Jak dotychczas, fizyka uznaje tylko cztery oddziaływania podstawowe: elektromagnetyczne, grawitacyjne, słabe i silne. Dwa ostatnie dotyczą cząstek elementarnych, więc są zbyt egzotyczne, by mogły posłużyć jako przykład dla wyjaśnienia równie egzotycznych oddziaływań, jakimi są oddziaływania geopatyczne. Za to z oddziaływaniami elektromagnetycznym i grawitacyjnym mamy do czynienia na co dzień, więc powinny ułatwić zrozumienie równie powszechnego oddziaływania geopatycznego.
Promieniowanie elektromagnetyczne to po prostu emisja fotonów. Foton to taki dziwny kwant (najmniejsza porcja) energii, którego masa spoczynkowa wynosi zero, czyli że go nie ma. Dopiero energia źródła promieniowania elektromagnetycznego (mierzona w elektronowoltach – eV) pobudza fotony; niejako powołuje do istnienia, warunkiem którego jest ruch.
Pobudzone fotony poruszają się w linii prostej od emitera, drgając z częstotliwością (mierzona w hercach – Hz) zależną od ich energii – im większą energię posiada poszczególny foton, tym jego drgania są częstsze.
Fotony poruszają się w postaci fali (drgając cyklicznie) ze stałą prędkością, równą prędkości światła (w próżni 299 792 458 m/s), w związku z czym pomiędzy powtarzalnymi punktami amplitudy drgań pokonują określoną drogę, zwaną długością fali.
Reasumując: charakter promieniowania elektromagnetycznego zależy jedynie od energii pojedynczych fotonów. Jednak pomiar tej energii jest bardzo trudny, toteż o wiele łatwiej (i praktyczniej) jest zmierzyć częstotliwość drgań pasma fotonów, by na tej podstawie określić, jakie są pozostałe parametry tegoż pasma – energia poszczególnych fotonów oraz długość fali.
Fizyka wyróżnia wiele pasm promieniowania elektromagnetycznego, a najbardziej znane są:
- fale radiowe – energia pojedynczego fotonu: poniżej 1,24 µeV, częstotliwość drgań: poniżej 300 MHz, długość fali: poniżej 1 m,
- mikrofale – energia pojedynczego fotonu: od 1,24 µeV do 1,24 meV, częstotliwość drgań: od 300 MHz do 300 GHz, długość fali: od 1 m do 1mm,
- podczerwień – energia pojedynczego fotonu: od 1,24 meV do 1,6 eV, częstotliwość drgań: od 300 GHz do 400 THz, długość fali: od 1mm do 380 nm,
- światło widzialne – energia pojedynczego fotonu: od 1,6 eV do 3,4 eV, częstotliwość drgań: od 400 THz do 789 THz, długość fali: od 380 nm do 780 nm,
- ultrafiolet – energia pojedynczego fotonu: od 3,4 eV do 124 eV, częstotliwość drgań: od 789 THz do 30 PHz, długość fali: od 10 nm do 400 µm,
- promieniowanie rentgenowskie – energia pojedynczego fotonu: od 124 eV do 250 keV, częstotliwość drgań: od 30 PHz do 60 EHz, długość fali: od 10 µm do 5 pm,
- promieniowanie gamma – energia pojedynczego fotonu: powyżej 250 keV, częstotliwość drgań: powyżej 60 EHz, długość fali: poniżej 5 pm.
Promieniowanie elektromagnetyczne oddziałuje na materię na trzy zasadnicze sposoby: przenika, zostaje pochłonięte, zostaje odbite od powierzchni.
Żyjemy w istnym gąszczu promieniowań elektromagnetycznych, które w jakiś sposób oddziałują na nasz organizm – przenikają albo zostają przezeń pochłonięte bądź odbite. Rzadko kiedy o tym wiemy, bowiem nasze zmysły odbierają tylko dwa rodzaje promieniowania elektromagnetycznego – podczerwień, którą czujemy jako ciepło, i światło widzialne, na które reagują siatkówki naszych oczu.
