Miażdżyca tętnic (arteriosclerosis), zwana sklerozą, jest stwardnieniem tętnic spowodowanym utworzeniem się na ich ścianach twardych struktur w formie niewielkich tarczek, zwanych blaszkami miażdżycowymi.
Zadaniem tętnic jest dostarczenie krwi do wszystkich organów, z tym że ich zapotrzebowanie jest różne, zależne od aktywności w danej chwili. W normalnych warunkach ilością krwi dostarczanej do poszczególnych organów steruje autonomiczny układ nerwowy poprzez zmianę średnicy tętnic: rozszerzona tętnica – więcej krwi, zwężona tętnica – mniej krwi.
Jeśli tętnica zaopatrująca dany organ stwardnieje, traci elastyczność, wskutek czego podczas wzmożonej aktywności tego organu występuje jego niedokrwienie, które wiąże się z niedotlenieniem, zaś objawem niedotlenienia często bywa ból, toteż ludzie z miażdżycą naczyń wieńcowych serca odczuwają zamostkowy ból po niewielkim wysiłku, dotknięci miażdżycą tętnic nóg muszą co kilka kroków przystawać. Miażdżyca tętnic mózgu nie boli (mówi się nawet, że skleroza nie boli), ale utrudnia zapamiętywanie, co w konsekwencji prowadzi do otępienia starczego, zwanego demencją.
Miażdżyca tętnic rozpoczyna się od uszkodzenia cienkiej błonki wyściełającej je od wewnątrz. Pomyślicie sobie: – przecież we krwi nie krążą ani ostre, ani nawet twarde elementy, które by mogły tę błonkę uszkodzić... – To fakt. Wewnętrznej błonki wyściełającej wnętrze tętnic nie uszkadzają ostre czy twarde elementy, lecz zbudowane z ledwie kilku atomów wolne rodniki tlenowe, te same, których wyłapywaniem zajmuje się umyślnie podatny na utlenianie, czyli w rzeczy samej wyłapywanie wolnych rodników tlenowych, cholesterol LDL, ten sam, którego farmaceutyczno-medyczny kartel z całą perfidną premedytacją obarcza winą za powodowanie... miażdżycy tętnic.
Przez wyłom w wewnętrznej błonce przenika do głębszych warstw tętnicy krew i powstaje tętniak, który grozi wylewem krwi poza ścianę tętnicy. Żeby do tego nie dopuścić, trzeba na ów wyłom nałożyć łatkę, przy czym należy wziąć pod uwagę, że w tętnicach panuje bardzo wysokie ciśnienie, toteż łatka nie może być byle jaka. Musi być solidna, szyta podwójnymi nićmi, w jakimś sensie. Organizm rozwiązuje to w ten sposób, że przez wyłom w wewnętrznej błonce wychylają się makrofagi i wychwytują z krwi cząsteczki cholesterolu. Przeładowane cholesterolem makrofagi przeistaczają się w tak zwane komórki piankowate, które łącząc się ze sobą tworzą mocną i zarazem elastyczną łatkę uszczelniającą ścianę tętnicy.
Łatka to oczywiście rozwiązanie tymczasowe, jeśli nawet jest najlepszej jakości. Organizm posiada odpowiednie mechanizmy samonaprawcze, więc jest w stanie zregenerować wewnętrzną błonkę tętnicy i wyeliminować ową łatkę, ale nie w sytuacji, gdy w tętnicach buszują wolne rodniki tlenowe i co rusz czynią w nich świeże wyłomy. Organizm mógłby tę sytuację opanować zwiększając stężenie cholesterolu LDL, który jest świetnym „wyłapywaczem” wolnych rodników tlenowych, tymczasem farmaceutyczno-medyczny kartel nakazuje utrzymanie cholesterolu LDL na niskim poziomie, przypisując mu rzekomy udział w powstawaniu blaszki miażdżycowej. Równie dobrze można by przypisać straży pożarnej udział w powstawaniu pożarów, bo gdzie pożar, tam straż pożarna. W rzeczywistości cholesterol LDL ma związek z blaszką miażdżycową analogiczny do związku straży pożarnej z pożarami, które ona nie tylko gasi, ale także, albo nade wszystko zapobiega ich rozprzestrzenianiu się, przez co ogranicza czynione przez nie szkody.
