Bioenergoterapia jest bardzo przydatna we wszelkiego rodzaju masażach. Zauważyłem to dawno temu, ale szybko doszedłem do wniosku, że szkoda zachodu na byle jakie masaże, polegające tak naprawdę na głaskaniu skóry, skoro można uzyskać efekty o wiele lepsze, usuwając za pomocą ucisków wspartych bioenergią zmiany zwyrodnieniowe, dość obszernie opisane w artykule Magazynowanie toksyn w tkankach łącznych.
Po latach praktyki wypracowałem swój własny masaż. Najbardziej przypomina on starojapoński masaż shiatsu, zwany akupunkturą bez igieł, polegający na uciskaniu kciukiem albo palcami dłoni, czasami całą dłonią odpowiednich punktów ciała pacjenta. Na tym w zasadzie podobieństwo się kończy, nie biorę bowiem pod uwagę akupunkturowych „numerków”, jak to zaleca masaż shiatsu, lecz sam wybieram miejsca masażu, nie kierując się jakimikolwiek narzuconymi instrukcjami. Gdybym miał jakoś stosowany przeze mnie masaż nazwać, nazwa musiałaby być długa i – co za tym idzie – niezgrabna, bowiem musiałby nazywać się: masaż uciskowy wybranych, chorobowo zmienionych miejsc.
Siłą rzeczy, w tym masażu wykorzystuję posiadane właściwości paranormalne na dwa sposoby – do wykrywania patologii oraz rozbijania zwapnień, popularnie zwanych zwyrodnieniami.
Zawsze powtarzam, że byłbym w luksusowej sytuacji, gdyby przyczyna bólu tkwiła tam, gdzie pokazuje pacjent, że go boli. Takie przypadki, owszem, zdarzają się, ale bardzo rzadko. Zdecydowana większość dolegliwości bólowych to nerwobóle, których przyczyna tkwi zawsze nie tam, gdzie dają o sobie znać. Skądinąd wiadomo, że aby skutecznie, czyli nieodwracalnie usunąć dolegliwość, trzeba wpierw znaleźć, a następnie usunąć jej przyczynę. Czyli że nade wszystko ważna jest diagnoza. Ale to nie byle jaka diagnoza, tylko prawidłowa.
Stawiając diagnozę postępuję rutynowo, czyli staję za pacjentem siedzącym na krześle i wypytuję o jego dolegliwości, zwracając baczną uwagę nie na to, co mówi, lecz na to, jaki gest przy tym wykonuje. To jest bardzo skuteczna metoda stawiania wstępnej diagnozy, ale pod warunkiem, że ma się długoletnie doświadczenie.
Wstępna diagnoza pozwala mi ustalić usytuowanie patologii, która w przypadku nerwobólów najczęściej znajduje się w zupełnie innym miejscu zlokalizowanym zupełnie gdzie indziej niż wskazane przez pacjenta. Niemniej jednak jest to wstępna diagnoza, mnie zaś niezbędne są konkretne punkty, z których należy usunąć przyczynę dolegliwości pacjenta. Do tego celu bardzo przydatna jest doskonała znajomość topografii warstw powięziowych oraz czucie w palcach.
Warstwy powięziowe to najogólniej rzecz ujmując okostne oraz tkanki bezpośrednio do nich przylegające. Po latach praktyki mam doskonałą orientację, jak powinna wyglądać warstwa powięziowa w każdym miejscu ciała, toteż z łatwością mogę wyłowić każdą nieprawidłowość, mogącą podrażniać przebiegający tamtędy nerw.
Poza tym otoczki nerwów (nanerwia) także ulegają zmianom zwyrodnieniowym. Szkopuł w tym, że mogą to być niewielkie stany zapalne, trudne, czasami wręcz niemożliwe do wyczucia palcami. W tych przypadkach pomocna jest umiejętność lokalizowania stanów zapalnych za pomocą zdolności bioenergoterapeutycznych.