Nauka jest w tej szczęśliwej sytuacji, że promieniowanie elektromagnetyczne to strumień fotonów, które można wykryć za pomocą specjalistycznych przyrządów. Z tego względu oddziaływanie elektromagnetyczne jest wszechstronnie przebadane i opisane na tyle wystarczająco, że nikt nie ma wątpliwości co do jego istnienia.
Inaczej rzecz ma się z oddziaływaniem grawitacyjnym. Wprawdzie występuje ono powszechnie, nawet zwane jest ciążeniem powszechnym, ale nauka nie zna kwantu, czyli cząstki elementarnej owego oddziaływania. Wiadomo tylko, że wszystkie obiekty posiadające masę (a więc także wzbudzony foton), oddziałują na siebie wzajemnie, przyciągając się. Natomiast nikt nie wie, jak to się dzieje.
Także nasze zmysły nie odczuwają pola grawitacyjnego. Z zawiązanymi oczami nie czujemy, czy znajdujemy się w parterowym domku, czy też nad głową wiszą setki ton drapacza chmur. Ba! Żaden przyrząd nie potrafi zmierzyć oddziaływania grawitacyjnego, mimo że jest ono powszechne i skądinąd wiadomo, że permanentnie oddziałuje na nas pole grawitacyjne Księżyca, Słońca, planet układu słonecznego, Drogi Mlecznej, pozostałych galaktyk; wszystkiego, co znajduje się we Wszechświecie. Jednak nikt tego nie potrafi udowodnić, więc pozostaje zawierzyć naukowcom, że tak jest.
Nauce niezbędna była elementarna jednostka pola grawitacyjnego, ponieważ inaczej nie byłoby możliwe sporządzenie modelu matematycznego, opisującego relacje zachodzące pomiędzy obiektami posiadającymi masę, więc demokratycznie, czyli większością głosów, została przyjęta fikcyjna (naukowo zwana hipotetyczną) cząstka elementarna pola grawitacyjnego, którą nazwano grawiton. Cząstka taka nie istnieje, zarówno w praktyce, jak i w teorii, ponieważ jej definicja brzmi: „Grawiton – hipotetyczna cząstka elementarna, która nie ma masy ani ładunku elektrycznego i przenosi oddziaływanie grawitacyjne.” Jak by to kuriozalnie nie zabrzmiało, grawiton jest podstawą kwantowych teorii grawitacji.
Stworzenie hipotetycznej jednostki grawitacji pozwoliło na stworzenie równie hipotetycznego modelu matematycznego pola grawitacyjnego, ale tak naprawdę nic o nim nie wiadomo. Nie wiadomo na przykład, w którą stronę poruszają się grawitony – od obiektu większego do mniejszego, czy może odwrotnie, albo w obie strony. Nie wiadomo też, z jaką prędkością się poruszają, czy w ogóle się poruszają, a jeśli nie, to w jaki sposób pokonują przestrzeń. Na te pytania nauka nie zna odpowiedzi.
Najnowsze badania wykazują, że nauka do tej pory poznała niewiele, bo zaledwie 4% składników Wszechświata. Pozostałe 96% to materia, nazwana ciemną (około 23%), i energia, także nazwana ciemną (około 73%).
Składniki Wszechświata według najnowszych badań
Nazwa ciemnej materii bierze się stąd, że nie odbija promieniowania, więc nie świeci światłem odbitym. W ogóle ciemna materia w żaden sposób nie wpływa na promieniowanie – nie pochłania go, nie rozszczepia ani nie odgina. Z tych powodów obecności ciemnej materii nie sposób potwierdzić eksperymentalnie. Skąd w takim razie wiadomo, że ciemna materia w ogóle istnieje?