Zastanawiacie się zapewne, dlaczego lekarze nakłaniają ufających im pacjentów do działania na własną szkodę. Robią to dla pieniędzy, bowiem dzięki ich staraniom statyny są najlepiej sprzedającymi się lekami na świecie, a to dzięki temu, że koncerny farmaceutyczne sowicie nagradzają gorliwych wypisywaczy recept.
Organizm nie znosi prowizorek, nad które przekłada rozwiązania radykalne, toteż jeśli uniemożliwi mu się zregenerowanie uszkodzenia, wdraża wariant B, którym jest wapnienie. W większości miejsc ciała zwapnienia patologicznych struktur zdają egzamin, ale nie we wszystkich, a już w ścianach tętnic są one szczególnie niekorzystne, chociaż trudno orzec, czy lepsze byłyby łaty na łatach grożące pęknięciem i wylewem. W każdym razie organizm wybiera zwapnianie, w którym to procesie miękki cholesterol w komórkach piankowatych zostaje zastąpiony twardym wapniem, wskutek czego powstaje trwała struktura – blaszka miażdżycowa.
Mankamentem blaszki miażdżycowej jest to, że usztywnia ścianę tętnicy, uniemożliwiając zwiększenie przepływu krwi, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale nie tylko to, bowiem wapienna powierzchnia blaszki miażdżycowej absorbuje wapń, przez co staje się ona coraz grubsza i grubsza, wskutek czego w skrajnych przypadkach tętnica może utracić drożność. Można ów proces spowolnić ograniczając stężenie wapnia nieorganicznego we krwi, tymczasem zalecenia medyczne nakazują... suplementację preparatami wapnia w tabletkach.
Organizm posiada stosowne mechanizmy regulujące poziom wapnia we krwi, dzięki którym nie wchłania tego pierwiastka ponad potrzebę, ale medycy akademiccy odkryli, a domorośli podchwycili, że mechanizmy te można oszukać suplementując witaminę D3. O dziwo, i jedni, i drudzy zgodni są, że poziom pochodnej 25(OH)D w surowicy krwi powinien zawierać się między 30 a 50 ng/ml, bo na to rzekomo wskazują wyniki badań. Trzeba dodać: starych badań, gdyż ostatnio aż trzy zespoły badawcze doszły do zgoła odmiennych wniosków. Najpierw naukowcy z nowozelandzkiego Uniwersytetu w Auckland porównali wyniki dwudziestu trzech badań, w których udział wzięło 4.082 zdrowych ochotników w wieku około 59 lat. Okazało się, że u osób, które przyjmowały suplementy witaminy D3 przez 2 lata nie zaobserwowano rzadszych przypadków osteoporozy niż u pozostałych uczestników badań, którzy suplementów tej witaminy nie przyjmowali. Do podobnych wniosków doszli naukowcy z U.S. Preventive Services Task Force. Stwierdzili oni bowiem, że dodanie 400 j.m. witaminy D3 i 1000 mg wapnia do zdrowej diety nie zmniejsza ryzyka złamań kości wśród kobiet po menopauzie. Kolejni naukowcy, tym razem z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore, przyjrzeli się skutkom zwiększonego spożycia witaminy D3 i doszli do wniosku, że poziom 25(OH)D w surowicy krwi wyższy niż 21 ng/ml wiązać się może ze wzrostem stężenia białek c-reaktywnych (CRP), co prowadzi do twardnienia naczyń krwionośnych i zwiększonego ryzyka chorób układu krążenia.
