Oprócz pieniędzy, firmy farmaceutyczne mają na swoim koncie wiele wpadek, oszustw, nadużyć i rozmaitych krętactw, mających na celu wykręcenie się od odpowiedzialności za swoje czyny. Branża farmaceutyczna, mimo że skompromitowała się już wielokrotnie, nadal chce uchodzić za wiarygodną, ponieważ owa wiara jest niezbędna, by interes dalej się kręcił. Na skutek rozmaitych działań reklamowych pacjenci bezkrytycznie i bezmyślnie wierzą bez sprawdzania, że firmy farmaceutyczne chcą dla nich dobrze, i że swoje produkty produkują i sprzedają uczciwie. Ponadto bezmyślni pacjenci chcą wierzyć, że reklamy sączone do ich głów nie są reklamami, ale rzetelnymi i bezstronnymi opracowaniami merytorycznymi, opartymi na prawdziwych badaniach naukowych. W ten sposób podbudowuje się ego pacjenta, sugerując mu, że czerpie wiedzę o zakupach lekowych z "naukowych" źródeł. Jednak te badania nie są ani naukowe, ani rzetelne, ani bezstronne. To taki chwyt marketingowy; forma oszustwa. Nie należy wierzyć reklamom leków, gdzie zdrowy człowiek udaje chorego, a za chwilę gra uśmiechniętego i wyleczonego. Taki reklamowy obrazek zdecydowanie odstaje od rzeczywistości, którą można zobaczyć w przychodniach, szpitalach, hospicjach.
Nie tylko reklamom nie należy wierzyć, ale także artykułom rozpowszechnianym w tzw. fachowej prasie medycznej. W ostatnim czasie nadpsuta reputacja koncernu GlaxoSmithKline uległa dalszemu rozkładowi. Oficjalnie zostały potwierdzone przez wymiar sprawiedliwości USA zarzuty dotyczące korumpowania przez Glaxo lekarzy i ekspertów medycznych. Glaxo zostało przymuszone do zawarcia ugody, na mocy której ma zapłacić za swe naganne praktyki 3 miliardy dolarów. Udowodniono, że Glaxo manipulowało wynikami badań: niewygodne wyniki wykazujące istnienie skutków ubocznych leków były chowane do szuflady, natomiast te wygodne, a więc podkreślające zalety leków, były upubliczniane w prasie medycznej. Dobrze takie praktyki opisuje artykuł Richarda Smitha, redaktora BMJ: Pisma medyczne stanowią przedłużenie działów marketingu firm farmaceutycznych. Także polski wymiar ścigania, tj. prokuratura wespół z CBA, zainteresował się korumpowaniem polskich lekarzy przez Glaxo. Nie są to więc jakieś tam egzotyczne, mało ważne dla nas incydenty zza oceanu, ale jest to powszechna praktyka farmaceutyczna, zakorzeniona także w Polsce, nosząca wszelkie znamiona pandemii.
Grupa farmaceutyczna GlaxoSmithKline uruchomiła serwis ospawietrzna.pl, który kreowany jest na wiarygodną stronę na temat ospy wietrznej i zaledwie jednej wybranej metody radzenia sobie z tą chorobą - szczepieniem. Na wspomnianej stronie nie ma żadnej adnotacji typu "artykuł reklamowy", "informacje producenta", "reklama". Pacjent wchodząc na tę stronę ma odnieść wrażenie, że opublikowane tam informacje są prezentowane w sposób bezstronny, przyprawione tytułami wielu obcojęzycznych artykułów medycznych. Takowe mniemanie jest dodatkowo wzmocnione wyeksponowanym na każdej podstronie znakiem graficznym, tzw. certyfikatem HONcode, podpisanym następującym tekstem: Stosujemy się do standardu HONcode dla wiarygodnej informacji zdrowotnej.
Na głównej podstronie serwisu ospawietrzna.pl widzimy zdjęcie dziewczynki ze zmianami skórnymi charakterystycznymi dla ospy wietrznej. Naiwny pacjent może mniemać (nie mylić z myśleniem), że zdjęcie pochodzi z placówki służby zdrowia, i że dotyczy rzeczywistego zachorowania na ospę. Nic z tych rzeczy. Owo zdjęcie to klasyczne zdjęcie reklamowe, które zostało przystosowane do potrzeb reklamowych szczepionki na ospę wietrzną, przy pomocy retuszu w programie Photoshop. Autorem tego zdjęcia jest Ghenadii Boiko. Na oryginalnym zdjęciu dziewczynka nie ma żadnych oznak ospy, ani jednej krosty. Objawy chorobowe pojawiają się dopiero w programie do retuszu. Poniżej oryginalne zdjęcie, tj. bez żadnego retuszu, ani innego medycznego oszustwa, a pod nim zrzut ze strony należącej do GlaxoSmithKline Commercial Sp. z o.o.
Firmy farmaceutyczne wpływają w nieuczciwy sposób nie tylko na lekarzy, ale także na pacjentów. W Polsce obowiązuje zakaz reklam leków na receptę adresowanych do pacjentów. Glaxo ominęła ten zakaz reklamując nie lek, ale chorobę. Pacjent przestraszony jakąś chorobą, choć nie zna nazwy leku, sam zapyta lekarza o lekarstwo na tę chorobę. Bardzo prawdopodobne, że lekarza, który został wcześniej urobiony przez Glaxo. Co taki lekarz zaproponuje rodzicom?
Autor: Heniek