Jedynym dowodem na istnienie ciemnej materii są wyniki obliczeń, z których wynika, że gdyby Wszechświat składał się tylko ze znanej dotychczas nauce materii widzialnej, to musiałby zachowywać się zupełnie inaczej, niż się zachowuje. Pomiar szybkości obrotu galaktyk wskazuje, że oprócz obserwowanych gwiazd wypełnia je jakaś inna materia, która wpływa na ich ruch. Obliczenia wykazały, że owej niewidzialnej (ciemnej) materii jest aż osiem razy więcej niż materii widzialnej, czyli że masa galaktyk jest dziewięć razy większa, niż dotychczas sądzono.
Gdyby masa Wszechświata była sumą materii widzialnej i ciemnej materii, to grawitacja galaktyk spowolniłaby jego rozszerzanie się. W konsekwencji nastąpiłoby zatrzymanie ekspansji, a następnie kurczenie się Wszechświata, wskutek czego galaktyki zaczęłyby się zderzać, aż w końcu cały Wszechświat zapadłby się. Tymczasem dzieje się akurat odwrotnie – Wszechświat rozszerza się coraz szybciej. Musi zatem istnieć jakaś energia odpychająca. Naukowcy obliczyli, że owej energii jest niemalże trzykrotnie więcej od materii. Pod wieloma względami jest ona podobna do ciemnej materii, ponieważ jak ona nie może emitować, pochłaniać ani zaginać światła, w przeciwnym bowiem razie już dawno zostałaby wykryta. Przez analogię nazwano ją ciemną energią.
Tak więc okazuje się, że żyjemy w istnym gąszczu przenikających nas na wskroś energii, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ale nie zawsze tak było. Ludzie od zarania dziejów wiedzieli, że istnieją moce mające wpływ na wszystkie organizmy żywe. Zawsze byli i są ludzie szczególnie obdarzeni przez naturę, którzy potrafią owe moce postrzegać i w jakiś sposób okiełznać.
O ile relacje ludzi z darem postrzegania tajemniczych mocy mogą być, i zapewne są w jakimś stopniu subiektywne, to obserwacja zwierząt i roślin potwierdza owe ludzkie postrzeżenia w sposób obiektywny. Nie ma w tym nic dziwnego, bo jeśli ciemna energia jest tak powszechna, a raczej nikt w to nie wątpi (prócz niepoprawnych niedowiarków), to mało prawdopodobne jest, żeby żywe organizmy nie zechciały zaadaptować jej na własne potrzeby. Skoro tak, to wszystkie organizmy żywe muszą reagować na zmiany nasilenia pola ciemnej energii, dotychczas nazywanej energią geobiologiczną. Nazwa ta wskazuje na związek między Ziemią (gr. geo), życiem (gr. bios) i rozumem kosmicznym (gr. logos). Wymyślili ją radiesteci, którzy od początku XX wieku starają się opisać wpływ promieniowania geobiologicznego na organizmy żywe w sposób naukowy. Szkopuł w tym, że narzędzia badawcze, którymi posługuje się radiestezja, do naukowych raczej nie należą.
Różdżka jest najstarszym przyrządem radiestezyjnym. Jej polska nazwa pochodzi od rózgi – bezlistnej, cienkiej gałązki; witki. Różdżce przypisywano magiczne właściwości, więc posłużyła jako prawzór różdżki czarodziejskiej, za dotknięciem której dokonują się cudowne przeobrażenia.
Różdżkę radiestezyjną wykonuje się z rozwidlonej, wiotkiej gałązki. Grubszy, pojedynczy koniec ucina się w miarę krótko, żeby różdżka nie była zbyt ciężka. Cieńsze końce, tworzące widełki, ucina się około 40 cm od rozwidlenia.
Klasyczny sposób trzymania różdżki
Klasycznym sposobem trzymania różdżki jest tzw. podchwyt, czyli chwyta się końcówki widełek obiema dłońmi od spodu, ale nie zaciska się na nich wszystkich placów, lecz opiera się je we wgłębieniach między kciukiem a dłonią i dociska małymi palcami. W ten sposób powstaje niestabilny układ, z którego różdżka chce się wymknąć w górę lub w dół. Teraz wystarczy ustawić ją w pozycji wyrównanej, w której różdżka nie może się zdecydować, czy ma się wymknąć w górę, czy w dół, więc musi zachować stabilność.