Gdyby medycyna była nauką, do jakiego to miana prawo sobie uzurpuje, to najnowsze badania albo potwierdzałyby poprzednie, albo je obalały, bo takie są kryteria naukowe. Medycyna natomiast kieruje się innymi kryteriami – wszystkie badania są aktualne, ale najaktualniejsze wcale nie te ostatnie, jeśli nawet obalają poprzednie, lecz te, które wskazują na potrzebę, a jeszcze lepiej konieczność zakupu leków bądź suplementów, bowiem bez nich może być tak źle, że aż strach się bać. Chronologia ani niezgodność wniosków z tych badań nie mają tutaj znaczenia. W tej wolnej amerykance autorzy propagandowych publikacji mają całkowitą swobodę wyboru tych źródeł „naukowych”, które najlepiej oddają nie rzeczywistość, lecz przekonanie czytelników do konieczności zakupu jakichś leków bądź suplementów, toteż tego typu publikacje kończy długa lista bibliografii, przy czym wyników najnowszych badań może tam nie być, jeśli nie są zgodne z tym, czego autor chce dowieść, bądź zgoła zaprzeczają temu. Nie trzeba chyba dodawać, że tego typu publikacje są pisane na zamówienie bądź sponsorowane. Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia w przypadku witaminy D3 – wyniki badań wskazują, że nie trzeba, a nawet że to szkodliwe, mimo to propaganda każe nadal podawać tę witaminę ciężarnym, dzieciom od narodzin do piątego roku życia, a także osobom po sześćdziesiątce.
Oponenci chętnie wytknęliby mi jakiś błąd w moich publikacjach, ale widać nie mogą go znaleźć, bowiem wytykają mi tylko, że nie zamieszczam bibliografii. Kiedyś nawet to robiłem, bo sądziłem, że tak trzeba, ale złapałem się na tym, że wybieram te źródła, które akurat mi pasują, a inne pomijam, mimo że je poznałem. Tak więc już nie zamieszczam bibliografii.
Jeszcze kilka lat temu sądziłem, że zmiany miażdżycowe można co najwyżej powstrzymać, ale leczyć to już nie da rady. Wszak to twardy wapń, więc nie można usunąć go z organizmu. Tak myślałem, jednak fakty kazały mi zmienić zdanie i obecnie jestem przekonany, że wyleczyć miażdżycę jednak się da. Nie wiem, czy do końca, a jeśli nie, to w jakim zakresie, ale wszystko wskazuje na to, że jest możliwe nie tylko zatrzymanie procesu wapnienia tętnic, ale także odwrócenie go, czyli zainicjowanie procesu odwapniania. Nie mam na poparcie tej tezy wyników badań naukowych, ale dla mnie wystarczające są dowody w postaci ustępowania specyficznych objawów zaawansowanej miażdżycy tętnic, którymi są: ▪ wzrost ciśnienia skurczowego krwi, w porównaniu do tegoż ciśnienia sprzed kilku lat ▪ zadyszka przechodząca w zamostkowy ból po niewielkim wysiłku – podbiegnięciu do autobusu, wejściu po schodach ▪ bóle łydek podczas biegu, marszu bądź spaceru, które ustępują po przystanięciu ▪ zaburzenia koncentracji i pamięci.
Kuracja, o której piszę, ujawniła się jako efekt uboczny oczyszczania stawów koktajlem cytrynowym. Do pierwszego doniesienia nie przywiązałem wagi, ale przypadkiem (których, jak wiadomo, nie ma) wnet pojawiły się kolejne. Tego już nie mogłem zbagatelizować, toteż przyjrzałem się sprawie wnikliwie. Wnioski, do jakich doszedłem, wydają się nader oczywiste – skoro koktajl potrafi rozpuścić złogi w trudnodostępnych stawach, to dlaczego nie miałby po drodze rozpuścić złogów na ścianach tętnic?
Według moich ustaleń, koktajl cytrynowy w leczeniu miażdżycy należy pić jeden raz dziennie na godzinę przed zaśnięciem i co najmniej godzinę po kolacji. Kuracja prawdopodobnie będzie trwać długo, ale przecież czas i tak upływa, więc gdyby nic w tym kierunku nie robić, to jest wysoce prawdopodobne, że u tego, kto jeszcze nie ma miażdżycy, pojawi się, zaś u tego, kto już ma, rozwinie się.
Niektórym może się wydawać, że efekty terapeutyczne koktajl cytrynowy zawdzięcza jedynie cytrynie, ale nie wydaje się to możliwe. W grę wchodzi zapewne synergia pozostałych składników koktajlu, m.in. niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych.
Autor: Józef Słonecki