Medyczna propaganda zdołała przekonać społeczeństwo, że zmiany zwyrodnieniowe pojawiają się po prostu z wiekiem, i że zaradzić temu nie sposób. Pozostają jedynie leki przeciwbólowe i operacje chirurgiczne. Masaż bioenergetyczny zadaje kłam tym twierdzeniom. Mam sporo udokumentowanych przypadków, gdy pacjent wykonał zdjęcie rentgenowskie przed serią (najczęściej czterech) zabiegów, na którym widoczne są ewidentne zwapnienia. Większość tego nie robi, ale niektórzy, ze zwykłej ciekawości, wykonują zdjęcie rentgenowskie po serii zabiegów. I co się okazuje? Otóż okazuje się, że zmienia się obraz rentgenowski. Że niemożliwe do usunięcia (według medycyny) zmiany zwyrodnieniowe... zniknęły. Tłumaczenie zazwyczaj jest takie, że przy poprzednim zdjęciu aparat musiał być zepsuty.
Na proces zwyrodnieniowy składają się cztery etapy. Pierwszy to nagromadzenie w którymś miejscu toksycznych złogów, których mechanizmy wydalnicze nie zdołały wydalić, więc organizm, nie mogąc pozwolić, by krążyły w płynach ustrojowych (krwi i limfie), odłożył je poza układem krążenia. Na tym etapie złogi są jeszcze miękkie niczym plastelina i nie widać ich na zdjęciu rentgenowskim. Stosunkowo łatwo dają się wygniatać za pomocą ucisków, po czym zostają wchłonięte do układu limfatycznego, więc najczęściej po jednym zabiegu nie ma po nich śladu.
W drugim etapie procesu zwyrodnieniowego toksyczne złogi tężeją do postaci twardej gumy. Są jeszcze stosunkowo miękkie, więc nie są widoczne na zdjęciu rentgenowskim. Są oporne na masaż uciskowy, ponieważ ich struktury nie można zmienić uciskiem. Zachowują się jak typowa guma – niby poddają się, ale zaraz wracają do pozycji wyjściowej. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest poddanie ich klasycznemu oddziaływaniu bioenergetycznemu. Podczas tego zabiegu usuwam ze zmiany zwyrodnieniowej zbitą bioplazmę, tworzącą nadpole energetyczne. Tym sposobem organizm pacjenta dostaje impuls inicjujący rozpoczęcie procesu usuwania owego toksycznego złogu, dzięki czemu podczas kolejnego masażu, który przeprowadzam cztery tygodnie później, zmiana zwyrodnieniowa uzyskuje konsystencję plasteliny, która po wygnieceniu wchłania się do układu limfatycznego. Często jednak część gumowatej struktury toksycznych złogów pozostaje w stanie niezmienionym, więc zabieg trzeba powtórzyć dwa, trzy razy, żeby spowodować całkowite wchłonięcie nagromadzonych złogów.
W trzecim etapie procesu zwyrodnieniowego w gumowatych złogach zachodzą zaskakujące zmiany. Pojawia się na nich cienka otoczka wapniowa, niczym skorupka jajka, wypełniona półpłynną masą. Na tym etapie zmiany zwyrodnieniowe są już widoczne na zdjęciu rentgenowskim jako jasne, nieukształtowane smugi. Przez radiologów opisujących zdjęcia rentgenowskie smugi te są interpretowane jako zmiany zwyrodnieniowe. Medycyna nie przyjmuje do wiadomości, że zmiany zwyrodnieniowe można wycofać, w związku z czym nie różnicuje ich na wczesne i zaawansowane. W opisie pojawia się jedynie lakoniczna informacja – zmiany zwyrodnieniowe. I już, i nic więcej. Tymczasem istnieje ogromna różnica między wczesnymi a zaawansowanymi zwapnieniami. Masując te pierwsze czuję pod palcami charakterystyczne trzaski pękającej wapiennej otoczki, do złudzenia przypominające kruszenie skorupki jajka. Po tym zabiegu zarówno półpłynne toksyny, jak i osłaniająca je wapienna otoczka, wchłaniają się do układu limfatycznego.