Prawidłowo trzymana różdżka zachowuje się jak bardzo czuły przyrząd, bowiem najlżejsze drżenie mięśni przedramion wywołuje wyzwolenie ze stanu bezwładności i jej końcówka wymyka się w górę lub w dół. By poprawić czułość różdżki, radiesteci często zdejmują z niej korę, dzięki czemu końcówki stają się śliskie, a więc różdżkę trudniej jest utrzymać w pozycji wyrównanej.
Wbrew pozorom, różdżka jest przyrządem zadziwiająco precyzyjnym, oczywiście w rękach doświadczonego różdżkarza, obdarzonego specyficznymi właściwościami paranormalnymi. Zadziwiające, jak pierwszy różdżkarz wpadł na to, że za jej pomocą można odnaleźć podziemne źródło wody, bo do tego przede wszystkim różdżka jest stworzona. Nie wiadomo, kiedy to było, w każdym razie różdżkarze od tysięcy lat wyznaczali miejsca kopania studni na pustyniach pomiędzy Chinami a Egiptem.
Od dawna spekuluje się, czy laska Mojżesza, po uderzeniu której wytrysnęła ze skały woda, w rzeczywistości nie była aby różdżką. Biblię należy rozpatrywać w dwóch aspektach – boskim i racjonalnym. Dla Boga cuda są typowym sposobem manifestowania obecności, toteż dywagacje, czy mający z Nim bezpośredni kontakt Mojżesz posłużył się laską czy różdżką nie mają jakiegokolwiek sensu. Natomiast jeśli spojrzymy na to wydarzenie z racjonalnego punktu widzenia, to takie wyjaśnienie jest warte rozważenia. Mojżesz w młodości odebrał solidne wykształcenie na dworze faraona, następnie przez 40 lat przebywał w pustynnej krainie Madianitów, gdzie mieszkał w domu kapłana Jetro, więc jest wysoce prawdopodobne, że poznał technikę poszukiwania wody za pomocą różdżki.
Od starożytności do końca XIX wieku różdżkarstwo zajmowało się ustalaniem najdogodniejszego miejsca na wykopanie studni, ale w początkach XX wieku stało się przedmiotem badań zbliżonych do naukowych. W roku 1929 we Francji powstało Towarzystwo Przyjaciół Różdżkarstwa. Jego założyciel, ksiądz Abbe Alexis Bouly, zaproponował zmianę nazwy różdżkarstwa na radiestezję (łac. radiatio – promieniowanie i gr. aesthesia – wrażliwość). Radiesteci, prócz poszukiwania ujęć wody, zajmują się m.in. badaniem promieniowania geobiologicznego.
Wody opadowe (deszcz i śnieg) wsiąkają w glebę ziemi, pokonują warstwę przepuszczalną, składającą się najczęściej z piachu, żwiru, iłu, i napotykają na skalistą warstwę nieprzepuszczalną, która znacznie spowalnia przenikanie wody do położonych głębiej złóż wgłębnych i głębokich. Dlatego większość wód opadowych pozostaje w pobliżu powierzchni gruntu, jako wody podskórne.
Grawitacja sprawia, że wody podskórne przesączają się coraz niżej, aż napotkają na warstwę nieprzepuszczalną. Wówczas przemieszczają się po pochyłościach warstwy nieprzepuszczalnej swoistymi kanałami (podziemnymi ciekami wodnymi) by w końcu wybić na powierzchnię jako źródełko zasilające strumyk. Strumyki zbierają się w strumienie, te zaś w potoki, które wpadają do rzek.
Przekrój powierzchni Ziemi
Nas najbardziej interesują owe podziemne cieki wodne, spływające po nierównościach warstwy nieprzepuszczalnej. W zasadzie słowo „spływające” nie ma tutaj uzasadnienia, w rzeczywistości bowiem woda w nich nie płynie, niczym w podziemnej rzece. Nawet nie cieknie, lecz powolutku przesącza się między ziarnami piasku i żwiru, dzięki czemu wody opadowe, po wsiąknięciu w grunt niczym w gąbkę, zasilają rzeki między opadami, a nawet podczas długotrwałych susz.
