnego i długofalowego działania homeopatii. Homeopaci twierdzą, rzecz jasna, że homeopatia nie ma działań ubocznych. Ale skąd to wiedzą, skoro sami nie wiedzą, jak toto działa? Czcza paplanina. Fakty są takie, że po zastosowaniu kropel bądź kulek homeopatycznych, coś rzeczywiście się dzieje – objawy łagodnieją, chory ma wrażenie, że wraca do zdrowia. Ale na krótko, bo gdy tylko przestanie stosować leki homeopatyczne, objawy wracają ze zdwojoną siłą.

Ostatnio coraz popularniejsze są urządzenia elektryczne emitujące słabe sygnały elektryczne bądź fale elektromagnetyczne, służące do zabijania patogenów. I tu znowu następuje chwilowa poprawa, po której objawy powracają ze zdwojoną siłą. Dlaczego? A co się dzieje z ciałami owych zabitych patogenów? Znikają? Bynajmniej. Pozostają w tkankach, w których zostały zabite, gdzie się rozkładają, jak to trupy. Czy może dziwić, że po kuracji jest gorzej niż przed kuracją?

Niestety, bez ewakuacji flegmy zalegającej w przestrzeniach czaszki, zlikwidowanie kandydozy jest po prostu niemożliwe, zwłaszcza u osób obciążonych kandydozą odziedziczoną po rodzicach, których organizm nie wytwarza przeciwciał przeciwko grzybom z gatunku Candida, głównie C. albicans. Jedyne, co pozostaje, to uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż organizm doprowadzi ewakuację pożywki grzyba C. albicans do końca – do ostatniej kropli.

Znacznie lepiej jest w przypadku dzieci obciążonych kandydozą odziedziczoną po rodzicach, u których proces zdrowienia poprzez działanie profilaktyczne jest znacznie krótszy, ale dla rodziców i tak jest zbyt długi, zwłaszcza że trudno obojętnie znosić widok cierpiącego dziecka, a co dopiero swojego. W takich sytuacjach należy wziąć pod uwagę, że to inwestycja w przyszłość naszego dziecka, i że później byłoby o wiele trudniej.

Autor: Józef Słonecki