Czwarty etap procesu zwyrodnieniowego to zaawansowane zwapnienia. Na zdjęciach rentgenowskich są bardzo wyraźne. Podczas masażu mam wrażenie, iż dotykam kości, ale skądinąd wiem, że w tym miejscu nie ma kości. Tego typu zwyrodnienia mają charakter nieodwracalny i nic się nie da z nimi zrobić. Mogłoby się wydawać, że nieodwracalne zmiany zwyrodnieniowe dotyczą wyłącznie starców. W większości przypadków tak właśnie jest, niemniej jednak w swojej praktyce, co prawda rzadko, ale jednak spotykam osoby przed czterdziestką, czyli stosunkowo młode ze zmianami zwyrodnieniowymi typowymi dla starców.
Obecnie coraz częściej spotykam młodzież z charakterystycznymi wadami rozwojowymi, wśród których dominują mniej lub bardziej widoczne skrzywienia kręgosłupa. Rutynowo tego przypadki kierowane są na tak zwane ćwiczenia korekcyjne. Tak naprawdę są to wygłupy służące wyłącznie sumieniu rodziców, by mieli poczucie, że robią co należy dla swoich dzieci. Tymczasem chyba nikt nie zna przypadku, by owe ćwiczenia były rzeczywiście korekcyjne, a więc żeby komuś skorygowały skrzywienie kręgosłupa, cokolwiek to znaczy. Szkopuł w tym, że przyczyną skrzywienia kręgosłupa nie jest brak ćwiczeń korygujących, zaś bez usunięcia przyczyny nie można usunąć jakiejkolwiek wady.
Przyczyną rozwojowego skrzywienia kręgosłupa jest nierównomierny wzrost par mięśni przykręgowych, których zadaniem jest utrzymanie poszczególnych kręgów w pionie. Prawdziwie korygującym zabiegiem w tej sytuacji jest masaż punktowy, mający na celu skorygowanie przerostu tego z pary mięśni międzykręgowych, którego dominacja przekrzywia kręgosłup. Trzeba jednak mieć na uwadze, że im wcześniej zostanie podjęte odpowiednie działanie, tym większa jest szansa na prosty kręgosłup.
Chorób, które można wyleczyć masażem bioenergetycznym, jest bardzo dużo, dlatego ograniczę się do tych najbardziej typowych. Na pierwszym miejscu postawiłbym migrenowe bóle głowy, których przyczyna w zdecydowanej większości tkwi w zmianach zwyrodnieniowych na szlaku przebiegu nerwów czaszkowych, przede wszystkim u podstawy czaszki oraz w obrębie kręgów szyjnych i pasa barkowego. W przypadku tej choroby masaż bioenergetyczny jest prawdopodobnie stuprocentowo skuteczny.
Drugim na liście schorzeń, z którymi w swej praktyce najczęściej mam do czynienia, jest zespół barkowy. Najogólniej rzecz ujmując, są to bóle o szerokim zakresie, obejmujące łopatki, ramiona, łokcie (tzw. łokieć tenisisty). Częstym objawem zespołu barkowego jest drętwienie palców.
Często przychodzi mi się zmierzyć z niezapalnymi bólami stawów. Chodzi o przypadki, gdy stawy nie są ani obrzęknięte, ani zaczerwienione, ale bolą. Najczęściej przyczyna tego typu bólów tkwi nie w samych stawach, lecz w otaczającej je torebce stawowej, czyli na zewnątrz. W takich wypadkach wystarczy odnaleźć źródło bólu i je rozmasować.
Prawdę mówiąc, w swojej praktyce częściej posługuję się masażem bioenergetycznym niż klasyczną bioenergoterapią. Dziś już nie zliczę, ile migrenowych bólów głowy, bólów barków, szyi, pleców, klatki piersiowej, brzucha, szczęk, rąk, nóg i w ogóle wszelkich innych bólów bądź dokuczliwych cierpnięć i mrowień – ile tego wyleczyłem za pomocą masażu bioenergetycznego.
Autor: Józef Słonecki