Ponad podziemnym ciekiem wodnym istnieją trzy strefy promieniowania geopatycznego – jedno pionowe oraz dwa boczne, które są około pięć razy słabsze od promieniowania pionowego. Właśnie te strefy są przedmiotem badań radiestety podczas poszukiwania miejsca najkorzystniejszego do wykopania studni.
Przekrój poprzeczny podziemnego cieku wodnego
Radiesteta przemierza teren badań wolnym krokiem, a różdżka informuje go, w jakiej strefie promieniowania się znajduje. Jeśli różdżka pozostaje w pozycji wyrównanej to znaczy, że w pobliżu nie przebiega podziemny ciek wodny. Gdy radiesteta połową ciała przekroczy krawędź promieniowania bocznego, to różdżka ugnie się w dół (u niektórych, zwłaszcza początkujących, w górę). Po przekroczeniu krawędzi promieniowania bocznego różdżka nadal pozostaje w pozycji ugiętej. Strefę tę nazwano zapowiadającą, ponieważ zapowiada ona strefę promieniowania pionowego. Gdy środek stopy radiestety przekroczy krawędź promieniowania pionowego, następuje gwałtowne wybicie różdżki w dół.
Podziemna krawędź pionowego promieniowania cieku i odległość między uchyleniem a wybiciem różdżki tworzą boki przyprostokątne trójkąta prostokątnego równoramiennego, skąd łatwo wywnioskować, że głębokość badanego cieku wodnego równa się odległości pomiędzy uchyleniem a wybiciem różdżki.
Analiza radiestezyjna terenu to wielogodzinne pomiary, podczas których radiesteta wbija kołki wyznaczające krawędzie promieniowania pionowego i bocznego wszystkich podziemnych cieków wodnych. Na podstawie zebranych danych powstaje trójwymiarowa mapa podziemnych cieków wodnych (w skali 1 : 50), kojarząca się z przebiegiem płytkich i głębokich żył krwionośnych, których także nie widać, choć wiadomo, jak przebiegają. Dlatego podziemne cieki wodne nazywane bywają żyłami wodnymi.
Przykładowy przebieg żył wodnych
Żyły wodne leżą na różnej głębokości (zwykle 5 - 8 m), więc mogą przebiegać jedne pod drugimi, tworząc tak zwane skrzyżowanie żył wodnych. Mogą przebiegać równolegle do siebie albo oddalać się od siebie.
Żyły wodne mają szerokość od kilku centymetrów do kilku metrów, zaś ich długość wynosi zazwyczaj od kilku metrów do kilku kilometrów. Wszystkie one odprowadzają wody opadowe do ujścia, którym może być większa żyła wodna bądź źródło, zarówno powierzchniowe, zasilające strumień, jak i podwodne, usytuowane pod lustrem wody w brzegu potoku, rzeki, jeziora, morza, oceanu.
Niegdyś sądzono, że to żyły wodne emitują własne promieniowanie. Obecnie wiadomo, iż żyły wodne pełnią jedynie rolę swoistej soczewki, skupiającej promieniowanie geobiologiczne.
Nazwa zawierająca trzy greckie słowa (geo – Ziemia, bios – życie i logos – nauka) wskazuje wyraźnie, jakimi cechami charakteryzuje się to promieniowanie. Pierwszy człon nazwy wskazuje, że jest ono emitowane przez naszą planetę – Ziemię. Drugi człon nazwy wskazuje, że promieniowanie to jest związane z organizmami żywymi. Trzeci człon nazwy wskazuje, że badania owego promieniowania mają charakter poważny, a więc z zachowaniem kryteriów naukowych. Szkopuł w tym, że najbardziej precyzyjnym przyrządem używanym do badania owego promieniowania jest różdżka radiestezyjna. I to jest jedyny powód, dla którego radiestezji odmawia się statusu nauki.
Naukowo czy nie, radiesteci odkryli, że promieniowanie geobiologiczne nie jest jednolite, lecz ma postać pionowych ścian.
Siatka geobiologiczna
Ściany siatki geobiologicznej są prostopadłe do siebie, zorientowane na linii północ-południe oraz wschód-zachód, na kształt oplatającej nasz glob siatki. Wielkość oczek i grubość ścian siatki nie jest stała, lecz zmienia się w zależności od położenia geograficznego. Na terenie Europy ściany siatki geobiologicznej mają grubość około 20 cm i oddalone są od siebie około 2 m w kierunku północ-południe oraz około 2,5 m w kierunku wschód-zachód.
Istnieją liczne teorie próbujące wyjaśnić fenomen geometrycznego rozkładu promieniowania geobiologicznego. W większości z nich jako podstawowy czynnik takiego rozkładu promieniowania pojawia się teza o krystalicznej budowie jądra Ziemi.
Nie trzeba ad hoc tworzyć nowej, nieznanej nauce energii, żeby wyjaśnić promieniowanie cieków wodnych i siatki geobiologicznej. Tę energię naukowcy już odkryli i nazwali ciemną energią. Nawet pobieżny rzut oka pozwala stwierdzić, że jak ulał pasuje ona do promieniowania geobiologicznego. Nie da się wykryć za pomocą dostępnych nauce urządzeń pomiarowych, ale jednak jest. Fizycy wprawdzie nie potwierdzają jej wpływu na organizmy żywe, ale też nie zaprzeczają. Po prostu badania nie idą w tym kierunku, co nie może dziwić, ponieważ narzędzie badawcze w postaci radiestety z różdżką nie może spełniać kryteriów naukowych.
Znajomość powierzchniowego rozkładu promieniowania geobiologicznego pozwala nie tylko ustalić najkorzystniejsze miejsce na wykopanie studni. Wielu radiestetów wykorzystuje znajomość tego rozkładu do poszukiwania złóż surowców naturalnych, co ma swój sens i jest wytłumaczalne logicznie, bowiem złoża, szczególnie rudy metali, mogą zakrzywiać pole promieniowania geobiologicznego jądra Ziemi, a więc mogą wpływać na obraz tego promieniowania. Z drugiej strony, różnica między promieniowaniem cieku wodnego a promieniowaniem złoża jest taka, że woda przeciskająca się miedzy ziarnami piachu jest niejako żywa; porusza się, złoże zaś leży odłogiem; jest jakby martwe. Dotyczy to także złóż wód głębinowych.
Coraz modniejsze wśród radiestetów, zwłaszcza domorosłych, staje się poszukiwanie rozmaitych dziwnych rzeczy, ukrytych pod powierzchnią Ziemi – lochów, grobowców, starych monet. Takie praktyki przeciągają radiestezję w kierunku okultyzmu, wskutek czego podważają powagę radiestezji jako dziedziny wiedzy o wpływie promieniowania geobiologicznego na organizmy żywe.
Istnieje teza, że bez promieniowania geobiologicznego życie na Ziemi nie mogłoby istnieć. Nie sposób tej tezy ani obalić, ani udowodnić, przynajmniej na dzisiejszym poziomie wiedzy, ale bez wątpienia promieniowanie geobiologiczne wywiera ewidentny wpływ na organizmy żywe. Pytanie brzmi: jaki jest ten wpływ – pozytywny czy negatywny. Wiele przesłanek przemawia za tym, że organizmy żywe wykorzystują jakąś nieznaną nauce formę energii do komunikowania się między sobą. Jest to szczególnie widoczne na poziomie komórkowym, okazuje się bowiem, że nasze ciało nie jest zbitkiem komórek wypełniających tkanki niczym plomby. Wprost przeciwnie. Komórki naszego ciała prowadzą ze sobą nieustającą wymianę informacji za pomocą jakiejś nieznanej nauce energii.
Siatka geobiologiczna i żyły wodne
Autor: Józef Słonecki